Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#76288

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wróciłam i przyszłam z historią o wynajmujących, gdzie absurd goni absurd.

Do rzeczy: wynajęliśmy we dwójkę mieszkanie w ładnej okolicy, za kwotę standardową, w umowie wyraźnie zaznaczone, że rozliczenie kaucji nastąpi wtedy i wtedy, oddajemy w nienaruszonym stanie technicznym i sanitarnym, uwzględniając zużycie wynikające z normalnej eksploatacji.

No właśnie, zużycie.

Mieszkanko wyglądające na ładne i zadbane, zaczęło nam dawać w kość, no to my - wynajmujący - zgłaszamy usterki.
I żeby chociaż ktoś je naprawił, ba!, obejrzał.
Nie dało się dłużej w godnych warunkach żyć, więc wypowiadamy umowę z winy właściciela, chcemy kaucję i niech się cieszy, że nie odszkodowanie za narażenie zdrowia i życia.

Właściciel przyszedł, podumał, odrzekł, że kaucji nie zwróci, bo szkody straszne! Jakby bydło mieszkało.
Dostaliśmy też listę szkód, która jest warta wstawienia na tę stronę:

Punkt pierwszy:
Ogrzewanie gazowe.

To punkt, do którego jeszcze wrócę.
Ogrzewanie wody gazem nie jest złe - gorzej, gdy piec nie działa poprawnie.
Gdy pierwszy raz poczułam gaz (a wcale to nie był jakiś stary junkers), wywietrzyłam migiem i wezwałam właściciela.
Niezadowolony wczłapał się na 4 piętro, powąchał, nie poczuł (bo wywietrzyłam...), pomajstrował i... zapalił zapalniczkę, żeby sprawdzić, czy ten gaz jest. Mało głowy mu nie urwałam, a on, zadowolony z siebie, że pokazał panikującej babie, że nic gazu nie ma, pojechał.
Potem kupiliśmy czujkę, na własny koszt.

Punkt drugi:
Zniszczenie pralki, lodówki i kuchenki gazowej.

Pralka, jak to ma w zwyczaju, pierze. A gdy pierze, używa prądu i jednocześnie jest mokra.
To bardzo złe połączenie.
Wyobraźcie sobie, że włączacie pralkę i... bum, jebs, coś strzela, korki wywaliło, mąż biegnie, pralka nie działa, wzywamy właściciela.
On problemu nie widzi, nasza wina, pewnie 10 rzeczy w kontakcie podłączonych było, nic nie zrobi, nie prać.
Wezwaliśmy technika na nasz koszt, pralka nie była zabezpieczona, tylko podłączona na odwal, całe szczęście, że nie odkręciłam wody w czasie prania.

Lodówkę mieliśmy swoją, co zgłaszaliśmy, facet widział, jak wnosimy, daliśmy znać, że tę jego (starą, odrapaną) może zabrać.
Kazał wystawić na korytarz, on zabierze.
I tak stała, kilka miesięcy, we wnęce na korytarzu (jedyne mieszkanie na piętrze), zawsze zapomniał.
O dziwo lodówka po paru miesiącach nie działała - wniosek? Popsuliśmy lodówkę.

Piekarnik - stał jak stał, nie wiem, czy działał, bo ciast nie piekę i użyty nie był nigdy. Ergo: zniszczony.

Punkt trzeci:
Zniszczenie ścian.

Gdy na zewnątrz zaczęło się robi mokro, na ścianach przy oknach wylazł grzyb.
Umycie, postawienie grzejników, suszenie, wietrzenie nie pomogło, grzyb głęboko w ścianie, stary, więc zgłaszamy.
Machnął ręką, burknął, że przyjdzie i pomaluje.
Nie przyszedł.
Poprosiłam znajomego, który się zna, żeby zerknął.
Popatrzył, podumał i stwierdził, że tu trzeba byłoby ścianę do mostków (cokolwiek miał na myśli) robić, bo to kilka lat zagrzybiałe musiało być i zamalowywane.
My nie zamalowaliśmy, czyli: ściany zniszczone.

Punkt czwarty:
Popsucie światła.

W pewnym momencie światło w sypialni zaczęło przerywać, gasnąć, aż zaczęło dymić, no to heja sprawdzać.
Mąż elektronika robił, zna się, grzebie w przewodach i mówi, że to w środku nadpalone całe, na taśmę izolacyjną posklejane, osłonki przewodów poprzecierane, nie ruszać, na własną rękę nawet nie włączać.
Znów właściciel i... nawet nam nie odpowiedział.
Ale światło nie działa, więc... tak, zepsuliśmy.

Punkt piąty:
Stłuczenie lustra.

Facet przykleił wielkie lustro na taśmę. Do kafelek. W pierwszych dniach jak huknęło o podłogę, to aż dziw, że umywalki nie zarwało. Wiadomo - zniszczyliśmy.

Punkt szósty:
Ogrzewanie.

Przyszło zimno, więc włączamy ogrzewanie, piec lekko pyrka, kaloryfery zimne.
Odpowietrzam (kaloryfery z tych nowszych, nie żeberkowe), działa lepiej, ale... kurki były pomalowane emalią, na której śrubokręt zostawił ślad.
Kaloryfery zniszczone.

Punkt siódmy:
kradzież żarówek i dywanika.

Normalną rzeczą jest, że żarówka się kiedyś przepali.
Przepaliła się w kuchni, wymieniliśmy na ledową.
Przepaliła się w lampce w pokoju, z trzema "gałęziami", wymieniliśmy 2 z 3, bo żarówki lepszej jakości, ledowe i znacznie jaśniejsze niż były, więc jednej nie wkręcaliśmy, bo byłoby za jasno (a i tak jest jaśniej niż było).

Dywanik, przyznaję, podarłam - gałgankową szmatkę do wycierania butów zahaczyłam drzwiami i trzask! poszła. Odkupiłam inną, większą, wygodniejszą i zostawiłam.

Nie ma żarówki i starego dywanika = kradzież.

Punkt ósmy:
Podłoga zniszczona.

Podłoga trzeszczy. W jednym miejscu, od wprowadzenia. Nawet tego nie skomentuję.

Batalia trwa, usiłujemy odzyskać całkiem sporą kaucję, ale na takie dictum, to mi ręce opadają, bo żeby tak zdewastować mieszkanie, to faktycznie trzeba być bydlakiem.

wynajem

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 237 (249)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…