Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#72247

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Trochę było ostatnio wpisów o PUP-ie, to dorzucę i swoje - myślę, że dość mocno piekielne.

Był taki czas w moim życiu, gdy przyszło mi zapukać do drzwi Wojewódzkiego Urzędu Pracy. Od początku wiedziałam, że szanse znalezienia pracy przez PUP są zgoła żadne, ale też że moje szukanie pracy na własną rękę w swojej - dość niszowej - branży też niekoniecznie będzie skutkować sukcesem (średnio w Trójmieście pojawia się jedno ogłoszenie o pracę w tej branży na 3 miesiące). Decyzja: trzeba się przebranżowić. Poczytałam, poszukałam i postanowiłam skorzystać z możliwości, jakie daje PUP.

Historia 1
Rusza kurs przekwalifikujący. Fajnie nawet pomyślany: miesiąc teorii, po nim egzamin, a jeśli zdasz - 3 miesiące praktyki w firmach partnerskich. Jeśli się sprawdzisz na praktykach - masz szansę zostać w firmie na dłużej. Fajne? Niestety - za udział w kursie zapowiedziano drobne "stypendium" dla kursantów, więc zgłosiło się mnóstwo chętnych bezrobotnych - nawet niezainteresowanych tematyką kursu, byleby tylko dostać kasę za nic. Pomyślałam, że jednak spróbuję przejść rekrutację, zwłaszcza że wcześniej już na własną rękę trochę interesowałam się nową branżą, więc miałam się czym wykazać na rekrutacji.

Rekrutacja była wieloetapowa i trwała... 3 miesiące - do 3-miesięcznego kursu! (Przez cały czas musisz mieć status bezrobotnego i nie wolno ci podejmować nawet drobnych zleceń). Każdy etap poszedł mi bardzo dobrze lub dobrze, ale ostatecznie... nie dostałam się. No cóż, byli lepsi - pomyślałam.

Gdzie piekielność? Kilka miesięcy później dowiedziałam się, że pierwszeństwo udziału w kursie miały osoby z najdłuższym stażem w UP, dzięki czemu od początku nie miałam szans, ale nikt mnie nie oświecił :) Zrekrutowano natomiast głównie osoby, którym zależało przede wszystkim na stypendium, a nie na zdobyciu zawodu. Po stażu w firmie partnerskiej nie został nikt.

Historia 2
Postanowiłam znaleźć sobie sama kurs i skorzystać z "bonu" od PUP-u na jego realizację. Znalazłam - może nie tak fajny jak ten wyżej - ale zawsze coś na początek. Zadzwoniłam do dedykowanego mi doradcy zawodowego, upewniłam się, że spełniam wszystkie warunki, zapytałam o "gwarancję zatrudnienia"*. "Nie, nie trzeba gwarancji zatrudnienia, ten bon jest akurat pod tym względem o tyle korzystny dla bezrobotnych, proszę przyjechać i odebrać bon". Więc szybko zapisuję się na kurs i biegusiem do PUP-u.
Przyjeżdżam do PUP-u:
[J]a: Dzień dobry, ja po bon, rozmawialiśmy przez telefon
[D]oradca [K]lienta: Dzień dobry, poproszę dowód osobisty i gwarancję zatrudnienia.
[J]: Słucham? Rozmawialiśmy o tym przez telefon, zapewniał mnie pan, że nie trzeba gwarancji zatrudnienia
[DK]: Chwileczkę... (odwracając się do koleżanki z biurka obok) Dorota! Do tych nowych bonów potrzeba gwarancja zatrudnienia? Tak? No dzięki.
[DK]: Poproszę gwarancję zatrudnienia, bez niej nie może pani zrealizować bonu.
[J]: ...

Gdzie piekielność? Jeśli zapewnia cię urzędnik państwowy (jakim jest doradca klienta w PUP-ie), to mu raczej wierzysz. Naprawdę niewiele brakowało, a zapłaciłabym zaliczkę na ten kurs.

Historia 3
Monitorowałam tygodniami różne strony, fora, stronę PUP-u i w końcu jest! Znalazłam! Na stronie PUP-u pojawiła się propozycja stażu w tej branży, w której chciałam spróbować swoich sił. Spełniałam kryteria, więc super. Telefon do wspomnianego wyżej doradcy klienta (tylko przez niego można takie kwestie załatwić) i słyszę "niestety, nie spełnia pani wymogów formalnych, ten staż jest dla osób do 26 roku życia, a pani już ukończyła 26 lat"). Poprosiłam, by dał mi namiary na firmę (zadzwonię i może ich przekonam), ale nie chciał - a nazwa firmy była zastrzeżona.
Nie mogłam uwierzyć - wszystkie staże w PUP-ie są do 30 r.ż, a ten jedyny, który mnie interesuje - do 26. Ależ ja mam pecha!

Pożaliłam się koleżance, która - jak się okazało - ma znajomą w PUP-ie, która właśnie stażami się zajmuje. Koleżanka z ciekawości zapytała, dlaczego akurat ten staż ma inne kryteria. I wiecie co? NIE MIAŁ.
Mój doradca zawodowy ZMYŚLIŁ to z powodów do dziś mi niewiadomych.
Resztę papierologii załatwiłam już bezpośrednio z osobą odpowiedzialną za staż. Dostałam się na ten staż, ale na niego nie poszłam, ze względu na inną jeszcze piekielność, ale to osobna historia.

Mam jeszcze kilka piekielnych historii związanych z PUP-em. Jeśli Wam się te spodobają, opiszę kolejne:)


*Gwarancja zatrudnienia - co to takiego? UP w większości wypadków jest w stanie sfinansować ci co tylko chcesz pod warunkiem, że pokażesz świstek z pieczątką od dowolnej firmy, która deklaruje się, że cię zatrudni na umowę o pracę na minimum 6 miesięcy po realizacji tego świadczenia. Jak coś takiego sobie załatwić? Nie mam pojęcia. Przecież nie pójdę do żadnej firmy i nie powiem "Hej, nie znacie mnie kompletnie, ale podpiszcie, że jak zrealizuję ten kurs/ staż/ szkolenie, to mnie zatrudnicie".

urząd pracy Gdańsk

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 175 (187)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…