Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#72138

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z dzisiaj.

Jestem we Włoszech, zajechałam do koleżanki, która mieszka w małej miejscowości, około 1000 mieszkańców. Wynajęty dom trochę na uboczu pipidówy. Kawkujemy, plotkujemy i nagle pukanie do drzwi. Minutę nam zajęło zdziwienie typu kto to może być, ja na nikogo nie czekam, może brat czegoś zapomniał. A dobijanie się do drzwi coraz bardziej natarczywe, przeszło w walenie chyba pięścią, a po chwili to już chyba w kopanie, bo aż drzwi latały. I tak dobre 5 minut, jakby ktoś miał zamiar wejść razem z drzwiami.

No to krótka piłka - telefon po karabinierów, bo koleżanka wraz z dziećmi rok temu została "prewencyjnie oddalona z domu" w asyście karabinierów po tym, jak mąż jej złamał rękę i kolejny raz wtłukł. A że szanowny małżonek czasem odwiedzał i awanturował się pod jej domem, to nawet nie podchodząc do okna obstawiałyśmy, że to on. Przyjechali panowie w mundurach po około 10 minutach - walenie w drzwi przez cały ten czas nie ustawało - za drzwiami się uspokoiło, moment ciszy i telefon, że można otworzyć. Otwieramy, a tam... patrol, ksiądz i 2 ministrantów. Bo oni widzieli, że wchodziłyśmy, więc skoro jesteśmy w domu, to się dobijali.

PS Tutaj w okolicach Świąt Wielkanocnych chodzi coś w rodzaju kolędy, błogosławią domy i biorą "cołaskę". Koleżanka się nie spodziewała, bo zapowiadali, że będą chodzili przed świętami, a ona wtedy wyjechała na parę dni. Chodzili jednak po świętach, bo ksiądz miał grypę.

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 268 (316)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…