Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#73021

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mamy w naszym kraju sklepy z płazem w nazwie, gdzie w wielu promocjach pojedyncza sztuka kosztuje 2,50 zł, ale jak już się ich weźmie 3 sztuki, to możemy kupić je za 6,00 zł. Czasem z takich promocji korzystam, bo "i tak się zje" albo wykorzysta. Nic się nie zmarnuje, jak kupię dwie więcej.

I właśnie ostatnio miałem taką właśnie okazję, kupowałem jakieś słodycze dla dzieciaków. Wisi dumnie karteczka i obwieszcza: 3 paczki za 6,00 zł, czemu nie? Kroczę dumnie do kasy, (E)kspedientka nabija na kasę, ja już chciałem położyć równo odliczoną kwotę na blat, a tutaj zdziwienie: kasa naliczyła 7,50 zł.
(Ja): Tam wisi cena na półce o tym, że jak wezmę trzy sztuki, to zapłacę sześć złotych.
(E): Jak to, niemożliwe! - i w te pędy do półki. Podchodzimy, jest jak wół informacja "3 za 6,00 zł"
- No, to ktoś tutaj dostanie poważne upomnienie i potrącenie z pensji, bo ta promocja już się skończyła - powiedziała tonem, jakby to właśnie ta osoba była "szefem" tego przybytku, jednocześnie szybkim ruchem cenę zerwała.

Wracamy do kasy i staram nawiązać nić porozumienia z ekspedientką:
(Ja): W takim razie kładę tutaj pani sześć złotych - wiedząc, że prawo* stoi po mojej stronie i zakładając, że ekspedientka wszystko zrozumie.
(E): Ale jak to? Kto ma niby dołożyć do tego? Cena jest 7,50 zł i musi pan tyle zapłacić.
(Ja): Proszę pani, cena na półce to sześć złotych i tyle muszę zapłacić, nie więcej, nie mniej.
(E): To kto ma resztę dopłacić? Ja?
(Ja): Czy pani to nie wiem, ktoś, kto jest za to odpowiedzialny, że na półkach są złe ceny i niech ta osoba poniesie konsekwencje.
(E): Ale tak nie można, cena to 7,50 zł i tyle pan musi zapłacić.

Widząc, że z żelazną argumentacją zaczynam powoli przegrywać, w myśl zasady "przykład lepszy niż wykład", staram się opisać ekspedientce o co mi dokładnie chodzi:
(Ja): Widzi pani, to dlaczego nie wywiesi pani wszędzie cen "1 grosz", a później przy kasie dowiem się o prawdziwej cenie?
(E): No bo przecież tak nie można, trzeba podawać prawdziwą cenę.
(Ja): To dlaczego tutaj cena nie była "prawdziwa"? Jeszcze raz pani tłumaczę, że powinienem zapłacić sześć złotych, nie więcej, nie mniej.
/w odpowiedzi dostaję ciszę i widok tego, że w głowie ekspedientki zachodzi proces myślowy/
(Ja): Czy w takim razie mogę zapłacić i wyjść?
(E): Ja nie mogę podjąć takiej decyzji, musi to zrobić kierownik sklepu.
(Ja): A kto jest kierownikiem sklepu? - pytanie zadałem, ponieważ z wcześniejszej rozmowy wynikało, jakoby moja rozmówczyni taką funkcję pełniła.
(E): Eee... no... pani Ania.

I tutaj straciłem wiarę w to, że uda się dojść do porozumienia. Położone na blacie sześć złotych zabrałem, nasłuchałem się coś o tym, że teraz "będę musiała cofać to co nabiłam na kasę", ja tymczasem z przybytku wyszedłem bez słowa. Dla jasności - nie chodzi tutaj o te 1,50 zł, a o zasady. Komuś się płaci, żeby o takie elementy dbał, tymczasem jak ten "ktoś" da ciała, to jest on pewnie ostatnią osobą, która poniesie konsekwencje.

* kwestia prawna: "Towar wystawiony w miejscu sprzedaży wraz z ceną jest uważany za ofertę sprzedaży", więcej na ten temat można poczytać w tym artykule: http://www.infor.pl/prawo/umowy/kupno-sprzedaz/253274,Czy-cena-towaru-na-polce-sklepowej-jest-wiazaca.html . Sklep ma zatem zadbać o to, żeby ceny na półkach były aktualne, ponieważ tworzą one "ofertę sprzedaży", a w przypadku pomyłek (jak to było w mojej historii), klient ma prawo zakupić produkt w cenie, która widnieje na półce.

sklepy

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 251 (271)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…