Historia Mijanou zakończona "autokrytyką", że rude kobiety za kierownicą są wredne przypomniała mi potwierdzenie tej tezy w wykonaniu Ejci.
Parking pod pracą. Poruszam się skuterem, tego dnia zaparkowałam w kącie, z lewej wolne, z prawej ściana budynku. Wszystkie manewry przy moim latającym odkurzaczu i tak wykonuję z lewej strony (stawianie/zestawianie z nóżek, zapuszczanie itd.), więc dla oszczędności miejsca grzecznie dobiłam dość mocno do prawej.
Po południu szykuję się do domu, podchodzę do maszyny i co widzę? Jakiś geniusz zaparkował z mojej lewej strony zostawiając lukę na max 5cm. Nie podejdę, nie wyprowadzę, choćbym się zamieniła w anorektyczkę. Auto też mi nieznane, nie wiadomo kogo szukać.
Skończyło się na tym, że wyciągnęłam z bagażnika plandekę i okryłam całą tylną część skutera (niech przypadkiem przytrę), obeszłam dookoła, żeby dostać się od przodu, chwyciłam za kierownicę jak torreador byka za rogi i jakoś ostrożnie wypchnęłam na wyjazd.
Stanęłam upocona jak szczur, maszyna sama w sobie wagę ma słuszną, a w tej sytuacji prowadziło się znacznie ciężej niż normalnie, na dodatek byle przechył groził wizytą u lakiernika. Nic, tylko wziąć kartkę i zostawić palantowi za wycieraczką list miłosny. Szukam w torebce - akurat jak na złość żadnej nie mam. Otrzepałam spodnie, bo podczas całej operacji otarłam się o auto, a brudne było jak nieszczęście i mnie olśniło. Ponownie do torebki, palec owinięty w chusteczkę higieniczną i dawaj pisać na prawej burcie:
"Nie umiem parkować.
Ani umyć samochodu"
Wiem, szczeniackie. Ale jaka satysfakcja... Mam tylko nadzieję, że wsiadając od strony kierowcy zbyt szybko tego nie zauważył.
Parking pod pracą. Poruszam się skuterem, tego dnia zaparkowałam w kącie, z lewej wolne, z prawej ściana budynku. Wszystkie manewry przy moim latającym odkurzaczu i tak wykonuję z lewej strony (stawianie/zestawianie z nóżek, zapuszczanie itd.), więc dla oszczędności miejsca grzecznie dobiłam dość mocno do prawej.
Po południu szykuję się do domu, podchodzę do maszyny i co widzę? Jakiś geniusz zaparkował z mojej lewej strony zostawiając lukę na max 5cm. Nie podejdę, nie wyprowadzę, choćbym się zamieniła w anorektyczkę. Auto też mi nieznane, nie wiadomo kogo szukać.
Skończyło się na tym, że wyciągnęłam z bagażnika plandekę i okryłam całą tylną część skutera (niech przypadkiem przytrę), obeszłam dookoła, żeby dostać się od przodu, chwyciłam za kierownicę jak torreador byka za rogi i jakoś ostrożnie wypchnęłam na wyjazd.
Stanęłam upocona jak szczur, maszyna sama w sobie wagę ma słuszną, a w tej sytuacji prowadziło się znacznie ciężej niż normalnie, na dodatek byle przechył groził wizytą u lakiernika. Nic, tylko wziąć kartkę i zostawić palantowi za wycieraczką list miłosny. Szukam w torebce - akurat jak na złość żadnej nie mam. Otrzepałam spodnie, bo podczas całej operacji otarłam się o auto, a brudne było jak nieszczęście i mnie olśniło. Ponownie do torebki, palec owinięty w chusteczkę higieniczną i dawaj pisać na prawej burcie:
"Nie umiem parkować.
Ani umyć samochodu"
Wiem, szczeniackie. Ale jaka satysfakcja... Mam tylko nadzieję, że wsiadając od strony kierowcy zbyt szybko tego nie zauważył.
Ocena:
308
(332)
Komentarze