Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#74319

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Chciałbym się z wami podzielić najbardziej piekielną historią mojego życia. Może być długo.

Tytułem wstępu.
Uczęszczałem do lokalnej szkoły podstawowej w niedużej miejscowości, gdzie w moim roczniku były 4 klasy. Byłem dość wesołym, ale niezbyt śmiałym i pewnym siebie chłopcem, nikomu nie wadziłem, ale nie byłem też duszą towarzystwa. Wiecie zapewne o co chodzi, taka szara myszka. Sytuacja jednak zmieniła się w 4 klasie, zmieniła się wychowawczyni, doszedł nowy chłopak z miasta oraz przeniesiono do mojej klasy pewnego chłopca, dajmy na to Pawła. Paweł w poprzedniej klasie bardzo dokuczał jednemu koledze, który był synem radnego, więc po dosłownie 2 tygodniach od rozpoczęcia roku szkolnego został przeniesiony do mojej klasy. Paweł był z rodziny patologicznej (ojciec alkoholik, matka robiła co mogła żeby utrzymać siebie i dzieci), miał też coś na kształt współczesnego ADHD, był agresywny, nadpobudliwy i dawał sobą sterować.

Klasa, a głównie część męska postanowiła wykorzystać Pawła do zaimponowania nowemu koledze poprzez napuszczanie go do dręczenia mnie. Początkowo nie uderzało mnie to tak bardzo, głównie była to przemoc psychiczna, ponieważ z racji prawdopodobnie mojej postury (byłem wysoki i dość masywny) nie atakowali mnie fizycznie. Jak jednak zapewne się domyślacie, kropla drąży skałę. Nie potrafiłem już ukrywać tego, że to co mi robią mnie boli, a ich to nakręcało. Dręczony byłem w szkole i poza nią, każde wyjście na podwórko kończyło się powrotem do domu z płaczem. Nie miałem kolegów, gdy tylko próbowałem się z kimś zakolegować to ta osoba też była dręczona bądź uświadamiano ją o konsekwencjach kontaktów ze mną. Dla nich było to zabawne, podobnie jak walenie do drzwi mojego mieszkania czy dzwonienie domofonem, co wkurzało moją babcię (moi rodzice dużo pracowali, zajmowała się mną głównie babcia).

Mówiłem o tym co się dzieje rodzicom. Moja mama była w szkole kilkukrotnie, ale moja wychowawczyni nie widziała problemu. Z reguły wyglądało to tak, że przy całej klasie pytała, czy ktoś mi dokucza, klasa odpowiadała, że nie, ja, że tak, więc demokratycznie wychodziło, że przesadzam. To trwało miesiącami, miałem już tego dość. Nie miałem nikogo i byłem z tym sam jako 10latek, chciałem się zabić, albo zabić moich prześladowców. Podkradłem któregoś razu z domu największy nóż jaki znalazłem i nosiłem go w plecaku. Podczas któregoś powrotu ze szkoły nie wytrzymałem i na środku ulicy wyjąłem ten nóż i zacząłem im grozić, że ich pozabijam, potem uciekłem najszybciej jak mogłem do domu.

Następnego dnia w szkole wychowawczyni zebrała całą klasę. Po tym wydarzeniu kilka dziewczyn stanęło po mojej stronie i potwierdziło, że chłopcy mi faktycznie dokuczają. Wychowawczyni na podstawie tych argumentów postanowiła zamieść sprawę pod dywan, jakby nic się nie stało, a mój koszmar trwał dalej, ale nie na długo.

Jakiś 3 dni później, podczas ostatniej lekcji Paweł postanowił rzucić we mnie twardym zeszytem. Trafił kilka minimetrów od oka, pozostawiając rozcięcie, które mi bardzo łzawiło. Tego dnia ojciec postanowił odebrać mnie ze szkoły. Gdy zobaczył co mi jest wpadł w furię, wszedł do gabinetu Pani dyrektor i wykrzyczał, że albo Paweł zostanie usunięty ze szkoły albo zgłosi sprawę gdzie się tylko da, na policję, do kuratorium itd. Dyrektorka w tym momencie postanowiła zawiesić Pawła w prawach ucznia do końca roku szkolnego (był to początek maja bodajże), co spowodowało nie dopuszczenie go do następnej klasy. Ja wróciłem do szkoły po 2 dniach (rana wyglądała tylko poważnie, nie miała na szczęście żadnych konsekwencji zdrowotnych). Pawła w szkole już nie było, ale mój koszmar, choć słabszy, trwał dalej do końca maja.

Wtedy dowiedziałem się, że nadeszło moje wybawienie, którym okazał się nowotwór. Odkryto u mnie torbiele nowotworowe w kości uda, które zdążyły już zrobić bardzo duży ubytek w mojej kości. Operacja wyznaczona na 11 lipca.
Przez Czerwiec w prawie nie chodziłem do szkoły, lekarze kazali mi bardzo na siebie uważać, bo do pęknięcia uda mogło dojść w każdej chwili.

Podsumowanie.

Na koniec 4 klasy wychowawczyni obniżyła mi zachowanie za nieumiejętność pracy w grupie oraz obniżyła ocenę z przedmiotu którego uczyła (pamiętam, że powiedziała na lekcji, że proponowane oceny były za wysokie i obniżyła niektóre, a w praktyce tylko mi), przez co nie otrzymałem świadectwa z czerwonym paskiem.
Utrudniała mi też dostęp do indywidualnego nauczania, dopiero interwencja kuratorium sprawiła, że w jeden semestr zaliczyłem 5 klasę, dzięki czemu nie byłem rok do tyłu przez chorobę.

Nigdy nie miałem zamiaru opisać tutaj tej historii, jednak chciałbym dać wam przestrogę, jeśli macie bądź będziecie mieć dzieci, uczcie je walczyć o swój spokój i swoją wolność oraz nie bagatelizujcie ich problemów, bo to co dla was może być niczym, dla kogoś może być całym światem.

P.S. Jako ciekawostka, kiedy mnie nie było, w 5 klasie chłopcy znaleźli sobie nowy obiekt dręczenia, wspomnianego chłopaka z miasta. Jak myślicie, kto jako jedyny nie bał się być jego kolegą w 6 klasie?

Patologia polskie szkoły początek XXI wieku

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 256 (304)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…