Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#74418

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z dzisiaj. Z góry przepraszam, że trochę nieskładna i długa, ale wciąż jestem zdenerwowana tym co się wydarzyło.
Mieszkam około 70 km od moich rodziców. Ponieważ dziś miałam wolne, zaprosiłam mamę, by mnie odwiedziła. Mama przyjechała, miło spędziłyśmy dzień. Ok 15, kiedy odprowadzałam ją na autobus, mama potknęła się i upadła na tyle niefortunnie, że zdarła sobie pół twarzy i kolana. Kiedy wstała (ze sporym trudem) okazało się, że chodzenie sprawia jej straszny ból. Wystraszyłam się, bo mama ma wstawioną endoprotezę stawu biodrowego, a taki upadek mógł spowodować uszkodzenie tej protezy, czyli ponowną operację. Zadzwoniłam po pogotowie, karetka przyjechała dość szybko, ratownik powiedział, że zabierają mamę na ortopedię do szpitala x. Kiedy i ja dotarłam do tego szpitala dowiedziałam się, że mama jest na SORze, niestety jeszcze nie została zbadana, więc nic nie wiadomo o jej stanie, trzeba czekać. Poprosiłam panią w okienku by w powiadomiła mnie gdy będzie coś wiadomo i ulokowałam się w poczekalni. Ok 16:30 (ponad godzinę od przyjęcia na SOR) poszłam do okienka zapytać czy już może coś wiadomo, czy w ogóle ktoś mamę zbadał. Pani powiedziała, że mama jest w systemie jako przyjęta, ale nic więcej nie wiadomo, max do godziny będzie wiadomo czy mama zostaje na noc w szpitalu czy wraca do domu. Mówię pani, że będę w poczekalni i w razie czego proszę o informację. Pani odpowiada, że oczywiście mnie powiadomi. Kolejną godzinę siedzę jak na szpilkach, dzwonię do domu, żeby tata się nie martwił czemu mama nie wraca. Przed 18 znowu podchodzę do okienka i pytam czy już coś wiedzą o mamie. Pani mówi, że potrzebna jest konsultacja chirurga ortopedy, a on teraz operuje, za niecałą godzinę kończy (czy operacje ortopedyczne o takiej porze to normalka?), wtedy pójdzie do mamy, mam czekać. Martwię się coraz bardziej, na domiar złego telefon mi pada, więc do mamy też nie mogę zadzwonić. O 19 znów pytam w okienku o mamę, pani mówi, że była badana, ale wyników wciąż nie ma, więc nie powie mi czy mama zostanie na noc czy wyjdzie. Pytam więc czy wiadomo chociaż kiedy będą mogli powiedzieć cokolwiek o stanie mamy, orientacyjnie, bo czekam już prawie 4 godziny i wciąż nic nie wiem. Z głębi pomieszczenia za okienkiem odezwał się jakiś ratownik czy też lekarz, że moja mama nie jest jedyną pacjentką, zresztą taki upadek to nic takiego, on nie wie kiedy będzie coś wiadomo i jak chcę to mogę siedzieć i czekać albo jechać do domu, to nie jego sprawa. No serio tak mnie zatkało, że nie wiedziałam już co powiedzieć i w ogóle co zrobić. Ja rozumiem, że są pilniejsze sprawy zagrożenia życia, ale chyba jakiś szacunek do pacjenta i jego rodziny, która w nerwach czeka długie godziny na jakiekolwiek wieści, powinien się należeć. Mimo wszystko nie chciałam robić awantury, zresztą nie wierzyłam, że to cokolwiek pomoże, więc wróciłam do domu, żeby podładować telefon. Już z domu ok 20 zadzwoniłam do mamy, u której był akurat lekarz z wynikami. Przed 21 mama dzwoni wreszcie, że badania wyszły ok czyli jest tylko mocno poobijana i została wypisana. I tu się pojawia pytanie czy to ja mam jakieś dziwne pojęcie o standardach opieki medycznej, a wypisywanie pacjentów o takich porach jest normą, czy to jednak poszło coś nie tak?

słuzba_zdrowia

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 0 (36)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…