Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#72972

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O piekielnym kurierze, będzie przydługo.

Dnia pierwszego koleżanka nadała do mnie kurierem paczkę z moimi własnymi butami, które kilka miesięcy temu u niej zostawiłam. Nie będę wskazywać dokładnie, o jakiego kuriera chodzi, bo to w sumie nie jest istotne - kilka razy wcześniej korzystałam z ich usług i wszystko było w porządku. Nadmienię, że usługa polegała na tym, że wciągu 24 godzin paczka jest u mnie i nadawana była w obrębie tego samego województwa.

Dnia drugiego przed godziną 10 znalazłam w skrzynce pocztowej zawiadomienie o próbie doręczenia przesyłki - kurier podobno był u mnie godzinę wcześniej, ale nikogo nie zastał, co z założenia było śmieszne, bo wstałam wcześniej i kisłam w domu do czasu, aż wyciągnęłam awizo ze skrzynki. Kurier nie dzwonił, zero kontaktu telefonicznego. Z racji tego, że miałam tego dnia dobry humor, stwierdziłam, że nie będę robić afery, bo na awizie napisane było, że na następny dzień będzie ponowne doręczenie. Buty potrzebne były na dzień czwarty, nie trzeci, ale przezornie wybrałyśmy taką przesyłkę, żeby ten jeden dzień mieć w zapasie.

Dzień trzeci. Pobudka 8 rano, gdyby kuriera straszyło. I siedzę, i kisnę. Nawet do sklepu nie wyszłam, bo już wiedziałam, że ten kurier to telefonu nie używa. Kontrolnie po 9 wyszłam sprawdzić skrzynkę - nie ma awiza. To dalej siedzę, kisnę, oglądam serial, w domu względna cisza, tylko wiertarki ktoś w bloku używał - ale nie na tyle głośno, żebym miała nie usłyszeć domofonu czy dzwonka do drzwi. I nagle po 11 sygnał domofonu, odzyskałam wiarę w kuriera, lecę na złamanie karku, żeby otworzyć. No nie, niestety, listonoszka tylko. No trudno, posiedzę jeszcze.

Miałam bardzo dziwne przeczucia. Więc chwilę po tym, jak otworzyłam listonoszce drzwi, wyszłam sprawdzić skrzynkę. I co znalazłam? Tak, powtórne awizo z godziny 10:50...
No szlag mnie trafił, aż się ze złości zaczęłam trząść. Bo nie bardzo chciało mi się zasuwać po odbiór paczki do punktu - nie po to zamawiam kuriera i siedzę w domu czekając. Z awiza wzięłam więc telefon do punktu i dzwonię - do kuriera bezpośrednio nie mogłam, a nie chciałam składać na niego skargi, no i lecieć karnie do punktu, więc wyszłam z założenia, że może w punkcie uzyskam do niego numer telefonu, a jak z nim porozmawiam, to jednak raczy wykonać usługę bez angażowania działu reklamacji/skarg i innych.

Odebrał względnie miły pan, wysłuchał o co chodzi i rzecze mi, że musi iść do kurierów ustalić, który to z nich. Byłam zła, ale krzyczenie na niewinnych ludzi przez telefon mnie nie bawi, więc poza tym, że mną trzęsło, czego nie było widać przez telefon, to zachowywałam się bardzo kulturalnie. Do telefonu podszedł drugi pan - nie, nie kurier, tylko pan, który po adresie będzie ustalał kuriera. OK, podaję mu adres, eureka, mamy delikwenta, pan woła go po imieniu i zapewne odkłada słuchawkę nie zawieszając połączenia - tak, że słyszę co się tam dzieje. A "mój" kurier krzyczy do swoich kolegów: "Niech ona nie pie.doli!" oraz wydaje inne odgłosy niezadowolenia.

Ja w ciężkim szoku, bo pierwszy raz w życiu spotkałam się z takim buractwem w odniesieniu do klienta. Żyła mi pulsuje, ciśnienie "tysiącpińset", pan podnosi słuchawkę z jakąś równie chamską odezwą. Bardzo spokojnie zapytałam go, czy zdaje sobie sprawę, że wszystko słyszałam. Nie odpowiedział na to, za to wykrzyczał mi do telefonu, że był u mnie dwa razy, że nie odbierałam domofonu. Nie był mi wstanie powiedzieć, jakim magicznym sposobem chwilę później usłyszałam domofon, którym ktoś dzwonił. W odpowiedzi usłyszałam, że to "słowo przeciwko słowu". No ręce mi opadają. Wciąż spokojnym głosem zapytałam, czy mógłby mi jednak doręczyć przesyłkę, bo nie chciałabym musieć pisać na niego skargi. W odpowiedzi usłyszałam jedynie, że on nie musi ze mną rozmawiać i rzut słuchawką. Tak, pan jeb**ł słuchawką w trakcie rozmowy.

Ciśnienie winduje w górę, dzwonię pod numer jeszcze raz, żeby porozmawiać z kimś bardziej wychowanym. Nikt nie odbiera. No to ci niespodzianka... W końcu sukces! Odebrała pani sprzątająca. Powiedziała, że pomóc mi nie może, bo tylko tam sprząta, ale zaoferowała podanie numeru do odpowiedniego kierownika.

Dzwonię do kierownika, dodzwaniam się na dział reklamacji (zły wewnętrzny), tam mnie próbują przełączyć do kierownika - zero odpowiedzi, potem do osoby wyżej - zero odpowiedzi. Moje buty tak niezbędne, paczka taka droga, a kurier tak bezczelny i chamski, że nie popuszczę. W końcu pani kierownik odebrała - miła i sympatyczna kobieta, wysłuchała mojej relacji, zarówno z doręczeń, jak i rozmowy telefonicznej z kurierem. Powiedziała mi, że hipotetycznie nie mogą próbować mi doręczyć paczki po raz trzeci, ale wzięła mój numer telefonu i obiecała, że oddzwoni.

5 minut później telefon, kurier przyjedzie jeszcze dzisiaj, tylko mam określić w jakich godzinach. Pani przeprasza. Mówię jej zgodnie z prawdą, że ona nie ma za co, i że dziękuję jej ślicznie za pomoc. Poprosiłam tylko, żeby tym razem poinformować kuriera, że na niego czekam - gdybym w jakiś magiczny sposób nie słyszała domofonu, niech zadzwoni na numer telefonu, który posiada. (Nadmienię, że mieszkam na parterze - jeśli kurier wszedł już do klatki, żeby zostawić awizo, to mógł wejść 6 stopni i zadzwonić do drzwi, albo skontaktować się telefonicznie.) Pani kierownik poleciła napisanie skargi, bo bez tego nic nie zrobią, i że jak tylko taką dostaną, to ona ją skieruje do miasta wojewódzkiego, a takie zachowanie jest poniżej wszelkich słów krytyki i konsekwencje powinny zostać wobec niego wyciągnięte. Jestem wdzięczna, że są jeszcze normalni ludzie, z którymi można coś załatwić.

Dzień trzeci ciąg dalszy, czekam po raz drugi na kuriera.

Dwie godziny po rozmowach telefonicznych dzwoni mi telefon. Kurier, on dzwoni domofonem, ale ja nie otwieram, ale słyszę, że jest na klatce, więc jednak, znowu, jakoś musiał wleźć. Domofon faktycznie nie dzwonił, a cisza w mieszkaniu jak makiem zasiał, bo jestem w trakcie pisania skargi na kuriera. Miałam nadzieję, że paczkę dowiezie mi inny kurier, ale nie, wysłali pana, co się tak kulturalnie wyraża. I kurde, posiada on telefon.

No nic, otwieram drzwi. Kurier - teraz przepraszam za takie sformułowanie - wyskakuje do mnie z pyskiem, że przecież dzwoni, że mam zepsuty domofon i najpierw mam go naprawić (domofon mam całkiem sprawny, o tym niżej). Stoi na korytarzu i regularnie się na mnie wydziera. Poprosiłam go, żeby nie krzyczał. Na chwilę się uspokoił, a potem dalej jazda, że co ja sobie wyobrażam, że on pracuje tam nie od dziś ("i już niedługo" - to miałam w głowie, ale stwierdziłam, że nie będę się już odzywać). Praktycznie panu nie odpowiadałam, bo nie kłócę się z mężczyznami, których nie znam, którzy są dwa razy więksi ode mnie, agresywni, a ja jestem sama w domu i na piętrze mieszkania puste, poza tym w którym zamieszkuje wiekowa sąsiadka. A tak poważnie, naprawdę się go przestraszyłam, a strachliwa nie jestem.

Kurier trzy razy pytał, czy Pani Somnolence to na pewno ja - wyglądam bardzo młodo, mimo że młoda nie jestem. Nie przeszkadzało mu to krzyczeć na mnie dalej. Podpisałam odbiór paczki, zamknęłam za panem drzwi. Zadzwoniłam do koleżanki wysyłającej, żeby odreagować stres - mogę sobie trochę pokrzyczeć do telefonu, skoro nie krzyczę na winnego całej sytuacji. Coś sobie uświadomiłam podczas tej rozmowy - karma zawsze wraca, ale o tym na końcu podsumowania.

I Na awizie z dnia trzeciego widniała godzina próbnego doręczenie - 10:50. Ale wg tego samego awiza paczkę można było odebrać w punkcie tego dnia od godziny... 10:00. Tak, w taki sposób kurier zagina czasoprzestrzeń.

II Domofon do mojego bloku jest dosyć specyficzny - zaczyna się od numeru drugiego. Pierwsze mieszkanie jest przeznaczone na pewną działalność związaną z medycyną - mają osobne wejście, zaraz przy klatce, nie ma możliwości, żeby go nie zauważyć. Mój numer jest jednym z pierwszych na domofonie. Stawiam na to, że o ile kurier próbował dzwonić domofonem do mnie, mógł się pomylić i odliczyć przyciski od góry, "myląc" się o jeden brakujący. Ale... przy każdym guziczku jest cyferka i nazwisko - przy moim jest dwuczłonowe nazwisko mojej mamy, ale moje w tym też jest zawarte. Wystarczyło spojrzeć. Kurde, nawet trzeba spojrzeć, bo domofon jest ustawiony - patrząc od lewej strony - nazwisko, numerek, guziczek.
Nie twierdzę, że pomyłki się przez to nie zdarzają - zdarzają się, ale bardzo rzadko. A kurier raz, że w jakiś sposób znalazł się w klatce i mógł podejść do drzwi, dwa - miał mój numer telefonu do jasnej anieli.

III Gdyby kurier po przyjeździe do mnie po prostu mnie przeprosił i był miły, albo chociaż zachowywał się neutralnie, pewnie rozważałabym złożenie skargi personalnej na niego. A tak skarga jest już napisana, ze wszystkimi detalami. Mam nadzieję, że wyciągną wobec niego konsekwencje, bo buractwo i chamstwo trzeba piętnować.

IV ...czyli karma zawsze wraca. Pan tak był zajęty krzyczeniem na mnie, a ja byłam tak przestraszona, że pomimo tego, że trzymałam w rękach portfel, podpisałam pokwitowanie, a pan poszedł. Dopiero podczas rozmowy z koleżanką uświadomiłam sobie, że portfel trzymałam w ręku, żeby... zapłacić za paczkę.
Tym razem piekielna byłam ja. Gdyby chodziło o kogoś innego, pewnie zadzwoniłabym i powiedziała, żeby wrócił. Bo tak robię. Płacę za pizzę jak dostawca zapomniał terminalu i nie mam gotówki - przyjeżdża z terminalem później, zawsze zapłacę. Oddaję pani w kiosku 50 zł, bo wydała mi za dużo reszty. Oddaję telefon znaleziony w autobusie.
Ale nie tym razem. Tym razem pieniądze zasilą konto jakiejś fundacji. Pan również nie wrócił - nie wiem, czy się nie zorientował do tej pory, czy się zorientował, ale się boi zadzwonić i poprosić o pieniądze, a nie było to 10 zł...
Karma is a b*tch.

kurierzy

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 203 (231)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…