Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#70846

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Studia. Bardzo Prestiżowa Uczelnia i Bardzo Prestiżowy Kierunek.

Otóż zdarzyło mi się nie zdać jednego przedmiotu. No cóż, trudno, trzeba było się z tym pogodzić, zapłacić za warunek i zdawać w kolejnym roku. Miałam do wyboru dwa wyjścia: przepisać ocenę z ćwiczeń i przejmować się egzaminem tylko w czerwcu albo zapisać się na ćwiczenia i uczyć się cały rok. Ambitna jestem (byłam), więc wybrałam drugą opcję, żeby uczyć się systematycznie.

Pierwsze zajęcia. Ćwiczeniowiec, którego nie znałam, ale wydawał się wyluzowanym, pogodnym gościem. Zresztą niewielu pracowników na tym wydziale można było spotkać z koszulką Iron Maiden, więc od razu zdobył moją sympatię. Przedstawił zasady: nie przyjmuje usprawiedliwień (dopuszczalne są dwie nieobecności i koniec) i robi niezapowiedziane kolokwia, które pisze się tylko w jednym terminie - nie ma popraw ani możliwości zdawania przez nieobecnych. Super, większa motywacja.
Po możliwości wyrejestrowania się z zajęć, znikła i koszulka i pogodny wyraz twarzy prowadzącego. Welcome to hell.

Połowa listopada.
- Proszę się rozsiąść i wyciągnąć tylko długopisy. Słychać podniecone szepty, studenci posłusznie wykonują polecenia.
- Od tej pory proszę o ciszę.
Ćwiczeniowiec poszedł na koniec sali, by zacząć rozdawać kartki. Ja, siedząc w pierwszym rzędzie, odwróciłam się i pokazałam kciuka w górę koledze - tak, aby dodać pewności siebie.
- Pani limes, proszę wyjść.
Odwracam się do człowieka, który nie zaczął nawet rozdawać kartek i pytam się, dlaczego.
- Naruszyła pani warunki formalne pisania kolokwium.
Wait... what? Jakiego kolokwium? Ktoś w ogóle dostał kartkę? Ściągałam? Podpowiadałam? Widziałam chociaż pytania?
- Proszę pana, kolokwium się jeszcze nawet nie zaczęło, a ja nie odezwałam się ani słowem.
- Proszę wyjść i wrócić po zajęciach, to porozmawiamy.

Zagotowało się we mnie, ale posłusznie wyszłam. Zestresowana jak diabli, bardzo uprzejmym tonem przeprosiłam za wszystkie grzechy świata, nakreśliłam sytuację z mojego punktu widzenia i poprosiłam o możliwość pisania kolokwium choćby zaraz.
- Nie, dyscyplinarnie 2 bez możliwości poprawy, proszę się starać na kolejnym kolokwium.

Łatwo się nie poddaję, na zajęcia chodziłam. Zgłaszałam się, bo w sumie materiał ten sam, co w tamtym roku, więc była to kwestia odświeżenia wiedzy. Wydawało się, że moja 'wtopa' została zapomniana i wybaczona.

Połowa grudnia. Ja przeziębiona, zasmarkana i osłabiona. Mimo to pamiętam o ważnej zasadzie - moją nieobecność usprawiedliwia tylko akt zgonu, więc zakładam najcieplejsze ciuchy i smaruję na zajęcia. Prowadzący wchodzi do sali, patrzy na mnie i pyta czy może ze mną porozmawiać na osobności. Za zamkniętymi drzwiami mówi mi, że docenia to, że przyszłam, ale widzi, że się źle czuję i żebym się nie przejmowała, poszła do domu, on mi wpisze obecność i życzy dużo zdrowia. Upieram się, że zostanę, ale po bardzo natarczywych namowach i zapewnieniach o trosce, daję się przekonać i wracam do łóżka z przekonaniem, że mój ćwiczeniowiec to anioł, nie człowiek.

Zajęcia za tydzień. Prowadzący wchodzi do sali i mówi, że ma oceny z ubiegłotygodniowego kolokwium. Ja robię oczy jak 5 zł. Po zajęciach podchodzę i pytam o co chodzi, kiedy mogę zaliczać, przecież sam mnie zwolnił. Słyszę, że on nic nie pamięta, ale mam tu zapisaną obecność, więc widocznie nie oddałam kartki i dostaję 2 bez możliwości poprawy. Szczęka mi opada i kiedy wychodzę z sali, zalewam się żałosnym płaczem.

Po świętach wracam w świetnym nastroju i z nowymi siłami. Motywacja! Więcej czytam, więcej się zgłaszam. W marcu kolejne kolokwium, tym razem nie dałam się na nic nabrać. Dostałam 4. Jeszcze tyle czasu przede mną, do tego liczę na ocenę z aktywności, która będzie mi się liczyć zamiast którejś z dwójek z poprzednich miesięcy. Wszystko jest na jak najlepszej drodze.

Maj. Trzymam przed sobą ocenę z ostatniego kolokwium. Na odwrocie zapisana ocena z całych zajęć. NZAL. Jak to nzal? Jakim cudem? A aktywność? A wyniki? Nie liczyłam na piątkę, ale trójki byłam pewna, bo dobrze mi szło.
Po zajęciach podchodzę i pytam.
- A wie pani, bo pani ma tu dwie dwójki, pani nie umiała.
Starając się być uprzejma do granic możliwości, tłumaczę, że nie pisałam żadnego z tych kolokwiów i przypominam obie sytuacje.
Reakcja?
Diabelski uśmieszek.
- Wie pani, pani to bym i tak nie zaliczył.

uczelnia

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 321 (389)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…