Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#72412

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Prowadzę działalność gospodarczą, a wśród moich zleceniodawców jest gazeta lokalna, do której cotygodniowo piszę teksty. Ogólnie praca fajna, z ludźmi, sam sobie ustalam godziny pracy, wszystko OK.

Dziwni są natomiast czasem ludzie, o których piszę. Wiadomo, że jako gazeta lokalna (obejmująca dwa powiaty) piszemy także o tym, co dla "większych" mediów jest nieistotnymi pierdołami. Zależnie od sezonu są to jasełka w szkołach, imprezy w świetlicach wiejskich, drażliwe sprawy w samorządach, dziurawe drogi itp. Dziennikarzy jest u nas tylu, że każdy ma "pod sobą" spory kawałek terenu - w moim przypadku są to 4 gminy, w których są szkoły, przedszkola, sołtysi, grupy odnowy wsi, koła gospodyń wiejskich, świetlice wiejskie, ośrodki kultury, stowarzyszenia... i pewnie długo by tak wyliczać. Oczywiście każdy chce być opisany w gazecie. Choć dla tej gazety pracuję zaledwie od nieco ponad pół roku, to mój numer telefonu jest powszechnie znany, a e-mail jest podawany co tydzień w stopce redakcyjnej. Mimo tego kilka razy w miesiącu do redakcji docierają maile lub telefony z pretensjami, że o czymś nie napisaliśmy. Najczęściej autorzy zarzutów na pytanie "a informowaliście nas o tym wydarzeniu?" odpowiadają "noooo... nie".

Ok, zgadzam się, że dziennikarz sam powinien wyszukiwać sobie tematy. ALE po pierwsze strony internetowe wielu instytucji są aktualizowane z opóźnieniem 1-2 miesięcy, a wiele informacji nie jest umieszczanych w ogóle. Po drugie nie da się śledzić profili facebookowych wszystkich podmiotów działających na danym terenie, (kiedyś z ciekawości policzyłem te na moim terenie: wyszło gruba ponad 100), bo nie starczyłoby czasu na pisanie. Po trzecie aktualizacje stron stowarzyszeń czy szkół następują często 2-3 tygodnie po danym wydarzeniu.
Ale taaak, zły redaktor nie napisał.

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 130 (194)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…