Przebywam obecnie na wygnaniu na Wyspach Brytyjskich. W miejscowości, w której rezyduję, chodnik jest podzielony na część dla pieszych i rowerzystów.
Jest wieczór, zdążam do lokum, kiedy nagle w moje plecy wjeżdza rower. Widać było próbę reakcji w ostatnim momencie, nic poważnego się (chyba) nie stało, poza pobrudzeniem ubrań.
Pierwsza myśl, że szedłem po złej stronie, a ubrany byłem w dosyć czarne ciuchy, więc zbieram się na przeprosiny, ale patrzę - nie, to nie moja wina. Mimo wszystko, moja dobra natura każe udać mi się do sprawcy i pomóc.
Nie zrobiłem kroku, a usłyszałem "Patrz k***a jak leziesz, c***u j*****y!" i odgłos odjeżdzającego roweru.
Normalnie jak w domu.
Jest wieczór, zdążam do lokum, kiedy nagle w moje plecy wjeżdza rower. Widać było próbę reakcji w ostatnim momencie, nic poważnego się (chyba) nie stało, poza pobrudzeniem ubrań.
Pierwsza myśl, że szedłem po złej stronie, a ubrany byłem w dosyć czarne ciuchy, więc zbieram się na przeprosiny, ale patrzę - nie, to nie moja wina. Mimo wszystko, moja dobra natura każe udać mi się do sprawcy i pomóc.
Nie zrobiłem kroku, a usłyszałem "Patrz k***a jak leziesz, c***u j*****y!" i odgłos odjeżdzającego roweru.
Normalnie jak w domu.
Ocena:
272
(280)
Komentarze