Czytając historię http://piekielni.pl/71539, przypomniał mi się mój piekielny zakup.
Lubię kebab. W kubeczku, bez surówek, z sosem. Samo mięsko i frytki. Mam swoje ulubione punkty, które odwiedzam i w których ów „kubełek kebabowy Selenhe” mały kosztuje 5 zeta, duży 10. Przy czym naprawdę w obu przypadkach są to spore porcje, a mięsko i kebab sięgają góry kubka.
Tego wieczoru podkusiło mnie i weszłam do baru, który miałam niedaleko miejsca zamieszkania. Przyciągnął mnie napis: Kebab w kubku – 6 zł.
Ślinka mi pociekła na myśl o kubku pełnym mięska i frytek, polanych sosem.
Składanie zamówienia wyglądało mniej więcej tak:
- Poproszę kebab w kubku.
- To będzie 6 zł. Kebab, frytki i surówki.
- Bez surówek proszę.
- To jak pani nie chce surówek, to może ja pani dorzucę porcję mięsa?
A jak chcesz kobieto to dorzucaj. Nieraz się zdarzało, że w ulubionych barach dorzucali zamiast surówki nieco więcej mięska czy frytek, za tą samą cenę.
Kobieta za ladą podeszła do kasy i zaczęła nabijać rachunek:
- Kebab w kubku – 6 zł, porcja mięsa – 2,50, kubek – 0,80.
Się zdziwiłam...
Jak długo zdarza mi się dożywiać w barach, tak długo nikt jeszcze nie policzył mi dodatkowo za kubek czy talerz, czy sztućce. Zwykle wliczone już to jest w cenę jedzonka. Przypominam, że nie mówimy tu o opakowaniu na wynos (które bywa płatne), ale o czymś, co nazywa się: kebab w kubku za 6 zł.
Nie wiem co mnie przymuliło, że zapłaciłam żądane 9,30. Może był to głód. A może kątem oka dostrzegłam wielkość kubka, łudząco podobną do tej, które zwykle nazywa się dużymi. Dostałam swój kubek. Szczelnie zapakowany. Dobra, nie było czasu czekać dłużej – bo sporo zmitrężyłam go w barze, oczekując na ów kubek – rozpakuję po drodze. Chyba dobrze, że wyszłam i otworzyłam moje żarełko dopiero w domu. Moim oczom ukazało się kilka kawałeczków mięska i kilka frytek! Nawet nie sięgających połowy kubka! Maźnięte odrobiną sosu.
Nie umywało się to nawet do małej porcji, którą można kupić gdzie indziej, o połowę taniej. Jakby kobieta nie doliczyła i dorzuciła porcji mięsa, to pewnie szukałabym porcji mięsa: kebab w kubku – na dnie kubka.
Oczywiście do owego punktu więcej nie zajrzę. Nawet gdybym padała z głodu w drodze do domu.
Lubię kebab. W kubeczku, bez surówek, z sosem. Samo mięsko i frytki. Mam swoje ulubione punkty, które odwiedzam i w których ów „kubełek kebabowy Selenhe” mały kosztuje 5 zeta, duży 10. Przy czym naprawdę w obu przypadkach są to spore porcje, a mięsko i kebab sięgają góry kubka.
Tego wieczoru podkusiło mnie i weszłam do baru, który miałam niedaleko miejsca zamieszkania. Przyciągnął mnie napis: Kebab w kubku – 6 zł.
Ślinka mi pociekła na myśl o kubku pełnym mięska i frytek, polanych sosem.
Składanie zamówienia wyglądało mniej więcej tak:
- Poproszę kebab w kubku.
- To będzie 6 zł. Kebab, frytki i surówki.
- Bez surówek proszę.
- To jak pani nie chce surówek, to może ja pani dorzucę porcję mięsa?
A jak chcesz kobieto to dorzucaj. Nieraz się zdarzało, że w ulubionych barach dorzucali zamiast surówki nieco więcej mięska czy frytek, za tą samą cenę.
Kobieta za ladą podeszła do kasy i zaczęła nabijać rachunek:
- Kebab w kubku – 6 zł, porcja mięsa – 2,50, kubek – 0,80.
Się zdziwiłam...
Jak długo zdarza mi się dożywiać w barach, tak długo nikt jeszcze nie policzył mi dodatkowo za kubek czy talerz, czy sztućce. Zwykle wliczone już to jest w cenę jedzonka. Przypominam, że nie mówimy tu o opakowaniu na wynos (które bywa płatne), ale o czymś, co nazywa się: kebab w kubku za 6 zł.
Nie wiem co mnie przymuliło, że zapłaciłam żądane 9,30. Może był to głód. A może kątem oka dostrzegłam wielkość kubka, łudząco podobną do tej, które zwykle nazywa się dużymi. Dostałam swój kubek. Szczelnie zapakowany. Dobra, nie było czasu czekać dłużej – bo sporo zmitrężyłam go w barze, oczekując na ów kubek – rozpakuję po drodze. Chyba dobrze, że wyszłam i otworzyłam moje żarełko dopiero w domu. Moim oczom ukazało się kilka kawałeczków mięska i kilka frytek! Nawet nie sięgających połowy kubka! Maźnięte odrobiną sosu.
Nie umywało się to nawet do małej porcji, którą można kupić gdzie indziej, o połowę taniej. Jakby kobieta nie doliczyła i dorzuciła porcji mięsa, to pewnie szukałabym porcji mięsa: kebab w kubku – na dnie kubka.
Oczywiście do owego punktu więcej nie zajrzę. Nawet gdybym padała z głodu w drodze do domu.
pysznegramy gastronomia
Ocena:
175
(267)
Komentarze