Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

cytryndora

Zamieszcza historie od: 3 stycznia 2016 - 16:46
Ostatnio: 20 lutego 2017 - 23:32
  • Historii na głównej: 2 z 2
  • Punktów za historie: 418
  • Komentarzy: 4
  • Punktów za komentarze: 11
 

#75001

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przygody z teściową (przyszłą)...
Poznałam na studiach cudownego chłopaka, Maćka. Jesteśmy razem do tej pory i właśnie planujemy ślub. Teściowa jest zachwycona, chce pomagać i generalnie rozpieszcza nas za każdym razem gdy ją odwiedzamy. Niestety nie zawsze tak było...

Pochodzę z najzwyklejszej rodziny, ni to bogatej ni to biednej. Maciek jednak wywodzi się z rodziny bardzo majętnej. Teściowa jest typową snobką i na początku ani trochę jej nie odpowiadałam, ponieważ rodzice nie kupili mi porsche i mieszkałam w bloku. Kiedyś usłyszałam jej rozmowę z Maćkiem jak mówiła, że ona nie życzy sobie plebsu w rodzinie. Gdy jeździliśmy do niej w odwiedziny, w ogóle się do mnie nie odzywała, ewentualnie pytała się czego do jedzenia nie lubię, po czym gotowała dokładnie to. Gdy wypadało jakieś wesele, dobitnie tłumaczyła Maćkowi, że albo idzie sam, albo z jakąś inną dziewczyną, bo mnie nie będzie na pewno stać na porządną sukienkę i buty, i ona się będzie wstydzić.

Wszystko się zmieniło gdy nagle, 2 lata temu, z nieba spadł mi ogromny spadek. Pierwsze co zrobiłam to kupiłam mieszkanie i dobry samochód. Poprosiłam Maćka aby nikomu o spadku nie mówił, nie chciałam, żeby nagle pod drzwiami ustawiła się kolejka krewnych i znajomych królika, którzy chcą "pożyczyć" pieniądze. Sama prowadziłam wtedy niewielki, choć dobrze prosperujący, biznes i wolałam, żeby wszyscy myśleli, że wzięliśmy kredyt.

No ale rodzice to rodzice i oczywiście o spadku się dowiedzieli (mówię tu o rodzicach Maćka). No i zwrot o 180 stopni. Teściowa jest kochana, milutka, zaprasza mnie do siebie na święta, na grille, rodzinne spędy, a nawet na kawkę i ciasto w środku tygodnia. Zaoferowała, że ona pokryje większość kosztów związanych z weselem, choć teraz jest to zupełnie zbędne. Wszystkim w rodzinie opowiada jaka to ja nie jestem cudowna, idealna córka i synowa.

Problem w tym, że pieniądze ze spadku praktycznie się skończyły. Po zakupie mieszkania i auta, odłożeniu części na wesele i kilka podróży została niewielka sumka "na czarną godzinę". Ciekawe czy jak się dowie, że znów jestem "plebsem" tyle, że z własnym mieszkaniem, dalej będzie mnie tak kochać?

teściowa

Skomentuj (55) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 224 (340)

#72243

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o (nie)ograniczonym zaufaniu do swojego psa.

Mam [Z]najomą, starszą już kobietę, choć bardzo aktywną, która posiada psa, nazwijmy go Mars. Mars jest sporym owczarkiem, ma piękną sierść, jest przyjazny i najchętniej wszystkich by lizał i żebrał o pieszczoty. Ja również mam psa i często z [Z] i naszymi psiakami chodziłyśmy na spacery. Mieszkamy niedaleko lasu w mieście, więc spacery mogłyby być bardzo przyjemne. Niestety [Z] pozwala swojemu psu na zdecydowanie za dużo.

Tak jak pisałam, Mars jest duży. Dla nas pies jest kochany, ale inni niekoniecznie posiadają takową wiedzę. Pomimo iż mój pies jest mały i prawie wszystkiego się boi, trzymam go na smyczy i puszczam luzem tylko na ogrodzonym placu przeznaczonym właśnie dla psów. Nigdy nie wiadomo, jak może zareagować np. na rowerzystę czy nordic walkerów (a jest ich tam sporo). Znajoma, gdy tylko wejdzie do lasu, puszcza Marsa luzem. Zazwyczaj chodzi ładnie przy nodze, ale zdarzyło się już kilka sytuacji, gdy Mars zobaczył kogoś z daleka i zaczął do niego biec. Jak myślicie, jak reagują ludzie gdy biegnie na nich wielkie, futrzaste bydlę? Ano albo zaczynają uciekać, albo zaczynają krzyczeć. Skąd mają wiedzieć, że on biegnie, żeby się wesoło przywitać? Ja w takiej sytuacji na pewno bym się porządnie wystraszyła.

Niestety, gdy Mars sobie coś/kogoś wypatrzy, nagle staje się głuchy na nawoływania właścicielki. Kilka razy wszczynane były awantury, znajomą wyzywali od idiotek, bo tak dużego psa nie trzyma na smyczy. Zdarzyło się raz, że Mars chapnął rowerzystę przejeżdżającego obok. Nie wiadomo czemu, coś mu najwyraźniej nie pasowało. Na szczęście pies nie zrobił mu wielkiej krzywdy, a facet był wyrozumiały, ale powiedział mojej znajomej co myśli o jej zachowaniu. Co powiedziała, gdy facet odjechał? "No głupi jakiś, żeby tak szybko po lesie jeździć!", po czym znów puściła Marsa bez smyczy.

Inna sytuacja zdarzyła się w środku miasta. Był upalny dzień, chodziłyśmy sobie po starówce, pies tym razem na smyczy grzecznie chodzi obok nogi. Jęzor wywalony, co 15 minut stawałyśmy, żeby nalać mu wody do miski. Nagle [Z] zauważyła fontannę, taką, co to woda "prosto z ziemi" wychodzi, bez brodzika. W fontannie bawiła się masa dzieciaków a co robi [Z]? Ściąga psu smycz i chce go puścić do wody, żeby się pochlapał. Tu nastąpił mój kategoryczny sprzeciw. Tłumaczę jej, że przecież są tam dzieci i mogą się bać wielkiego psa i zaraz zaczną się krzyki rodziców (słusznie). Ona na to, że przecież on się dziećmi nie będzie interesował, bo zna swojego psa. Dotarł do niej dopiero argument, że przecież dziecko może go złapać za ogon, nadepnąć przez przypadek lub wsadzić palec nie tam gdzie trzeba. Tym razem się udało i mnie posłuchała.

[Z] nie wykastrowała Marsa. Uważa, że byłaby to dla niego wielka krzywda i się roztyje. No i niestety, gdy Mars biega sobie po lesie luzem i wyczuje sukę, która ma cieczkę - znika nawet na kilka godzin. [Z] wraca sobie wtedy do domu i wypatruje go z okna, bo zawsze przecież sam wraca. To nic, że jest ulica, przez którą musi przejść (mało ruchliwa, ale zawsze jednak ulica), to nic, że w tym czasie nie ma pojęcia co się dzieje z Marsem i to nic, że w tym czasie, być może, właściciel jakiejś suki z cieczką właśnie stara się bydlaka kijem odgonić... [Z] ma to najwyraźniej gdzieś. Niewykastrowany Mars czasami również agresją reaguje na psy płci męskiej. Sam nie wszczyna awantury, ale jeśli drugi pies zaczyna szczerzyć kły i szczekać, zaczyna być nieciekawie... Nie raz i nie dwa razy trzeba było rozdzielać rzucające się na siebie psy.

Wiele razy staraliśmy się rozmawiać ze znajomą. Ja, inni ludzie z psami, sąsiedzi i całkiem obce osoby. Nic do niej nie dociera - ona wie, że pies jest spokojny i nic nikomu nie zrobi, choć niebezpiecznych sytuacji było już kilka. Ja przestałam chodzić z nią na spacery, bo zamiast przyjemności jest to zawsze stres, czy aby nic się wtedy nie wydarzy. Znajoma jest osobą wielce wykształconą i inteligentną, nie jestem w stanie pojąć, jak może być w tej kwestii tak głupia. Pies nie jest tu winien, tylko jego nierozgarnięta właścicielka, która ma do niego nieograniczone zaufanie. Nie ćwiczy z nim komend, a Mars staje się coraz bardziej dziki. Obawiam się, że kiedyś stanie się tragedia, a to i tak jej niczego nie nauczy... Po cichu liczę na to, że będzie dostawać mandat za mandatem za nietrzymanie psa na smyczy. Może taki argument do niej w końcu trafi...

miasto i las

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 173 (193)

1