Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#72243

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o (nie)ograniczonym zaufaniu do swojego psa.

Mam [Z]najomą, starszą już kobietę, choć bardzo aktywną, która posiada psa, nazwijmy go Mars. Mars jest sporym owczarkiem, ma piękną sierść, jest przyjazny i najchętniej wszystkich by lizał i żebrał o pieszczoty. Ja również mam psa i często z [Z] i naszymi psiakami chodziłyśmy na spacery. Mieszkamy niedaleko lasu w mieście, więc spacery mogłyby być bardzo przyjemne. Niestety [Z] pozwala swojemu psu na zdecydowanie za dużo.

Tak jak pisałam, Mars jest duży. Dla nas pies jest kochany, ale inni niekoniecznie posiadają takową wiedzę. Pomimo iż mój pies jest mały i prawie wszystkiego się boi, trzymam go na smyczy i puszczam luzem tylko na ogrodzonym placu przeznaczonym właśnie dla psów. Nigdy nie wiadomo, jak może zareagować np. na rowerzystę czy nordic walkerów (a jest ich tam sporo). Znajoma, gdy tylko wejdzie do lasu, puszcza Marsa luzem. Zazwyczaj chodzi ładnie przy nodze, ale zdarzyło się już kilka sytuacji, gdy Mars zobaczył kogoś z daleka i zaczął do niego biec. Jak myślicie, jak reagują ludzie gdy biegnie na nich wielkie, futrzaste bydlę? Ano albo zaczynają uciekać, albo zaczynają krzyczeć. Skąd mają wiedzieć, że on biegnie, żeby się wesoło przywitać? Ja w takiej sytuacji na pewno bym się porządnie wystraszyła.

Niestety, gdy Mars sobie coś/kogoś wypatrzy, nagle staje się głuchy na nawoływania właścicielki. Kilka razy wszczynane były awantury, znajomą wyzywali od idiotek, bo tak dużego psa nie trzyma na smyczy. Zdarzyło się raz, że Mars chapnął rowerzystę przejeżdżającego obok. Nie wiadomo czemu, coś mu najwyraźniej nie pasowało. Na szczęście pies nie zrobił mu wielkiej krzywdy, a facet był wyrozumiały, ale powiedział mojej znajomej co myśli o jej zachowaniu. Co powiedziała, gdy facet odjechał? "No głupi jakiś, żeby tak szybko po lesie jeździć!", po czym znów puściła Marsa bez smyczy.

Inna sytuacja zdarzyła się w środku miasta. Był upalny dzień, chodziłyśmy sobie po starówce, pies tym razem na smyczy grzecznie chodzi obok nogi. Jęzor wywalony, co 15 minut stawałyśmy, żeby nalać mu wody do miski. Nagle [Z] zauważyła fontannę, taką, co to woda "prosto z ziemi" wychodzi, bez brodzika. W fontannie bawiła się masa dzieciaków a co robi [Z]? Ściąga psu smycz i chce go puścić do wody, żeby się pochlapał. Tu nastąpił mój kategoryczny sprzeciw. Tłumaczę jej, że przecież są tam dzieci i mogą się bać wielkiego psa i zaraz zaczną się krzyki rodziców (słusznie). Ona na to, że przecież on się dziećmi nie będzie interesował, bo zna swojego psa. Dotarł do niej dopiero argument, że przecież dziecko może go złapać za ogon, nadepnąć przez przypadek lub wsadzić palec nie tam gdzie trzeba. Tym razem się udało i mnie posłuchała.

[Z] nie wykastrowała Marsa. Uważa, że byłaby to dla niego wielka krzywda i się roztyje. No i niestety, gdy Mars biega sobie po lesie luzem i wyczuje sukę, która ma cieczkę - znika nawet na kilka godzin. [Z] wraca sobie wtedy do domu i wypatruje go z okna, bo zawsze przecież sam wraca. To nic, że jest ulica, przez którą musi przejść (mało ruchliwa, ale zawsze jednak ulica), to nic, że w tym czasie nie ma pojęcia co się dzieje z Marsem i to nic, że w tym czasie, być może, właściciel jakiejś suki z cieczką właśnie stara się bydlaka kijem odgonić... [Z] ma to najwyraźniej gdzieś. Niewykastrowany Mars czasami również agresją reaguje na psy płci męskiej. Sam nie wszczyna awantury, ale jeśli drugi pies zaczyna szczerzyć kły i szczekać, zaczyna być nieciekawie... Nie raz i nie dwa razy trzeba było rozdzielać rzucające się na siebie psy.

Wiele razy staraliśmy się rozmawiać ze znajomą. Ja, inni ludzie z psami, sąsiedzi i całkiem obce osoby. Nic do niej nie dociera - ona wie, że pies jest spokojny i nic nikomu nie zrobi, choć niebezpiecznych sytuacji było już kilka. Ja przestałam chodzić z nią na spacery, bo zamiast przyjemności jest to zawsze stres, czy aby nic się wtedy nie wydarzy. Znajoma jest osobą wielce wykształconą i inteligentną, nie jestem w stanie pojąć, jak może być w tej kwestii tak głupia. Pies nie jest tu winien, tylko jego nierozgarnięta właścicielka, która ma do niego nieograniczone zaufanie. Nie ćwiczy z nim komend, a Mars staje się coraz bardziej dziki. Obawiam się, że kiedyś stanie się tragedia, a to i tak jej niczego nie nauczy... Po cichu liczę na to, że będzie dostawać mandat za mandatem za nietrzymanie psa na smyczy. Może taki argument do niej w końcu trafi...

miasto i las

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 173 (193)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…