Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#70976

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Do tej pory tylko czytałam piekielnych, jednak nasi ukochani lekarze, a przynajmniej jeden z nich, zmusili mnie do opisania swojej historii.
Dla wyjaśnienia, w wieku 17 lat zaczęłam mieć problemy z lewym kolanem - jednego dnia noga się pode mną ugięła, drugiego coś mi w stawie przeskoczyło i noga została pod kątem prostym, a ja nie byłam w stanie jej wyprostować. Wiadomo, najpierw lekarz rodzinny, potem szpital, z racji wady sprzętu powtarzano mi USG z piątku w poniedziałek i wyszedł płyn w kolanie, ale nic więcej. Potem skierowanie do ortopedy, coś w kolanie przeskoczyło i mogłam wyprostować po tygodniu nogę. Tak właśnie zaczęłam chodzić regularnie do jednego lekarza, który pracuje zarówno na na piętrze ortopedycznym, jak i rehabilitacyjnym, tak więc było niepotrzebnego latania, gdy na początku wystawiał mi skierowania do poradni rehabilitacyjnej, by wypisać mi zabiegi, a kolejki do niego ogromne, zapisy na pół roku wcześniej, zawsze opóźnienia, ponieważ jest multum ludzi (raz z braku miejsca wybrałam się do innego, jednak stwierdził, że jestem za młoda, by chorować).
Zmierzając jednak do sedna sprawy. Na pierwszej wizycie dostałam skierowanie na rezonans kolana, odczekałam pół roku i był (łącznie z oczekiwaniem na pierwszą wizytę, minął rok, już pełnoletnia byłam).
Potem doszły problemy z kręgosłupem, ale mniejsza z tym. Bardziej chodzi o to, że przez 3,5 roku od poprzedniego badania nie mogłam się doprosić o powtórne, tylko byłam wysyłana cały czas na rehabilitację, ale nie na jeden rodzaj, byłam już praktycznie na wszystkich możliwych zabiegach w przychodni. Na początku myślałam, że lekarz ma jakiś plan, że potrzebne są różne zabiegi, ale później zdałam sobie sprawę, że on testuje na ślepo, co mi pomoże. Nawet panie, które wykonywały mi zabiegi, były zdziwione, ponieważ miałam najczęściej 4 rehabilitacje w roku (czasy, gdy można było mieć więcej wizyt niż jedną w danej poradni).
Z kolanem był jednak nadal problem, dostałam leki przeciwbólowe (ketonal 100 i mocniejsze), miałam przykaz by brać je codziennie, czego, przyznam szczerze, świadomie nie robiłam, starając się wytrwać, gdyż uważam, że zażywanie codziennie silnych leków przeciwbólowych nie jest zbyt korzystne.
W każdym bądź razie, ostatnio wyprosiłam chociaż USG kolana. No dobrze, lekarz się zgadza, mimo, że uważa, iż mam zwykły zespół przeciążeniowy i taki też kod miałam wpisany w rozpoznaniu, tak samo i przy kręgosłupie.
Co do poradni USG, nie mogę powiedzieć złego słowa. Badanie miałam 23 grudnia, a wizytę u lekarza 28, więc, żeby mieć pewność, że wyniki będą, zostały mi wydane zaraz po badaniu, żeby nie trzeba było później latać.
Efekt? Przez cztery lata rehabilitacji płyn nie zniknął, ani się nie zmniejszył, w tej chwili mam zmiany na powierzchni chrząstki, uszkodzone jedno więzadło, drugie pogrubione, mam pęknięcie łąkotki, a kolano boli nawet, jak chwilę dłużej postoję, nie mówiąc już nawet o wybraniu się na spacer.
Co z tym robię? Jak normalny człowiek idę na umówioną wizytę, lekarz nawet nie patrzy na wyniki, tylko zaczyna coś mówić o rehabilitacji.
Oczywiście zwróciłam mu uwagę co wyszło, oraz na to, że zamiast być lepiej, jest coraz gorzej, na co słyszę:
"To zapiszemy jeszcze jedną rehabilitację, jak ona nie pomoże, to wtedy coś pomyślimy."
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że zrezygnuję ze studiów, więc dostałam zwolnienie z WFu, ponieważ nie wolno mi ćwiczyć, oraz skierowanie na trzy zabiegi, w tym na ćwiczenia.
W tej chwili zastanawiam się, co będzie dalej z moim kolanem, ponieważ z dnia na dzień czuję się gorzej, jak również, jak można zakładać, iż skoro przez 4 lata żadna rehabilitacja nie pomogła, a najpewniej zaszkodziła, to kolejna powinna pomóc.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 37 (63)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…