Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#72438

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia http://piekielni.pl/64834#comments przypomniała mi jedną z największych traum w moim życiu. Było to dawno temu, we wczesnych latach 70, miałam może 6-7 lat, ale do tej pory świetnie wszystko pamiętam i czasem zdarza się, że śni mi się w charakterze koszmaru.

Wychowałam się na wsi. Moi rodzice mieli małe gospodarstwo, w zasadzie na potrzeby własne i rodziny (oboje pracowali). Mieliśmy psa - przepięknego, dużego wilczura. Był wspaniały, bardzo mądry, łagodny, cierpliwy...

Uczył mnie chodzić - pierwsze kroki stawiałam trzymając się jego futra, całe lato jako maluch spędzałam na podwórku pod jego opieką, a razem ze mną kilkoro dzieci z sąsiedztwa. Potrafił złapać dziecko za ubranko i delikatnie odciągnąć np. od brzegu stawu, żeby do niego nie wpadło, odpędzić od bawiących się dzieci stado agresywnych gęsi, potrafił też np. całkiem samodzielnie przyprowadzić krowy z pastwiska, wystarczyło tylko otworzyć bramę.

Wszyscy w okolicy go znali i lubili, zresztą do tej pory w moich rodzinnych stronach krążą o nim opowieści, z których zapewne nawet spora część jest prawdziwa.

Było w niedalekim miasteczku koło łowieckie, do którego należała cała okoliczna "śmietanka" - policjanci, sędziowie, lokalna wierchuszka partyjna itp. Najczęściej ich "polowania" wyglądały tak, że kompletnie pijani jeździli po okolicy i strzelali w powietrze, ale większych szkód nie powodowali. Niestety, na nasze nieszczęście, zapraszali na te popijawy gości.

Kiedyś wracałyśmy z mamą z pola i akurat się na nich natknęłyśmy. Siedzieli w kilku samochodach, urżnięci kompletnie, palili ognisko na polu sąsiada i piekli jego ziemniaki, wywrzaskując jakieś śpiewy. Zaczęli zaczepiać moją mamę, wołać, żeby się z nimi napiła, bo mają za mało kobiecego towarzystwa. Mama była osobą dowcipną i wygadaną, bardzo umiejętnie się broniła, i mało brakowało, a wszystko skończyłoby się dobrze. Niestety był z nami też nasz pies.

Biegał w zasięgu wzroku, jak to miał w zwyczaju, i kiedy zobaczył obcych ludzi, przyszedł sprawdzić, czy coś nam nie zagraża. Usiadł obok mnie i siedział spokojnie. Jeden z gości "polowania", jakiś kacyk z pobliskiej miejscowości, natychmiast się nim zachwycił.

Zaczęło się gadanie - jaki piękny pies, jaki grzeczny, on by chciał takiego psa i mama ma mu tego psa sprzedać. Mama protestowała, mówiła, że to jest przyjaciel rodziny i opiekun dziecka, nie jest na sprzedaż, facet coraz bardziej się nakręcał, był coraz bardziej wkurzony, koledzy zaczęli go uspokajać, ale nic to nie dawało, w pewnym momencie wrzasnął, że jak on nie będzie miał tego psa, to nikt go nie będzie miał, i go zastrzelił. Tak po prostu, zupełnie znienacka.

Siedziałam na ziemi obok psa, trzymałam rękę na jego grzbiecie, a to bydlę do niego po prostu strzeliło! Siła strzału wyrwała psa spod mojej ręki, opryskała mnie krew, zaczęłam wrzeszczeć, mama rzuciła się do mnie, bo myślała, że to mnie trafił, zrobiła się straszna awantura, koledzy (dopiero wtedy!) zabrali mu broń...

To wszystko wiem tylko z opowiadań. Jedyne, co pamiętam, to mojego ukochanego przyjaciela, który umierał tuż obok mnie, z głową na rękach mojej płaczącej mamy. Dobrze, że nie było wtedy z nami ojca, bo nie wiem, jak by się to wszystko skończyło...

Oczywiście o żadnym dochodzeniu jakiejkolwiek sprawiedliwości nie mogło być mowy, ten bydlak był jakąś partyjną szychą i nikt by mu nic nie zrobił. Więc żadnego zakończenia historii nie będzie.

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 514 (528)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…