Lekarz weterynarii powinien posiadać pewną wiedzę... Niestety niektórzy skutecznie mijają się z powołaniem...
Pewna pani miała sobie koteczkę. U koteczki, gdy ta miała 7 miesięcy, pani zauważyła malutkie guzki przy sutkach. Po miesiącu guzki były już wielkości orzechów włoskich. Sąsiadka poleciła pani jakiegoś weterynarza, rozpływając się w zachwytach "bo ona chodzi do niego z Fafikiem już x lat i on taki dobry jest" - problem polegał na tym, że największym problemem zdrowotnym Fafika były co najwyżej zbyt długie pazury...
Weterynarz obejrzał kotkę, obmacał, poudawał, że myśli i dał zastrzyk, z zaleceniem owych zastrzyków przez jakiś czas.
Zastrzyki nie pomogły, wręcz przeciwnie - po dwóch tygodniach guzy dorastały już do wielkości mandarynek i zaczęły pojawiać się krwawiące, niegojące się rany.
Pani poszła do innego weterynarza, który stwierdził, że w takim stadium to na pewno kotka ma już przerzuty i trzeba ją uśpić. W wielkim smutku, by koteczki nie męczyć, pani się zgodziła.
I tak oto niespełna 9-miesięczna kotka straciła życie przez dwóch inteligentnych inaczej debili. Gdzie drugi był gorszym idiotą od pierwszego.
Pierwszy konował potraktował guzy jako typowy nowotwór sutków i zafundował kotce kurację sterydową - kuracja taka zmniejsza obrzęk i spowalnia wzrost nowotworu. Pod warunkiem, że to rzeczywiście nowotwór...
Drugiemu nie przyszło do łba, że skoro kot nie ma nawet roku i dodatkowo kuracja sterydami przyspieszyła wzrost, to coś jest nie halo i warto by było się zastanowić (inna sprawa, że objawy wręcz wrzeszczą o tym, jaka jest prawdziwa przyczyna i zasranym obowiązkiem weterynarza jest ją rozpoznać.)
Co było kotce? Problemy hormonalne. Wystarczyłoby ją wysterylizować - przed sterydami guzy zniknęłyby po około miesiącu, po kuracji i popękaniu skóry - zajęłoby to około 2 miesięcy.
I tak na koniec - u młodych kotek po pierwszej rui czasem dochodzi właśnie do tego, że na sutkach pojawiają się guzy - nie mają one nic wspólnego z klasycznym nowotworem - czyli po prawidłowym leczeniu (sterylka) nie ma nawrotów ani nie ma tu żadnego ryzyka, że pojawią się przerzuty. Rany mogą się pojawić nie z powodu rozpadu guza, a dlatego, że skóra ma ograniczoną rozciągliwość. No i niestety zdarzają się weterynarze, którzy traktują guzy hormonalne jak nowotwory - czyli faszerowanie sterydami czy też wycinanie ich (obie listwy mleczne w całości - BARDZO poważny zabieg - napięcie skóry staje się tu tak duże, że każdy najlżejszy dotyk staje się dla zwierzęcia katorgą).
I tu jeszcze kolejny częsty błąd weterynarzy - tym razem w przypadku nowotworów sutków (bez względu na gatunek)- wytną guzy bez sterylki. W ten sposób pojawia się gwarancja nawrotu (nowotwory sutków są ściśle powiązane z hormonami - wszelkie wahania hormonów - ruje czy cieczki sprzyjają rozrostowi i nawrotom).
Pewna pani miała sobie koteczkę. U koteczki, gdy ta miała 7 miesięcy, pani zauważyła malutkie guzki przy sutkach. Po miesiącu guzki były już wielkości orzechów włoskich. Sąsiadka poleciła pani jakiegoś weterynarza, rozpływając się w zachwytach "bo ona chodzi do niego z Fafikiem już x lat i on taki dobry jest" - problem polegał na tym, że największym problemem zdrowotnym Fafika były co najwyżej zbyt długie pazury...
Weterynarz obejrzał kotkę, obmacał, poudawał, że myśli i dał zastrzyk, z zaleceniem owych zastrzyków przez jakiś czas.
Zastrzyki nie pomogły, wręcz przeciwnie - po dwóch tygodniach guzy dorastały już do wielkości mandarynek i zaczęły pojawiać się krwawiące, niegojące się rany.
Pani poszła do innego weterynarza, który stwierdził, że w takim stadium to na pewno kotka ma już przerzuty i trzeba ją uśpić. W wielkim smutku, by koteczki nie męczyć, pani się zgodziła.
I tak oto niespełna 9-miesięczna kotka straciła życie przez dwóch inteligentnych inaczej debili. Gdzie drugi był gorszym idiotą od pierwszego.
Pierwszy konował potraktował guzy jako typowy nowotwór sutków i zafundował kotce kurację sterydową - kuracja taka zmniejsza obrzęk i spowalnia wzrost nowotworu. Pod warunkiem, że to rzeczywiście nowotwór...
Drugiemu nie przyszło do łba, że skoro kot nie ma nawet roku i dodatkowo kuracja sterydami przyspieszyła wzrost, to coś jest nie halo i warto by było się zastanowić (inna sprawa, że objawy wręcz wrzeszczą o tym, jaka jest prawdziwa przyczyna i zasranym obowiązkiem weterynarza jest ją rozpoznać.)
Co było kotce? Problemy hormonalne. Wystarczyłoby ją wysterylizować - przed sterydami guzy zniknęłyby po około miesiącu, po kuracji i popękaniu skóry - zajęłoby to około 2 miesięcy.
I tak na koniec - u młodych kotek po pierwszej rui czasem dochodzi właśnie do tego, że na sutkach pojawiają się guzy - nie mają one nic wspólnego z klasycznym nowotworem - czyli po prawidłowym leczeniu (sterylka) nie ma nawrotów ani nie ma tu żadnego ryzyka, że pojawią się przerzuty. Rany mogą się pojawić nie z powodu rozpadu guza, a dlatego, że skóra ma ograniczoną rozciągliwość. No i niestety zdarzają się weterynarze, którzy traktują guzy hormonalne jak nowotwory - czyli faszerowanie sterydami czy też wycinanie ich (obie listwy mleczne w całości - BARDZO poważny zabieg - napięcie skóry staje się tu tak duże, że każdy najlżejszy dotyk staje się dla zwierzęcia katorgą).
I tu jeszcze kolejny częsty błąd weterynarzy - tym razem w przypadku nowotworów sutków (bez względu na gatunek)- wytną guzy bez sterylki. W ten sposób pojawia się gwarancja nawrotu (nowotwory sutków są ściśle powiązane z hormonami - wszelkie wahania hormonów - ruje czy cieczki sprzyjają rozrostowi i nawrotom).
Weterynarze
Ocena:
134
(170)
Komentarze