Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#76748

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wspominałam już, że jestem prawie przy końcówce ciąży - 7 miesiąc w toku. Dziś byłam na badaniu cukru (badanie polega na wypiciu dużej ilości glukozy, pobraniu krwi, odczekaniu pewnego czasu, ponownym pobraniu krwi- tak w skrócie). Źle te badania znoszę - ale to już nie pierwsze więc jakoś się na nogach trzymałam.

Po pobraniach wstąpiłam do aptek - po kosmetyki, po witaminy i masę leków dla mnie i bliskich. W jednej z odwiedzonych przeze mnie zrobiłam częściowe zakupy - typu wit. C (które kosztują jakieś 2 zł za opakowanie - zaopatrzyłam się w kilka blistrów), leki przeciwzapalne. Suma zakupów niewielka, naprawdę. Jednak większości nie udało mi się w pierwszym miejscu kupić, gdyż nie było na stanie parunastu rzeczy, które chciałam, które mam sprawdzone, a zamawiać też mi było nie na rękę, toteż zaszłam do drugiej apteki - takiej lepiej wyposażonej, jakieś 20m dalej.

Skórę mam niesamowicie wrażliwą, można rzec 'prawie atopową' - podrażnienia powodują mi nawet niektóre kremy dla dzieci, oliwki itd, więc zaopatruję się w kosmetyki sprawdzone, które może są nieco droższe, ale bardziej wydajne i dobre jakościowo. Podobnie mam z witaminami, suplementami - a że często jest tak, że w lekach pełno innego syfu, którego kupować i przyjmować nie chcę, to wybieram zaufane marki.

Powybierałam kremy, rzeczy do wyprawki szpitalnej, prezenty z uwagi na zbliżające się święta naszych seniorów. Siebie też zaopatrzyłam w witaminy, shoty magnezowe, potasy itp, - jako że badania nie za ładne wyszły pod tym kątem.
Wszystko kosztuje - wiadomo. Panie farmaceutki uwinęły się, nabiły, ja zapłaciłam. Wszystko ładnie, pięknie, prawda?

Zbieram się do wyjścia - łapie mnie ochroniarz. Znam faceta, miły, dobry, uśmiechnięty. Prosi mnie o okazanie toreb i torebki. Idziemy do "pokoiku" (bardziej wnęka z drzwiami na obszar apteki) - ludzie patrzą na mnie spode łba, cóż... Nie robię scen, to jego praca.
Po nas do pokoju wpada jego 'szef', zaczyna na mnie krzyczeć, że mam wszystko z kieszeni powykładać i toreb i oni dzwonią na policję. Ja nie wiem co jest grane. Okazuje wnętrze toreb: dwa słoiczki, dresy, dwa kocyki dla zwierząt z Pepco, w torebce mojej prywatnej 4 x wit. C ( z poprzedniej apteki), syrop prawoślazowy, echinasal i paracetamol.

Koleś wyskakuje do mnie z mordą (za przeproszeniem, ale nie znoszę jak ktoś na mnie krzyczy), że czemu to ukradłam i krzyczy, i wrzeszczy, i się pieni. Ja próbuję tłumaczyć, że to nie od nich, że paragon niech zobaczy - a ten wyczes dalej swoje, że tak nie można, że muszą wezwać policję. Do tego nakazuje okazanie kieszeni. Wszystkich, nawet tych w bluzie pod bluzą i pod swetrem (w końcu na dworze -5*) i zaczyna mnie obmacywać, głównie po wystającym brzuchu (może nie jakoś nachalnie, ale jednak... zdziwienie straszne z mojej strony. Nie wiem czy prawo takie w ogóle posiadał).

Mówię gościowi, żeby mnie zostawił i spuścił z tonu, bo mnie stresuje, ja po badaniu i że nie życzę sobie oczerniania mnie na oczach ludzi, bo drzwi do kanciapy nie raczył zamknąć, a że godziny szczytu to i ludzi sporo w aptece.

Buc sobie ubzdurał, że ukradłam witamin i leków za 20 zł. Tłumaczę mu, że nie widzę jednak sensu - bo zapłaciłam u nich 20x więcej, to na co mi kraść produktów za taka sumę i żeby się ogarnął i skończył biadolić. Nie skończył. Ale zerknął na paragon i rzecze coś w stylu: "A skąd ja mogę wiedzieć, że to z tamtej apteki? Poszłaś do domu, zostawiłaś i tu przyszłaś nakraść".

Tu mi ciśnienie skoczyło. Bo i gorąco - ubrana na cebulkę byłam, bo zima w końcu za oknami, głodna, dziecię w brzuchu dokazuje, a jakiś kretyn mnie osądza o kradzież.
Pokazuję mu opakowania produktów z ich apteki, że jest nalepka z nazwą przybytku, kodem, na tamtych nie ma owej naklejki, tylko cena, nic więcej. Pacan nie rozumie. Ochroniarz znajomy prosi i sugeruje, że może pomyłka jednak. Też mu się dostało, bo 'podważa autorytet szefa' a to jest straszna zbrodnia. :D
I musiałam czekać. Na policję. Ponad godzinę. I nawet wody nie mogłam się napić, bo skąd? Jak poprosiłam to buc mi odmówił. Pilnował mnie, jakbym co najmniej nakradła towaru za tysiące zł. Moją prośbę o picie zbył tym, że 'trzeba było nie kraść'. Czułam się upokorzona, bezsilna i zwyczajnie było mi przykro.

Policja przybyła. Nawet przeprosili mnie, powiedzieli, że gdyby znali zarys sytuacji przyjechaliby szybciej. Dodali otuchy, że to nie powinno tak być i czy nie potrzebuję czegoś. Miłe chłopaki.
Pani farmaceutka nawet mi wody przyniosła na koniec i pufę, zaproponowała zmierzenie ciśnienia i pomoc. Doceniam. Naprawdę.
Ale co z tego? Skoro ludzie, którzy byli tam, sąsiedzi, znajome twarze, pewnie swoje pomyśleli.

Także dziękuję szefowi ochrony apteki. Za stracony czas. Za nerwy. Za chęć puszczenia bełta. Za to, że jest na tyle super, że nie potrafi ogarnąć prostej rzeczy i z ciężarnej, osłabionej lekko kobiety zrobił pośmiewisko. Brawa. Order Niecodziennego Zaangażowania Ochrony się mu należy. I nawet przepraszam nie usłyszałam.
Apteka tania - ceny czasem o 40% niższe niż gdzieś indziej, więc szkoda by było ją zmieniać, ale niesmak pozostanie ogromny.

apteka ochrona policja usługi

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 295 (359)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…