Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#76042

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O zabawie z kurierem słów kilka...

Jakiś czas temu kurier miał się pojawić z umową do podpisu. Pomijam fakt, że umówiony na 16 (w nadziei, że mąż przejmie już wtedy latorośl, która z wielką chęcią "podpisałaby się" za mamę) zajechał o 12 (na szczęście panna spała). Bardziej chodzi o styl, w jakim pojawił się u nas...

Rys sytuacyjny: mieszkamy w domku na końcu ślepej, dość wąskiej uliczki, dodatkowo traktowanej jako prywatny parking dla sąsiadów z naprzeciwka (materiał na inną historię). Słowem: pomimo, żem baba, w manewrach niejednego faceta potrafiłam zaskoczyć, a i tak nie lubię u siebie na alejce zawracać. Jako, że człowiekiem jestem, to za każdym razem otwieram kurierowi bramę, żeby u nas na podjeździe wywinął, a nie musiał cofać całą drogę. Ten kurier nie dał mi nawet szansy. Nim zorientowałam się, że kurier do mnie (biały, niczym nieoklejony dostawczak, czasem zdarza się ludziom pomyłka), facet był już po 20tym manewrze "w przód, w tył" przy próbie zawrócenia. Powiem szczerze, po prostu zamurowało mnie i patrzyłam jak urzeczona, co on odstawia, bo alejka niewiele szersza od jego samochodu. No i stało się nieuchronne - zapakował zderzak w płot sąsiadów. Na szczęście bez większych śladów, ale sąsiadka wyleciała jak z procy z, słuszną niejako, awanturą. Gorzej, że w momencie, kiedy kurier uznał, że "nicsięniestało" i zadzwonił do naszej furtki wściekłość skierowała się na mnie. No cóż, jasnowidzem nie jestem, a sąsiadka mogła tak samo jak i ja otworzyć mu swoją bramę, żeby zawrócił.

Niedługi czas później przyszło mi nadać książkę. 8-my miesiąc ciąży nie sprzyja odstaniu swojego w kolejkach na poczcie (nikt nie przepuści. serio.), a odbiorca o instytucji paczkomatu nie słyszał, wymyśliłam sobie dostawę kurierem od drzwi do drzwi. O ja naiwna. Zlecenie założone dzień wcześniej. Kuriera brak, no ale nie jest to zaskoczenie - zamówienie złożone circa 11:00, a nasz rejon kurierzy obskakują bliżej 8-9. No ok, będzie jutro. Zbliża się 10, kuriera brak. Wchodzę w śledzenie przesyłki... przesyłka dnia 22.11 nieodebrana. Ki czort?! Dzwonię na infolinię. No nieodebrana, bo zapisek jest, że nadawca nie miał przygotowanej paczki. Uruchomiłam się. Jakim cudem kurier niby dowiedział się, że paczka "nieprzygotowana" skoro go tu nawet nie było? Ukończył kurs telepatii czy co? Pani z infolinii sugeruje, że może gdzieś wyszłam, nie usłyszałam? No pecha miała. W domu siedzę z tyłkiem, za bardzo się nie ruszam, bo raz, że młoda, dwa, że ciąża i już za bardzo nie powinnam, a na pewno nie sama. Oj to ona zaznaczy, że dzisiaj odbiór priorytetowo... i rozłączyła się. Ani przepraszam, ani pocałuj mnie w d... Dobra, nieważne. Ma być, będzie, nadam, po sprawie.

Około południa moje 30kg sierści dostało fiksa i zaczęło wściekle ujadać na płot. Reakcja możliwa w przypadku najazdu: sołtysa, pani od wodomierzy, kurierów/listonoszy. W związku z tym młodą szybko do kojca i samej rajd schodami na dół, co by się kurier nie rozmyślił i nie odjechał (dzwonek od furtki w deszczowe dni potrafi się obrazić i nie działać, pracujemy nad tym). Książka w dłoń, otwieram drzwi... i nikogo nie ma! Ale tknęło mnie, bo futer nadal wściekle ujada... Wychodzę bliżej płotu (część widoku zasłania nam wystający garaż) i... widzę kuriera. Który właśnie szykuje się do odjazdu. Pomijam fakt, że nie było opcji, żeby zdążył podbiec do furtki, zadzwonić, i schować się w szoferce w tym czasie. Chyba Usain Bolt nie dałby rady! Podchodzę do człowieka - i szok, toć to nasz mistrz zawracania (wychodzi na to, że pracuje w 2 firmach... ciekawe...). Przepraszam, pan po książkę? W odpowiedzi usłyszałam coś w stylu "chrmpfff", książkę mi wyrwał, zatrzasnął drzwi i pojechał. No ludzie...

Dzwonię na infolinię jeszcze raz. W 2 sprawach: po pierwsze, czy to był kurier, czy złodziej, bo ja pojęcia nie mam kto mi książkę wyrwał. No kurier, się okazało, przecież w systemie jest: przesyłka odebrana. Uff. No dobra, to ja bym jednak złożyła reklamację. A na co? No chociażby, że po pierwsze: kuriera dzień wcześniej nie było, a w systemie wisi, że jednak był. A po drugie, ja jasnowidzem nie jestem, wydawało mi się, że dzwonek jest od dzwonienia i pan mógłby zad ruszyć, alternatywnie po to podaję nr telefonu, że w razie co się ze mną skontaktuje. Odpowiedź zwaliła mnie z nóg:

"Jak pani zamawia kuriera, to pani na niego czeka. Nie jest obowiązkiem kuriera szukanie pani, kiedy pani kuriera zamówiła a pani nie ma"
Po czym... tak. Rozłączyła się. Szczerze mówiąc pociągnęłabym temat dalej, ale w obecnej sytuacji ważniejsze jest dla mnie ogarnianie wyprawki i przygotowania do nadejścia drugiego brzdąca, nie mówiąc o zajęciu się pierworodną, więc chyba sobie odpuszczę...

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 128 (174)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…