Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

razzor91

Zamieszcza historie od: 22 lipca 2012 - 9:34
Ostatnio: 30 lipca 2022 - 11:37
Gadu-gadu: 2100655
O sobie:

Student IT, pracujący w galerii handlowej, pasjonat czytania piekielnych historii sporadycznie dorzucający coś od siebie ;)

  • Historii na głównej: 14 z 17
  • Punktów za historie: 5411
  • Komentarzy: 170
  • Punktów za komentarze: 1053
 

#75872

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na fali historii o piekielnych nauczycielach, dodam historie o mojej piekielnej wychowawczyni, Pani Beacie.

Ważny dla historii może być fakt, że byłem gnębiony w 4 klasie szkoły podstawowej (o tym więcej w jednej z moich poprzednich historii) oraz iż między 4 a 5 klasą przeszedłem operacje usunięcia nowotworu w kości uda w konsekwencji czego musiałem ponad pół roku spędzić w gipsie od stopy przez jedną nogę aż do klatki piersiowej (mogłem tylko leżeć).

1. Pod koniec 4 klasy moja wychowawczyni już nie darzyła mnie sympatią. Jej zdanie, to że byłem dręczony było moją winą i to ja byłem problemem (nie powiedziała mi tego w twarz, ale tak wynikało z jej zachowania). Z racji iż ta sprawa trafiła do dyrektor, moi dręczyciele mieli obniżone oceny z zachowania, co dla kilkorga z nich skutkowało nie otrzymaniem świadectwa z czerwonym paskiem. To była ujma na honorze dla Pani Beaty I. i postanowiła obniżyć mi ocenę z zachowania za nieumiejętność pracy w grupie(!) oraz ocenę z jej przedmiotu, czyli przyrody (twierdziła, że obniżyła kilku uczniom, z czasem dowiedziałem się, że byłem wyjątkowy). Może to mało piekielne, jednak dla mnie, dziecka to był cios.

2. Po mojej operacji rodzice udali się do szkoły dostarczając zwolnienie ze szpitala, że nie będę w stanie uczęszczać do szkoły przez cały rok szkolny. Pani Beata postanowiła wykrzyczeć mojej mamie, że co ona sobie wyobraża, że takie zwolnienie nic nie znaczy i ona go nie przyjmie. Interwencja u dyrektorki nic nie dała (szkoła w małej miejscowości, jedyna, ręką rękę myję).
Za radą lekarza moi rodzice udali się do kuratorium, ale mimo tego pani wychowawczyni utrudniała sprawę dalej jak mogła twierdząc, że w takim wypadku czeka mnie powtarzanie klasy. Twierdziła, że nie przysługuje mi indywidualne nauczanie i utrudniała jak mogła załatwienie go, nawet poprzez gubienie dokumentów. Koniec końców udało się je załatwić, ale tylko na 2 semestr, gdzie musiałem nadrobić materiał z całego roku, co mi się udało i uzyskałem promocje do następnej klasy.

Po latach wciąż mnie zastanawia, jak takie coś jak Beata I. (bo człowiekiem jej nie nazwę, bo od ludzi wymaga się człowieczeństwa) mogło zostać nauczycielem, kierując swoją niechęć do ucznia, który potrzebował pomocy i który był dla mnie problemem.

Oczywiście, Pani Beata miała koleżanki, może kiedyś je opiszę. Wiem, że dla was ta historia może wydawać się mało piekielna, ja jednak nie wybaczę nigdy potraktowania mnie jako problemu.

Szkoła Podstawowa w małej miejscowości znanej z soków.

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 253 (315)

#75203

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Galeria handlowa, wszędzie pełno szkła. Dziecko na oko lat ok. 6, postanowiło kozłować sobie piłkę na środku korytarza.

Po chwili przychodzi ojciec i zaczynają do siebie nawzajem rzucać tę piłkę i kozłować. Ojciec trzyma w drugim ręku drugie dziecko (takie małe, co zapewne jeszcze nie umie samo chodzić). Po zwróceniu uwagi odchodzi oburzony.

Boisko czy oszklona galeria handlowa, co to za różnica?

Centrum handlowe

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 166 (218)

#74925

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Market w galerii handlowej. Wtorek, godzina 9:30. Market jest otwarty od 30 minut, podobnie jak galeria handlowa w której się znajduje. Otwarte jest 8 kas, z czego 2 są nietypowe, bo jedna jest z pierwszeństwem dla kobiet w ciąży i osób niepełnosprawnych, a druga ekspresowa do 10 sztuk (nie artykułów). Historia będzie się tyczyć kasy ekspresowej.

Stoję sobie grzecznie w kolejce do tej kasy z butelką wody, przede mną kolega z 4 sztukami, a Pani kasjerka kogoś obsługuje. Wtedy za mną podbija Janusz z wózkiem wyładowanym po brzegi.

Kasjerka: Proszę Pana, ta kasa jest tylko do 10 sztuk, proszę przejść do innej kasy.
Janusz: Ale co mnie to obchodzi? Ta kasa mi się podoba i ja tutaj zostanę.
K: Ale proszę Pana, tutaj ludzie robią szybkie zakupy, może przejść Pan do innej kasy?
J: Nie, nie mogę, to mnie Pani najwyżej na 3 razy skasuje (logika Janusza, 3x po 10 artykułów, choć dla mnie to było na oko z 50sztuk).
K: A jak ktoś podejdzie z butelką wody tylko jak ten Pan?
J: Pff, to poczeka.

Kasjerka odpuściła dalszą dyskusje, jeszcze próbowałem z kolegą przemówić do rozsądku J, ale pozostał nieugięty.

Jak to mówią, człowiek ze wsi wyjedzie, ale wieś ze człowieka nigdy.

Żeby nie było, nie mam nic do ludzi ze wsi, a bycie wieśniakiem-cebulakiem to stan umysłu.

Auchan

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 321 (355)

#74785

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jesteś piekielny i masz zamiar wziąć ślub szybko, ale nie ma wolnej sali weselnej?

Nic prostszego!

Dowiadujesz się po znajomych kto, gdzie i kiedy będzie miał wesele, potem tam dzwonisz, podajesz się za nich i odwołujesz salę na miesiąc przed weselem.

*Na szczęście właścicielka sali przytomna kobieta, nabrać się nie dała.

Janusze_weselni

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 400 (416)

#74319

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Chciałbym się z wami podzielić najbardziej piekielną historią mojego życia. Może być długo.

Tytułem wstępu.
Uczęszczałem do lokalnej szkoły podstawowej w niedużej miejscowości, gdzie w moim roczniku były 4 klasy. Byłem dość wesołym, ale niezbyt śmiałym i pewnym siebie chłopcem, nikomu nie wadziłem, ale nie byłem też duszą towarzystwa. Wiecie zapewne o co chodzi, taka szara myszka. Sytuacja jednak zmieniła się w 4 klasie, zmieniła się wychowawczyni, doszedł nowy chłopak z miasta oraz przeniesiono do mojej klasy pewnego chłopca, dajmy na to Pawła. Paweł w poprzedniej klasie bardzo dokuczał jednemu koledze, który był synem radnego, więc po dosłownie 2 tygodniach od rozpoczęcia roku szkolnego został przeniesiony do mojej klasy. Paweł był z rodziny patologicznej (ojciec alkoholik, matka robiła co mogła żeby utrzymać siebie i dzieci), miał też coś na kształt współczesnego ADHD, był agresywny, nadpobudliwy i dawał sobą sterować.

Klasa, a głównie część męska postanowiła wykorzystać Pawła do zaimponowania nowemu koledze poprzez napuszczanie go do dręczenia mnie. Początkowo nie uderzało mnie to tak bardzo, głównie była to przemoc psychiczna, ponieważ z racji prawdopodobnie mojej postury (byłem wysoki i dość masywny) nie atakowali mnie fizycznie. Jak jednak zapewne się domyślacie, kropla drąży skałę. Nie potrafiłem już ukrywać tego, że to co mi robią mnie boli, a ich to nakręcało. Dręczony byłem w szkole i poza nią, każde wyjście na podwórko kończyło się powrotem do domu z płaczem. Nie miałem kolegów, gdy tylko próbowałem się z kimś zakolegować to ta osoba też była dręczona bądź uświadamiano ją o konsekwencjach kontaktów ze mną. Dla nich było to zabawne, podobnie jak walenie do drzwi mojego mieszkania czy dzwonienie domofonem, co wkurzało moją babcię (moi rodzice dużo pracowali, zajmowała się mną głównie babcia).

Mówiłem o tym co się dzieje rodzicom. Moja mama była w szkole kilkukrotnie, ale moja wychowawczyni nie widziała problemu. Z reguły wyglądało to tak, że przy całej klasie pytała, czy ktoś mi dokucza, klasa odpowiadała, że nie, ja, że tak, więc demokratycznie wychodziło, że przesadzam. To trwało miesiącami, miałem już tego dość. Nie miałem nikogo i byłem z tym sam jako 10latek, chciałem się zabić, albo zabić moich prześladowców. Podkradłem któregoś razu z domu największy nóż jaki znalazłem i nosiłem go w plecaku. Podczas któregoś powrotu ze szkoły nie wytrzymałem i na środku ulicy wyjąłem ten nóż i zacząłem im grozić, że ich pozabijam, potem uciekłem najszybciej jak mogłem do domu.

Następnego dnia w szkole wychowawczyni zebrała całą klasę. Po tym wydarzeniu kilka dziewczyn stanęło po mojej stronie i potwierdziło, że chłopcy mi faktycznie dokuczają. Wychowawczyni na podstawie tych argumentów postanowiła zamieść sprawę pod dywan, jakby nic się nie stało, a mój koszmar trwał dalej, ale nie na długo.

Jakiś 3 dni później, podczas ostatniej lekcji Paweł postanowił rzucić we mnie twardym zeszytem. Trafił kilka minimetrów od oka, pozostawiając rozcięcie, które mi bardzo łzawiło. Tego dnia ojciec postanowił odebrać mnie ze szkoły. Gdy zobaczył co mi jest wpadł w furię, wszedł do gabinetu Pani dyrektor i wykrzyczał, że albo Paweł zostanie usunięty ze szkoły albo zgłosi sprawę gdzie się tylko da, na policję, do kuratorium itd. Dyrektorka w tym momencie postanowiła zawiesić Pawła w prawach ucznia do końca roku szkolnego (był to początek maja bodajże), co spowodowało nie dopuszczenie go do następnej klasy. Ja wróciłem do szkoły po 2 dniach (rana wyglądała tylko poważnie, nie miała na szczęście żadnych konsekwencji zdrowotnych). Pawła w szkole już nie było, ale mój koszmar, choć słabszy, trwał dalej do końca maja.

Wtedy dowiedziałem się, że nadeszło moje wybawienie, którym okazał się nowotwór. Odkryto u mnie torbiele nowotworowe w kości uda, które zdążyły już zrobić bardzo duży ubytek w mojej kości. Operacja wyznaczona na 11 lipca.
Przez Czerwiec w prawie nie chodziłem do szkoły, lekarze kazali mi bardzo na siebie uważać, bo do pęknięcia uda mogło dojść w każdej chwili.

Podsumowanie.

Na koniec 4 klasy wychowawczyni obniżyła mi zachowanie za nieumiejętność pracy w grupie oraz obniżyła ocenę z przedmiotu którego uczyła (pamiętam, że powiedziała na lekcji, że proponowane oceny były za wysokie i obniżyła niektóre, a w praktyce tylko mi), przez co nie otrzymałem świadectwa z czerwonym paskiem.
Utrudniała mi też dostęp do indywidualnego nauczania, dopiero interwencja kuratorium sprawiła, że w jeden semestr zaliczyłem 5 klasę, dzięki czemu nie byłem rok do tyłu przez chorobę.

Nigdy nie miałem zamiaru opisać tutaj tej historii, jednak chciałbym dać wam przestrogę, jeśli macie bądź będziecie mieć dzieci, uczcie je walczyć o swój spokój i swoją wolność oraz nie bagatelizujcie ich problemów, bo to co dla was może być niczym, dla kogoś może być całym światem.

P.S. Jako ciekawostka, kiedy mnie nie było, w 5 klasie chłopcy znaleźli sobie nowy obiekt dręczenia, wspomnianego chłopaka z miasta. Jak myślicie, kto jako jedyny nie bał się być jego kolegą w 6 klasie?

Patologia polskie szkoły początek XXI wieku

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 256 (304)

#73063

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przypomniała mi się historia mająca miejsce w okolicach 2000 roku.

Rzecz się działa w małej miejscowości, gdzie była tylko jedna szkoła podstawowa, a w roczniku było ok. 80-100 uczniów podzielonych na 4 klasy, w tym jedna moja. W tej klasie była grupa "fajnych", którzy albo byli pupilami nauczycieli, albo mieli wysoko postawionych rodziców w lokalnej hierarchii i czuli się bezkarni, dodatkowo wykorzystywali nadpobudliwego chłopaka (teraz to się nazywa ADHD) do swoich pomysłów.

Podczas pewnej lekcji z okna szkoły zauważyli, że mieszkańcy starego domku z tyłu szkoły korzystają z toalety stojącej poza ich domem (taka drewniana budka), co ich niezmiernie rozbawiło, a jak jeszcze skojarzyli fakty, że mieszkańcami tego domku jest głuchoniema kobieta i jej matka (lat ok. 80), to śmiechom nie było końca.

Postanowili to wykorzystać i późnym popołudniem po szkole udali się pod ich domek, najpierw w celu rzucania różnych wyzwisk, a kiedy to nie przyniosło efektu, zaczęło się rzucanie kamieni w ich działkę i w nie same (głuchoniema kobieta prawdopodobnie próbowała ich uspokoić razem z matką). Policja przybyła na miejsce próbując zablokować wszelkie drogi ucieczki, ale na ich nieszczęście młodzi wandale zdążyli się rozbiec w różne strony i nie złapano nikogo.

Na ich nieszczęście, na tyłach szkoły mieszkała emerytowana nauczycielka, pani od świetlicy w tamtych czasach (nie wiem, czy jakoś nazywa się ta funkcja) i to ona wezwała policję i rozpoznała większość uczestników zajścia, którymi oczywiście byli "fajni" uczniowie i ich nadpobudliwy kolega.

Ja o wszystkim dowiedziałem się następnego dnia w szkole (byłem absolutnym przeciwieństwem osoby "fajnej", ale to materiał na historię, która tutaj nigdy się ukaże) od nauczycielki, która wzięła zastępstwo z naszą klasą i nie omieszkała wyrazić swojego zdania o zaistniałej sytuacji (mówiła do wszystkich, bo nie wiedziała, ilu uczniów brało w tym udział), określając to zdarzenie jako barbarzyństwo niegodne nawet zwierząt.

A teraz, drodzy czytelnicy, zastanawiacie się, jakie były konsekwencje wobec uczniów, których ustalono jako biorących udział w zdarzeniu?

Żadne! Uargumentowano to tym, że u nadpobudliwego chłopaka kara nic nie zmieni, a reszta to przecież dobre dzieci i uczniowie, więc po co robić jakiś problem?

Komentarz pozostawiam wam.

Polska szkoła 2000 rok

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 250 (280)

#72842

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Do pracy jeżdżę samochodem, małym Peugotem 207, 70 KM mocy, nie jest to rajdowe auto, ale spokojnie mi wystarcza do przemieszczania się. Wyjeżdżając z mojej miejscowości muszę wjechać na drogę krajową w tym wypadku skręcając w lewo, więc zajmuję początkowo lewy pas, żeby potem spokojnie zjechać na prawy.

Dziś jednak zaraz po tym, jak zjechałem na lewy pojawiła się za mną dość szybko jadąca Skoda, ale dużo wcześniej jej zjechałem i byłoby OK, ale wtedy ta historia nie miałaby racji bytu tutaj.

Kierowca Skody (jakaś wersja kombi 4x4, więc obstawiam, że mocy min. 2 razy tyle co mój Peugeot) zaraz po wyprzedzeniu mnie wjeżdża przede mnie na prawy pas i zwalnia do ok. 70 km/h (ograniczenie do 100). Wyprzedzam go, zjeżdżam na prawo, kierowca robi ten sam manewr. Powtarza się to do pierwszych po drodze świateł (jakieś 5 km od początku mojej drogi). Na prawym pasie cysterna, na lewym Skoda, za Skodą ja. Zapala się zielone, mijają z 2 sekundy, cysterna rusza, Skoda nic, jeszcze z 3 sekundy, Skoda nic. Użyłem sygnału klaksonu i chyba zdenerwowałem tym pana ze Skody. Ruszył, po chwili nacisnął na hamulec, żeby mnie wyhamować i błyskawicznie przyspieszył zjeżdżając na prawo, pokazując, że ma zapas mocy. Udało mi się go ponownie wyprzedzić i z nerwów pozdrowiłem go środkowym palcem, co spowodowało, że przez ok. 10 km kierowca ten próbował mnie na wszelkie sposoby wyprzedzić (w tym miejscu było to trudne, ja jechałem lewym pasem, po prawej tabun furgonetek i ciężarówek), aż w końcu mu się to udało, żeby zajechać mi drogę i dać po hamulcach.

Takich sytuacji na drogach jest mnóstwo, osobiście uważam, że jest to forma leczenia kompleksów u ludzi w mocnych i drogich autach (które raczej tylko po to mają). Szkoda tylko, że drogowe chamstwo nie jest karane.

E77 15km przed Warszawą

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 224 (268)

#71877

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Krótko o ogłoszeniach wynajmu mieszkania.

Od jakiegoś czasu jest taka moda, że przeglądając ogłoszenia widzimy tytuł w stylu "Kawalerka, centrum x m2, cena yyyy", kiedy jednak otworzymy ogłoszenie, ukazuje się nam informacja, iż do ceny yyy należy doliczyć opłaty licznikowe (co jest normalne) i czynsz administracyjny (!), który potrafi wynosić nawet kilkaset złotych.

Na prawdę nie potrafię zrozumieć stosowania takiego taniego chwytu marketingowego. Czyżby czynsz był zależny od wynajmującego, że nie można go po ludzku wpisać w cenie najmu?

Skomentuj (49) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 138 (198)
zarchiwizowany

#69963

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tyle ostatnio historii o ustępowaniu miejsca, więc dodam też coś od siebie z tym, że historia miała miejsce w Kościele.

Na początku jednak warto zaznaczyć, że w tamtym czasie byłem osobą nie do końca sprawną. (Miałem 12 lat) Poruszałem się o kulach, jedynie drobne odległości potrafiłem przejść bez nich (np. po mieszkaniu). Druga rzecz to miejsca w Kościele. Otóż, Kościół w moim mieście nie jest duży, większość miejsc to typowe spore ławki z oparciem i dość nie dużym miejscem na nogi. Dla mnie optymalnym miejscem siedzącym były takie jednoosobowe ławeczki, gdzie mogłem siedzieć z wyprostowaną nogą. Problemem było jednak to, że w całym Kościele były takie tylko 2.

W związku z tym postanowiłem wybrać się do Kościoła wcześniej, co by takie oto optymalne miejsce zająć. Usiadłem, moje dwie wierne towarzyszki (kule) oparłem o ścianę kawałek dalej, żeby mi nie przeszkadzały ani nikomu kto chciałbym przejść i tak oto msza mijała.

Mniej więcej po 35 minutach mszy podeszła do mnie kobieta i powiedziała mi, że młody jestem i mógłbym ustąpić miejsca starszej kobiecie. Pokazałem na kulę i powiedziałem, że też potrzebuje siedzieć. Kobieta jednak naciskała na mnie, więc ustąpiłem miejsca i stałem kawałek dalej o kulach. Od razu chciał ustąpić mi miejsca jakiś facet, który siedział w typowej ławce kościelnej, gdzie z racji niemocy zginania nogi usiąść nie mogłem, a drugie miejsce tego typu było na drugim końcu Kościoła.

Tak więc o to w miejscu, gdzie ludzie powinni być dla siebie dobrzy przemęczyłem się 25 minut stojąc o kulach osaczony spojrzeniami.

Jako bonus po zakończonej mszy podeszła do mnie kobieta, która wymusiła na mnie ustąpienie miejsca i powiedziała, że nie wiedziała, że poruszam się o kulach(a jej o tym powiedziałem), ale ta starsza Pani też chciała usiąść.

Kościół

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 115 (243)

#67805

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przypomniała mi się historia z przed 4 lat.

Miejsce akcji: Pizzeria mieszcząca się w galerii handlowej Centrum Wileńska w Warszawie.

Tego dnia po załatwieniu paru spraw z kumplem, poszliśmy we dwóch coś zjeść. Trafiło na Pizza Hut. Początkowo nie było źle, usiedliśmy przy stoliku, podeszła kelnerka, przyjęła zamówienie i na tym dobre rzeczy się kończą. Czekaliśmy 15 minut na napoje (nie było dużego ruchu, były to godziny południowe w środku tygodnia), a kolejne 20 na pizze.

Akcja właściwa jednak zaczyna się w momencie płacenia. Rachunek wyszedł bodajże 33zł z groszami. Zapłaciłem 50zł banknotem, po chwili otrzymałem resztę, banknot 10zł i w dość drobnych monetach 6zł z groszami. Mimo mocno średniej obsługi postanowiłem zostawić napiwek, bo każdy może mieć gorszy dzień, więc wyjąłem 10zł i położyłem na wierzchu 5zł monetę.
Kiedy już złapałem za klamkę drzwi lokalu, usłyszałem głośny komentarz kelnerki "Takie drobniaki to mogłeś sobie darować". Kumpel chciał olać sprawę, ja jednak nie odpuściłem, wróciłem i poprosiłem o rozmowę z menadżerem. Kelnerka się wykręcała, że nie ma go itd. ale kiedy zacząłem naciskać menadżer sam się pojawił.

Wyjaśniłem mu sprawę, podkreślając, że zostawiłem spory napiwek jak na kwotę zamówienia. Nie pamiętam dokładniej tej rozmowy, ale przyznał mi rację i powiedział, że oczywiście porozmawia z kelnerką na ten temat.

Nie wiem co się dalej stało z kelnerką, ale mam nadzieje, że z takim podejściem zmieniła branżę.

gastronomia

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 348 (474)