Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#76406

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia prawdziwa, z dzisiaj, zamieszczona za zgodą mojego kolegi - właściciela sklepu. Uwaga, będzie długo.

Otóż jeden z dostawców, bodajże największa hurtownia w Polsce z branży, ma podpisaną umowę z trzyliterową firmą kurierską na G. Siłą rzeczy towar od nich przychodzi przez tych kurierów i zawsze odbywało się to bez zgrzytów. Do czasu. Niedawno nastał Nowy Pan Kurier. Już przy pierwszym spotkaniu wyraźnie okazał nam gdzie i jak głęboko ma swoją pracę, kulturę osobistą i szacunek dla klienta, ale że termin dostawy i towar był w porządku, kolega jakoś przełknął chamskie zachowanie kuriera i odłożył sprawę ad acta. Ale do rzeczy.

Wczoraj miała przyjść duża (droga) dostawa dla jednego z odbiorców. Bardzo ważny był konkretny termin realizacji: klient wyraźnie zaznaczył, że jeśli nie zdąży zamontować zamówionych części do Wigilii, rezygnuje z zakupu, bo zleceniodawca mu najzwyczajniej w świecie nie zapłaci. Pięćset telefonów, klauzula o terminowości, poszło.

Wczoraj o g. 8.13 rano SMS: przesyłka przekazana do wydania. Super. Wszystko poszło jak z płatka. Za max 3-4 godziny paczki będziemy mieć w łapkach. Info do klienta, towar jedzie, będzie najpóźniej o... itd. Ogólnie wszyscy szczęśliwi, bo każdemu przed świętami wpadnie spory zastrzyk gotówki.
No ale kurier chyba w święta nie wierzy.

O godz. 15 zaczęliśmy się już "troszkę" denerwować. Po prawie godzinnym!!! wiszeniu na infolinii G*S ktoś litościwie odebrał i prośbą/groźbą nakłoniony podał łaskawie nam nr komórki do posiadacza naszej cennej przesyłki. Sukces? Niekoniecznie. Pajac odebrał po pierwszym sygnale i po wyłuszczeniu sprawy wydarł mordę (dosłownie, słyszałem z dwóch metrów) i powiedział, że on to pier*oli, ma dużo paczek, nie ma zamiaru do nas jechać i jak chcemy, to se możemy odebrać w sortowni jakieś 30 km od sklepu. Po czym... rzucił słuchawką i więcej jej nie odebrał. Po szybkim telefonie do klienta z przeprosinami, że dzisiaj towaru nie będzie nie z naszej winy, kolega usłyszał, że zgodnie z umową jeśli materiału nie będzie o 7 rano na budowie, to możemy się nie fatygować, bo on go po prostu później nie przyjmie.

Ciężka rozpacz, znowu infolinia (Chopin, marsz żałobny) i około 20. dotarło do nas, że zamówiony towar raczej już na miejsce nie teleportuje.
Dzisiaj od rana wiszenie na słuchawce infolinii, bo paczki nadal w systemie figurują jako "w doręczeniu". Ok. południa zajeżdża oznakowany samochód, z którego wytacza się "kulturalny" kurier z naszymi paczkami. 24 h po terminie. Kolega zdążył tylko powiedzieć "Proszę pana, to jest niedopuszczalne. Ja zapłaciłem dodatkowe pieniądze...", gdy gwiazda savoir vivre'u wywrzeszczał przy klientach:
- Coo wy sobie, k**wa, myślicie? Że ja mam tylko jeden rewir? Ja pier*olę, wczoraj byłem w domu o 22!!!

Tak jakby to była nasza wina...

Nie wiem kto miał niżej szczękę. My czy klienci sklepu, nie mający przecież pojęcia o zaistniałej sytuacji. Na nasze nieszczęście akurat te przesyłki nie wymagają podpisu, więc chamidło po prostu rzuciło paczki na podłogę (w większości ze szklaną zawartością) i skierowało się do wyjścia. Na nasze protesty, że chamstwo, niewywiązanie się z umowy, zażalenie, skarga itp., rzucił tylko przez ramię:
- To se, k**wa, skargę składajcie, ja to pier*olę - po czym wyszedł trzaskając drzwiami. Najpierw sklepowymi, później tymi od samochodu i... odjechał.
Kolega został z towarem za poważne pieniądze, bez odbiorcy i jedynie z nadzieją, że dostawca zgodzi się na zwrot chociaż części towaru.

Pozostały chyba tylko rozmowy z firmą kurierską nt. utraconego zarobku, poniesionych kosztów i, co byłoby chyba najgorsze, utratą dobrego klienta.

sklepy

Skomentuj (52) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 215 (239)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…