Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#76725

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przygody kelnerki mikado188 część trzecia.

Przez dłuższy okres pracowałam dla agencji kelnerskiej „wynajmujących” kelnerów hotelom i na cateringi. Piekielności gości jakie mnie spotkały bądź których byłam świadkiem:

Najbardziej „piekielnogenne” były imprezy urządzane dla pracowników banków – wóda lała się strumieniami, a większość gości traciła kontakt z rzeczywistością po około 3 godzinie imprezy.

Idę korytarzykiem łączącym dwie sale przeznaczone na imprezę, taca ciężka, pełna wysokich kieliszków z czerwonym/białym winem i szampanem. Wtem ktoś ni z gruszki ni pietruszki łapie mnie z tyłu za szyję i zaczyna mną trząść. Odruchowo spinam kark, ramiona idą do góry, pochylam się, kompletnie zaskoczona nie wiem co robić – taca pełna, a ja mam niestety duży biust, który przy moim skuleniu się od dłoni na karku naparł na ciężką tacę – cudem nic nie spadło. Do tej pory jak o tym pomyślę robi mi się gorąco – za stłuczone szkło musiałabym zapłacić, a z zalaną koszulą i spodniami nie mogłabym pracować i zostałabym odesłana do domu (zapłacono by mi 20 zł za przepracowane 2 godziny, nie 90 za 9 godzinną zmianę).

Śmieszkiem okazał się jeden z gości, jakiś gnojek wyglądający na świeżo po studiach – „Co się spinasz mała? Bawimy się! Hłe hłe hłe!” Po czym oddalił się kołysząc się na boki jak typowy Sebix na dzielni. Nie, nie był pijany, kołysał się „dla szpanu” przed towarzyszącą mu tlenioną dziunią, która usłużnie zarechotała na ten wyborny dżołk.

Impreza w hali również dla banku. Stałam na szatni wraz z koleżankami – główny organizator zakazał nam wydawać kurtek w przypadku zgubienia numerka. Wg instrukcji taka osoba zostaje do końca imprezy i dopiero wtedy komisyjnie następuje oddanie płaszczyka czy innego futerka. Dlaczego? Bo na imprezie było ponad 100 gości i nie jesteśmy w stanie stwierdzić, kto jest gościem, a kto złodziejem udającym gościa, który zgubił numerek. Wejście jest przedzielone jedynie kotarą i każdy sobie mógł wejść i wyjść. Za uchybienie obowiązkowi i wydanie kurtki bez numerka grozi nam kara umowna w wysokości 50 zł i koszta ukradzionych rzeczy. No i przechodzimy do szczegółów:

Pierwszy gość podpity, ale zachowujący trzeźwość umysłu jak sądziłyśmy. Mówi, że zgubił numerek, ale on sobie kurtkę zaraz znajdzie. I bezpardonowo zaczyna pchać się za stół. Zostaje przez koleżankę zatrzymany, pouczony, że nie może wchodzić na teren szatni. Dogadaliśmy się z zastępcami organizatora, że oni mogą wydać kurtkę przed końcem imprezy, mówimy więc gościowi, żeby szukał mężczyzn w garniturze z logiem cateringu i złotym krawacie, bo my szatni opuścić nie możemy, by poszukać za niego, nie możemy mu też wydać kurtki bez numerka. Pan naburmuszony wraca na salę, przychodzi po trzech minutach z kieliszkiem wina w ręku, którego to zawartością chlusnął koleżance w twarz. Bo co ona sobie kuffa wyobraża? Nie wie kim on jest? Tutaj panowie ochroniarze wkroczyli do akcji, złapali szanownego pana za fraki i przeszukali kieszenie. Numerek się znalazł – pan został wyrzucony niczym szmaciana lalka za kotarę, kurtka poleciała za nim.

Impreza się rozkręca – przychodzi para gości, jak to się mówi „tańcząc tango” – czyli są tak naje... ekm... napici, że stawiają dwa kroki do przodu, jeden do tyłu, dwa do przodu, jeden do tyłu. Itd. Facet wygarnia wszystko z kieszeni i rzuca mi to na stół. Wyławiam z kupki numerek i już chcę podać kurtki, gdy wtem rzyyyyyyg równym strumieniem. Gdybym nie odskoczyła na bok, wymiociny wylądowałyby na moim dekolcie. Facet jak gdyby nigdy nic, ociera usta wierzchem dłoni i odbiera ode mnie kurtki.

Koniec imprezy – jest już luźniej. Podchodzi do mnie kobieta ubrana jak z żurnala, z biżuterią pewnej znanej firmy jubilerskiej za sumę, na którą bym pewnie ze trzy lata musiała pracować. Twierdzi, że zgubiła numerek, ale mamy jej wydać futerko „tout de suite”. (Autentycznie użyła tego wyrażenia) Odpowiadam, że nie mogę jej wydać okrycia bez numerka. Panienka zaczyna się drzeć, że to jej własność i co ja sobie wyobrażam. Obrazowo zaczyna tupać nogą i wołać jakiegoś mężczyznę. Przychodzi facet co najmniej 20 lat od niej starszy, na szczęście bardziej ogarnięty, przeprasza nas „za kruszynkę” i wyciąga numerek. Okrycia wydajemy. Happy end? Bynajmniej. Mężczyzna kieruje się do wyjścia, „kruszynka” zaś syczy w moim kierunku „kur*****!” (rymuje się z korniszon) po czym kopytkuje za swoim wybrankiem czy może ojcem.

Wychodzą ostatnie osoby - podchodzi pani w średnim wieku, wzrok szklisty, nieobecny. Podaje mi numerek, po czym zaczyna kłaść mi się na stole (rzygowiny wcześniejszego gościa zdążyłyśmy posprzątać.) Podaję czarny płaszcz. Pani budzi się, podrywa ze stołu i wrzask: To nie jest moja kurtka! Ja oczy w słup, bo jeszcze coś takiego mi się nie zdarzyło. Podchodzi mężczyzna, jak mniemam jej mąż, wzdycha, bierze kobietę na bok. Wraca, po czym stwierdza rycersko -"Moja Pani zgodziła się ze mną, że to jednak jej kurtka". Po czym wyszli, pan nawet uchylił nam kapelusza na pożegnanie.

Nie wiem jak można się doprowadzić do takiego stanu. Rozumiem, że darmowy alkohol bez limitu kusi, ale że aż tak?

gastronomia

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 263 (291)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…