To jest historia nie za długa, ale za to z kilkoma piekielnościami. Nie dotyczy ona mnie bezpośrednio. Uważam jednak, że można ona coś Wam, drodzy czytelnicy piekielnych uświadomić.
Mały chłopiec źle się czuje, kaszle. Matka zgłosiła się z nim do nocnej opieki lekarskiej (taka przychodnia czynna w nocy dla wszystkich, bez rejestracji). Tam dziecko dostaje syrop wykrztuśny i witaminy.
Dziecko podobno ciężko oddycha (nie wiemy jak ta "ciężkość" jest "ciężka"). Matka chce wezwać lekarza do domu, ale ten poleca jej przyjechać do siebie. MOPS negocjuje i lekarz dla świętego spokoju przyjeżdża.
Wypisuje skierowanie do szpitala (przypuszczam, że też dla świętego spokoju - tak się czasem robi). Chłopiec z mamą trafiają do szpitala, gdzie lekarz izby przyjęć pisze receptę na antybiotyk (nie zaskoczyłbym się gdyby też dla świętego spokoju) i odsyła ich do domu, aby zdrowieć.
Później w domu dziecko zaczyna bardzo kaszleć, dusić się i umiera. W domu, po reanimacji prowadzonej przez zespół ratownictwa medycznego.
Potem już lawina łańcuchowa: programy interwencyjne, prokuratura, protesty przed szpitalem. Płacz przed kamerą. Lekarka traci stanowisko, zostaje zawieszona.
Najpierw jakiś konował daje witaminy i syrop prawoślazowy. Inny nie chce przyjść, no ale dzięki MOPSowi się zjawia i daje skierowanie do szpitala. Tam mówią, że szpital niepotrzebny, dają receptę i wywalają do domu. Matka w mediach twierdzi, że gdyby ta okropna lekarka chociaż zdjęcie płuc zrobiła, to by dziecko żyło.
Za kilka dni są wyniki sekcji:
Śmierć w wyniku zadławienia się zatyczką od długopisu.
(Dodam tylko, bo może to być niejasne, że zadławiło się w domu pod opieką mamy, tuż przed śmiercią).
Piekielności sami możecie sobie wywnioskować. Jednakże gdy słyszycie o jakiejś aferze medycznej, to zanim zaczniecie się oburzać na ochronę zdrowia, to weźcie dwa głębokie wdechy i poczekajcie na rozwiązanie sytuacji. Media przedstawiają nam te fakty, które są chwytliwe. Nie wierzę w ich obiektywizm.
A historia tego chłopca to jedna z wieeeeeelu podobnych.
EDIT: Chłopiec nie dusił się zatyczką kilka dni. Chłopiec miał zapalenie oskrzeli przez kilka dni. Nałożył się na to nieszczęśliwy wypadek w postaci zadławienia. Skąd wiadomo, że tuż przed śmiercią? Wynik sekcji zwłok. Dużo da się określić.
Lekarzom nie zostały postawione żadne zarzuty przez prokuraturę.
Mały chłopiec źle się czuje, kaszle. Matka zgłosiła się z nim do nocnej opieki lekarskiej (taka przychodnia czynna w nocy dla wszystkich, bez rejestracji). Tam dziecko dostaje syrop wykrztuśny i witaminy.
Dziecko podobno ciężko oddycha (nie wiemy jak ta "ciężkość" jest "ciężka"). Matka chce wezwać lekarza do domu, ale ten poleca jej przyjechać do siebie. MOPS negocjuje i lekarz dla świętego spokoju przyjeżdża.
Wypisuje skierowanie do szpitala (przypuszczam, że też dla świętego spokoju - tak się czasem robi). Chłopiec z mamą trafiają do szpitala, gdzie lekarz izby przyjęć pisze receptę na antybiotyk (nie zaskoczyłbym się gdyby też dla świętego spokoju) i odsyła ich do domu, aby zdrowieć.
Później w domu dziecko zaczyna bardzo kaszleć, dusić się i umiera. W domu, po reanimacji prowadzonej przez zespół ratownictwa medycznego.
Potem już lawina łańcuchowa: programy interwencyjne, prokuratura, protesty przed szpitalem. Płacz przed kamerą. Lekarka traci stanowisko, zostaje zawieszona.
Najpierw jakiś konował daje witaminy i syrop prawoślazowy. Inny nie chce przyjść, no ale dzięki MOPSowi się zjawia i daje skierowanie do szpitala. Tam mówią, że szpital niepotrzebny, dają receptę i wywalają do domu. Matka w mediach twierdzi, że gdyby ta okropna lekarka chociaż zdjęcie płuc zrobiła, to by dziecko żyło.
Za kilka dni są wyniki sekcji:
Śmierć w wyniku zadławienia się zatyczką od długopisu.
(Dodam tylko, bo może to być niejasne, że zadławiło się w domu pod opieką mamy, tuż przed śmiercią).
Piekielności sami możecie sobie wywnioskować. Jednakże gdy słyszycie o jakiejś aferze medycznej, to zanim zaczniecie się oburzać na ochronę zdrowia, to weźcie dwa głębokie wdechy i poczekajcie na rozwiązanie sytuacji. Media przedstawiają nam te fakty, które są chwytliwe. Nie wierzę w ich obiektywizm.
A historia tego chłopca to jedna z wieeeeeelu podobnych.
EDIT: Chłopiec nie dusił się zatyczką kilka dni. Chłopiec miał zapalenie oskrzeli przez kilka dni. Nałożył się na to nieszczęśliwy wypadek w postaci zadławienia. Skąd wiadomo, że tuż przed śmiercią? Wynik sekcji zwłok. Dużo da się określić.
Lekarzom nie zostały postawione żadne zarzuty przez prokuraturę.
słuzba_zdrowia
Ocena:
219
(301)
Komentarze