Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#71466

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od kilku lat mieszkam i pracuję w Szkocji jako kelnerka/barmanka w restauracji mieszczącej się w teatrze.
Jakieś pół roku temu ze względu na poważne zmiany organizacyjne (nie będę się tu zagłębiać, gdyż nie ma to większego znaczenia dla historii) przyszło naszej załodze pożegnać się z dotychczasowym managerem i cierpliwie czekać na nowego... Po kilku miesiącach pojawił się... Młody, energiczny, sympatyczny, podobno nawet trenowany w jednej z restauracji posiadających gwiazdkę Michelin - tyle pierwszego wrażenia, szybko wyszła na jaw jego niekompetencja, a to supervisorzy (w tym ja) musieli odwalać całą robotę, gdyż szanowny pan manager nie miał pojęcia jak.

1. Raporty
Zadaniem managera/supervisora na koniec dnia było przeliczenie wszystkich kas. Proste, prawda? Manager nie miał pojęcia, że należy gotówkę porównać z wydrukowanym raportem, czyli nigdy (przez kilka miesięcy) nie wiedział, czy mamy nadwyżkę czy manko w kasach.

2. Grafik
Grafik był dla managera zbiorem luźnych wskazówek - wychodził kiedy chciał, a jeszcze nie zdarzyło się, aby wypracował w tygodniu 44 godziny, do czego jest zobowiązany umową. Ba, nawet nie czekał, aby na zmianie pojawił się supervisor, żeby zawsze na miejscu był ktoś odpowiedzialny za personel.

3. Kino
Nasza restauracja jest częścią teatru/kina, więc jako personel otrzymujemy atrakcyjne zniżki na bilety. Nasz szef wykombinował, że jeśli pójdzie do kina, to może sobie śmiało wpisać te 2 godziny w godziny pracy.

4. Napiwki
Zasadą u nas zawsze było, że manager nie bierze napiwków - po prostu klienci wrzucają je do słoika, a my na koniec dzielimy je między obsługę. Nowy manager uznał, że jego 3-krotnie wyższa od naszej pensja to za mało, dlatego też udział musi mieć. Obsługiwał gości jedynie przez 15 minut? Och, tak ciężko pracował i się zmęczył, więc się należy... Nie wahał się nawet zwyczajnie wyjąć części ze słoika na własne zakupy.

A na deser:
5. Mikołajki
Ustaliliśmy, że organizujemy Mikołajki w pracy, kwota max. 10 funtów, coby każdy mógł sobie na to pozwolić. Nasz ukochany (przyznam, że snobistyczny) szef nalegał: a może 30? Lub 50?

W święta przyszedł czas na prezenty - jedna z koleżanek otwiera pakunek, a tu... dwa piwa. Nie jest źle? To były dokładnie te same dwa piwa, które ta dziewczyna zostawiła u niego w domu, gdy kiedyś zaprosił nas na drinka po pracy. Te same dwa piwa, które kosztowały ją wówczas 4 funty za czteropak.
Sam manager otrzymał (zresztą ode mnie) butelkę szampana (może nic wyszukanego, ale jednak bąbelki) narzekając, że nie wie, czy jest sens tak kijowy prezent w ogóle zabierać do domu.

Wciąż nie wierzę, że ten koleś został czyimkolwiek szefem...

gastronomia

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 432 (444)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…