Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#70884

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja mama ma o 7 lat młodszego brata. Jak sama od kilku lat mówi - ma brata debila. Dlaczego?

Kiedy miałam 5 lat, jej braciszek postanowił rzucić wszystko (czyli właściwie siedzenie na garnuszku rodziców i nicnierobienie) i polecieć do Stanów - lepszego świata. Pojechał po prostu z dnia na dzień. Zniknął. Nie mówiąc prawie nikomu gdzie, jak i po co. Wiem, że nielegalnie się tam dostał, bez wizy. Nie znam szczegółów, nie dopytywałam nigdy.

Osiadł w Nowym Jorku i złapał pracę w jakiejś knajpie, podobno z innymi Polakami. W NY poznał swoją żonę (również Polkę, z okolic Mazur), której dość szybko się oświadczył i zmajstrował z nią dwójkę dzieci (dziś 9 i 11 lat). Dzwonił co jakiś czas, przysyłał paczki, w szczególności mi - byłam jego jedyną i ukochaną siostrzenicą, bardzo z nim związaną jako dziecko. Przeżyłam mocno jego wyjazd (nawet się nie pożegnał) i to, że moje miejsce w jego życiu zajęły inne dzieci. Trudno mi było się z tym pogodzić, ale z wiekiem chyba to zaakceptowałam. Babcia zdobyła wizę, poleciała dwa razy do wujka, raz w odwiedziny z potrzeby serca, raz na ślub. Po 7 latach pobytu, kiedy skończyłam 12 lat, powiększona rodzinka wróciła do ojczystego kraju. Spłukana praktycznie do cna.

Dziadkowie, czyli rodzice mojej mamy i wujka przeprowadzili się, a wujkowi z żoną i dziećmi oddali mieszkanie. Kilka lat minęło względnie spokojnie - mama załatwiła wujkowi pracę w swojej firmie (szukali kierowcy), została chrzestną ich córki (syna ochrzcili w USA), złapała z dziećmi kontakt, dziadkowie zachwycili się wnukami, zaprzyjaźnili się z żoną wujka, przyjęli ciepło, jak swoją, zwłaszcza że nie było jej lekko - wróciła do ojczyzny, lecz od rodziny dzieliło ją kilkaset kilometrów, odwiedzała ich 3-4 razy do roku (głównie w święta), czasami oni przyjeżdżali, ale ze względu na wiek dość rzadko. Nasze rodziny się polubiły, no sielanka.

Ale życie to nie bajka. Za pięknie być nie mogło. Około 4 lat temu wujek przyszedł do mojej mamy pogadać z nią w 4 oczy. Przyznał się, iż jest hazardzistą. Wpadł w pułapkę nałogu, przegrał sporo pieniędzy, ma długi. Poprosił ją o pomoc. Mama była w szoku, ale ponieważ umie działać trzeźwo, zwołała naradę rodzinną (dziadków i żonę wujka), powiedziała im prawdę. Ciocia była w szoku - przyznała, że od jakiegoś czasu mają kłopoty z pieniędzmi, ale nie podejrzewała, że chodzi o hazard. Jak na kochanych rodziców i siostrę przystało - otrzymali od nich pomoc. Mama i babcia (babcia nadal pracuje) wzięły jakieś niewielkie kredyty, by z ich pomocą wujek spłacił długi, mama znalazła dla niego stowarzyszenie Anonimowych Hazardzistów, by otrzymał pomoc i wyrwał się ze szponów nałogu. Czy skorzystał? Oczywiście. Na chwilę.

Sprawa ucichła na jakiś czas, żeby potem powrócić jak bumerang i całą rodzinę zwalić na nogi. Wujek nie porzucił nałogu. A skąd. Gra w najlepsze, nikt nie wie gdzie i z kim. Potrafi zniknąć na cały dzień, pojechać gdzieś samochodem, nie odbierać telefonów, po czym wrócić następnego dnia pijany i bez samochodu. Nie mówi nic. Co robi, gdzie, z kim, gdzie jest samochód. Pieniądze przepuszcza jak milioner, nawet nie widząc jak odbija się to na jego rodzinie. Samochód zastawia w lombardzie, na pokrycie długów, których wysokości nikt nie zna, pewnie nawet on sam.

Jego żona jest załamana, ma początki nerwicy. Oczywiście najbardziej cierpią na tym dzieci. Z ojcem kontakt coraz mniejszy, bo nie ma go całe dnie. Ich matka chodzi cała w nerwach, wyżywa się na nich. W domu panuje za przeproszeniem burdel, bo inaczej tego nazwać się nie da. Ciocia nie pracuje, bo musi przecież zająć się dziećmi, robi tylko ręcznie biżuterię, ale pieniądze z tego są żadne. Oczywiście sytuację ratują dziadkowie i moja mama. Na ich barki spadły dzieci i ciocia. Dają im pieniądze, babcia gotuje, by zanieść im garnek zupy, dziadek prowadza do szkoły i odbiera. Dzieci wolą spać u dziadków niż we własnym domu, bo sytuacja jest tam napięta bardziej niż struna. Z wujkiem rozmowy nie ma żadnej - unika rozmów, olewa prośby i groźby. Nic do niego nie dociera. Dziadkowie też coraz bardziej chorują z nerwów o niego i jego rodzinę, o którą nie dba w ogóle. Moja mama nie odzywa się do niego od dobrych 2 lat. Próbuje jak może przychylić nieba dzieciom, pomóc bratowej. Ale z nim nie chce mieć nic wspólnego.

Jakoś jej się nie dziwię...

Rodzina...

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 240 (288)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…