Popełniłem ostatnio poważny błąd, bo wprowadziłem się na osiedle, gdzie średnia wieku wynosi lat z 80, a i to tylko dlatego, że pojawiają się gdzieniegdzie niemowlaki.
Następnie zrobiłem rzecz jeszcze bardziej haniebną - remont.
Ale ostatnio to dopiero dałem do pieca. Mój blok charakteryzuje się tym, że w obrębie klatki ma wydzielone takie jakby miniklatki, oddzielone dodatkowymi drzwiami, do których klucze ma tylko kilka rodzin. Traf chciał, że moje mieszkanie jest w rogu, a za moimi drzwiami jest kawałek nieprzechodniego korytarza, może 2 m x 3 m, zakończony oknem.
Ponieważ wiek sąsiadów oscyluje w ww. granicach, ekhem "dekoracja" korytarza jest w stylu lat 60.: coś jakby landszaft na ścianie, kwiatuszki, serwetki, te sprawy. Jest też rura, którą postanowiłem wykorzystać i - skoro korytarz już i tak zagracony stojakami z chabaziami - przypiąć do niej rower - zawsze to bezpieczniej, bo dostęp do klatki jest ograniczony.
Rower nie postał nawet 2 dni, jak przyszła do mnie, jak się przedstawili, "delegacja" - 2 starsze obywatelki i jeden jakby facet. A zarzuty były jak następuje:
- bo oni tu dbają, żeby było ładnie
- bo się boją o kwiatuszki, że je staranuję rowerem
- bo jeszcze ktoś zobaczy przez okno w drzwiach, że tu rower stoi i się włamie, to niebezpieczne!
- bo to niezgodne z uchwałą spółdzielni (nie dane mi było się dowiedzieć z którą)
- jak se chcę, to mam trzymać na balkonie
i... najlepsze ze wszystkiego
- bo tu jest wyjście ewakuacyjne (rzeczone okno, rozmiar może 80 cm x 150, umieszczone na wysokości ok. 1,5 m. Gdyby nawet owe niewiasty się na nie wspięły, to zady by im nie przeszły, gwarantowane). Jakie wyjście ewakuacyjne, skok na beton?? [edytuję, bo widzę niedomówienia - to okienko NIE JEST oznaczone jako wyjście ewakuacyjne! Piętro 3, więc... A fragment korytarza jest nieprzechodni, ślepy, żadnej drogi ewakuacyjnej nie zastawiam!]
Stosunkowo uprzejmie, ale stanowczo zapowiedziałem pozostanie roweru na swoim miejscu, na co wszelkie pozory dobrego zachowania starszych państwa niknęły, bo zaczęli mi grozić wszystkim, od spółdzielni po synów/wnuki, którzy mi ten rower wywloką, a pan starszy próbował go nawet zabrać/zniszczyć (?), nie wiem, bo nie sforsował solidnego zapięcia typu U-lock i się poddał, zanim minęło mi zaskoczenie i zdążyłem zareagować. Tego już było za wiele i powiedziałem, że w razie najmniejszego uszkodzenia roweru od razu zawiadamiam policję, na co delegacja oddaliła się świńskim truchtem, grożąc mi strasznymi konsekwencjami.
Do zdarzenia doszło wczoraj. Nie wiem, czy mam się już bać i czego właściwie, przecież stojaki i kwiatki były tam pierwsze, więc w razie czego, to oni pierwsi złamali przepisy ppoż.
I naprawdę? taka awantura o rower?
Następnie zrobiłem rzecz jeszcze bardziej haniebną - remont.
Ale ostatnio to dopiero dałem do pieca. Mój blok charakteryzuje się tym, że w obrębie klatki ma wydzielone takie jakby miniklatki, oddzielone dodatkowymi drzwiami, do których klucze ma tylko kilka rodzin. Traf chciał, że moje mieszkanie jest w rogu, a za moimi drzwiami jest kawałek nieprzechodniego korytarza, może 2 m x 3 m, zakończony oknem.
Ponieważ wiek sąsiadów oscyluje w ww. granicach, ekhem "dekoracja" korytarza jest w stylu lat 60.: coś jakby landszaft na ścianie, kwiatuszki, serwetki, te sprawy. Jest też rura, którą postanowiłem wykorzystać i - skoro korytarz już i tak zagracony stojakami z chabaziami - przypiąć do niej rower - zawsze to bezpieczniej, bo dostęp do klatki jest ograniczony.
Rower nie postał nawet 2 dni, jak przyszła do mnie, jak się przedstawili, "delegacja" - 2 starsze obywatelki i jeden jakby facet. A zarzuty były jak następuje:
- bo oni tu dbają, żeby było ładnie
- bo się boją o kwiatuszki, że je staranuję rowerem
- bo jeszcze ktoś zobaczy przez okno w drzwiach, że tu rower stoi i się włamie, to niebezpieczne!
- bo to niezgodne z uchwałą spółdzielni (nie dane mi było się dowiedzieć z którą)
- jak se chcę, to mam trzymać na balkonie
i... najlepsze ze wszystkiego
- bo tu jest wyjście ewakuacyjne (rzeczone okno, rozmiar może 80 cm x 150, umieszczone na wysokości ok. 1,5 m. Gdyby nawet owe niewiasty się na nie wspięły, to zady by im nie przeszły, gwarantowane). Jakie wyjście ewakuacyjne, skok na beton?? [edytuję, bo widzę niedomówienia - to okienko NIE JEST oznaczone jako wyjście ewakuacyjne! Piętro 3, więc... A fragment korytarza jest nieprzechodni, ślepy, żadnej drogi ewakuacyjnej nie zastawiam!]
Stosunkowo uprzejmie, ale stanowczo zapowiedziałem pozostanie roweru na swoim miejscu, na co wszelkie pozory dobrego zachowania starszych państwa niknęły, bo zaczęli mi grozić wszystkim, od spółdzielni po synów/wnuki, którzy mi ten rower wywloką, a pan starszy próbował go nawet zabrać/zniszczyć (?), nie wiem, bo nie sforsował solidnego zapięcia typu U-lock i się poddał, zanim minęło mi zaskoczenie i zdążyłem zareagować. Tego już było za wiele i powiedziałem, że w razie najmniejszego uszkodzenia roweru od razu zawiadamiam policję, na co delegacja oddaliła się świńskim truchtem, grożąc mi strasznymi konsekwencjami.
Do zdarzenia doszło wczoraj. Nie wiem, czy mam się już bać i czego właściwie, przecież stojaki i kwiatki były tam pierwsze, więc w razie czego, to oni pierwsi złamali przepisy ppoż.
I naprawdę? taka awantura o rower?
sąsiedzi
Ocena:
271
(315)
Komentarze