Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#72905

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przeczytałam w ostatnim czasie kilka historii o piekielnych lokatorach. Niby temat rzeka, oklepany z każdej możliwej strony. Myślę jednak, że moja przygoda z czasów bycia świeżo upieczoną studentką wkracza na wyższy level lokatorskiej piekielności.

Mały wstęp:

Moją przyjaciółkę (nazwijmy ją roboczo Nina) znałam od urodzenia. Mieszkałyśmy "drzwi w drzwi" całe życie. Moi rodzice traktowali ją jak swoją trzecią córkę, a i ja w jej domu czułam się jak u siebie.
Sytuacja zmieniła się znacząco, kiedy weszłyśmy w wiek dojrzewania. I nie, to nie Nina się zmieniła, a jej samotna matka, która postanowiła ponownie wyjść za mąż. Niby nic piekielnego. Jej wybranek okazał się jednak alkoholikiem, męskim bokserem i złodziejem, który miał wiele "przygód" z lokalną policją. Do dzisiaj pamiętam sceny jakie urządzał, noce, kiedy mój tato biegł na ratunek "biednej kobiecie". Sama na własne oczy widziałam, jak cudowny mąż rzucał swoją drobną żoną o ścianę jak lalką. Jak rozwalił telefon i zabarykadował drzwi, żeby nie mogła uciec. Czasami myślę sobie, że życie tej pani niejednokrotnie uratowały cienkie ściany w bloku i mój kochany tatko, który nie udawał, że nic się nie dzieje, tylko biegł zawsze ratować sąsiadkę. Moi rodzice nigdy nie wymagali wdzięczności za pomoc. Ot, chcieli żyć jak do tej pory i utrzymywać przyjacielskie kontakty (wspólne wieczorne imprezy, imieniny, pilnowanie na zmianę mnie i Niny itp).

Niestety matka Niny, która wcześniej w biedzie szczególnej nie żyła, ot, zwyczajna klasa średnia, dała się zaczarować pieniądzom. To nic, że mężuś pił i bił. Kasę dawał, był nowy samochód, remonty, zagraniczne wycieczki i pudrowanie siniaków. Niestety Nina również dała się zmanipulować i stopniowo zaczęła zmieniać również znajomych.

Czas leciał, po liceum wyprowadzałyśmy się do tego samego miasta i umówiłyśmy się na wspólne mieszkanie w jednym pokoju. Lokatorem byłam wg mnie wzorowym. Zawsze po sobie sprzątam, nigdy nikomu nie podkradałam jedzenia, a posiadanie rodzeństwa i rodzice pracujący "na nockach" nauczyli mnie zachowywać się bardzo cicho kiedy ktoś śpi lub się uczy. W tamtych czasach byłam raczej szarą myszką, cichą, spokojną, nie imprezującą. To Nina wychodziła na imprezy albo urządzała je na mieszkaniu. Jej chłopak nocował z nami w pokoju bez zapowiedzi.
Nie przeszkadzało mi to i nigdy nie robiłam z tego problemu.

Pewnego pięknego dnia moja przyjaciółka w trakcie robienia kolacji zadała mi jedno pytanie, które zapamiętam sobie już do końca życia. A brzmiało ono "Słuchaj Mi, mogłabyś się wyprowadzić? Bo wiesz, niby zawsze jesteś cicho i w ogóle, ale w sumie PRZESZKADZA MI JAK ODDYCHASZ".

Tydzień później byłam już na nowym mieszkaniu.
Smaczek: Nina miała pretensje, że ogarnęłam się z tym tak szybko i zostawiłam ją na lodzie (czynsz zapłaciłam jak trzeba, ale nie szukałam nikogo na swoje miejsce).

lokatorka mieszkanie studenci przyjaciółki

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 291 (317)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…