Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#72632

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia Wrogadama(y - nie jestem pewna czy odmieniać czy nie ;) #72625 przypomniała mi czasy mojej pracy w kinie.

Większość kin ma w swojej ofercie poprowadzenie urodzin dla dzieci. Impreza wygląda tak, że w specjalnym pokoju dzieciaki jedzą tort/pizzę (co tam wybierze rodzic), następnie zabierane są przez animatorki na zwiedzanie kina np. przejść ewakuacyjnych czy projektorni. Po tych atrakcjach wesołe stadko uzbrojone w popcorn i soczek odprowadzane jest na seans jakiejś wybranej bajki.
Takich imprez w ciągu mojej kariery kinowej prowadziłam sporo najbardziej jednak w pamięci pozostały mi dwie.

Pierwsza, kiedy to z bodajże piętnastu zaproszonych dzieci, na miejscu pojawiło się jedno... Smutek małego solenizanta był porażający. Rodzice zapewniali, że wszyscy jeszcze dzień wcześniej potwierdzili swoją obecność. W czasie imprezy nikt z piekielnych rodziców zaproszonych dzieci nie odebrał nawet telefonu! Ja rozumiem wypadki/sytuacje losowe ale żeby nagle WSZYSCY? Chociaż starałyśmy się robić co w naszej mocy, żeby imprezę uratować (kierownik wyraził zgodę, żeby udział w imprezie mogli brać rodzice i siostra chłopca) to niestety myślę, że były to najgorsze urodziny tego dziecka.

Impreza numer 2. Tym razem zaproszeni goście stawili się w komplecie. Było to ok. 10 dziewczynek w wieku 6-8 lat. Solenizantka już na dzień dobry wprawiła mnie i koleżankę w osłupienie, kiedy podczas otwierania prezentów wykrzykiwała uwagi w stylu "co za śmiecie/ kto mi kupił takie gówno/ale szajs ile za to dałaś 2 złote? To wyrzucę od razu do śmietnika!". Delikatne tłumaczenia, że nie wolno tak mówić, przecież każdy prezent dawany jest od serca i jest tak samo piękny i ważny, nie pomagały oczywiście ani trochę. W odpowiedzi usłyszałyśmy, że mamy się zamknąć bo na pewno jesteśmy głupie jak pracujemy w kinie. Nasze uwagi i prośby chyba jeszcze bardziej rozeźliły małą diablicę bo po nich zaczęła nie tylko komentować podarki ale i je niszczyć! Kopanie rzucanie o ścianę, deptanie to tylko niektóre jej pomysły. Podczas krojenia tortu głośno komentowała komu łaskawie pozwoli zjeść kawałek a kto jest wg niej głupi/gruby/brzydki/kogo nie lubi ten będzie siedział i patrzył jak ona je jego porcję.

W tym momencie moja koleżanka nie wytrzymała odłożyła tort i z niemym przekleństwem na ustach (stała do dzieci tyłem widziałam ją tylko ja) wyszła po Panią Matkę, żeby zapanowała nad swoją latoroślą. W czasie kiedy jej nie było dziewczyny zaczęły się kłócić a nawet bić (!) i szarpać. Prowodyrem wszystkiego była oczywiście solenizantka. Starałam się je rozdzielać ale byłam sama jedna więc ciężko mi szło. W sam środek tego armagedonu trafiła piekielna mamusia. Jej reakcja sprawiła, że opadło mi wszystko i straciłam wiarę w rolę rodzica w życiu dziecka. Pani piekielna widząc co się dzieje, teatralnym głosem oznajmiła, że ona nie ma na to siły, ona nam płaci i mamy same sobie radzić, po czym poszła napić się kawy do kinowej kawiarni.

Po szybkiej konsultacji z kierownikiem zapadła decyzja. Nad bandą małych diabłów nie da się zapanować dlatego też ze względu na bezpieczeństwo dzieci, nasze zdrowie psychiczne i komfort klientów kina, pomijamy całe zwiedzanie i wszystkie atrakcje z tym związane. Oburzenie Pani matki uciszył papierek, że bierze na siebie wszystkie ew. koszty jakie spowodować mogą dzieci podczas takich zabaw. W skrócie Pani miała wyrazić zgodę, że w razie zepsucia przez solenizantkę lub któreś z jej gości jakiegokolwiek sprzętu (wiadomo drogie zabawki) bądź w razie skarg i zażaleń ze strony klientów kina, to ona weźmie na siebie całą finansową odpowiedzialność. Nie wzięła. A to szok. I tak sobie dziewczynki przesiedziały w specjalnym pokoiku prawie całą imprezę. Nie pomogły ich prośby, groźby, płacz, wrzaski, rzucanie się na podłogę. Obie z koleżanką byłyśmy niewzruszone.

Po upłynięciu ok 30 minut cała gromada zmęczona tym przedstawieniem zwyczajnie się uspokoiła. Cud nad cuda! Mało tego, dziewczynki naradziły się miedzy sobą i co prawda nie przeprosiły ale grzecznie zapytały czy zdążą zobaczyć chociaż jedną atrakcję. Zdążyły, nawet dwie. Do końca imprezy były już grzeczne. Może nie anielsko, ale jak na taką grupę naprawdę przyzwoicie.

A wystarczyło tylko postawić się małej terrorystce i jej napadom szału.

I w cale nie uważam, że w tej historii piekielne było dziecko. To rodzice tak ją wychowali więc tak się zachowywała. Szanownej Pani matce sama chętnie nagadałabym kilka słów ale jak wiadomo mogłam jedynie grzecznie acz dosadnie poinformować ją co sprawiło, że jej dziecko nagle potrafiło się uspokoić.
Po tamtej historii zapamiętałam sobie raz na zawsze, że za piekielnym dzieckiem stoi jeszcze bardziej piekielny rodzic.

Co zabawne kilka miesięcy po całej imprezie kiedy miałam zmianę (ale nie miałam prowadzić urodzinek) napadło na mnie w trakcie pracy całe stadko dziewczynek. Wszystkie rzuciły się mnie przytulać i dopytywać czy teraz też ja i Pani Ania będziemy prowadzić imprezę. Tak to były te same dziewczynki.

Tak cudownie się wtedy bawiły, że teraz inna z grupy wybrała sobie urodziny w kinie bo chciały zobaczyć resztę atrakcji. Co było robić, szybko zmieniliśmy grafik i jako, że tym razem grupa była naprawdę grzeczna, za zgoda kierownika pokazałyśmy dziewczynkom trochę więcej niż robimy to normalnie.

kino urodzinki dzieci diabełki

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 325 (335)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…