Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#76851

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiejsza sytuacja z pracy przypomniała mi o jednej historii. A skoro jestem Piekielnym Informatykiem, to i czas na historię informatyczną. A rzecz działa się, kiedy jeszcze pracowałem w sklepie komputerowym z historii #76186. Poza sprzedażą ogólnie pojętego sprzętu komputerowego i prowadzenia serwisu świadczyliśmy również usługę z zakresu składania zestawów komputerowych z wybranych/dostarczonych przez klienta części. Tyle tytułem wstępu, zatem czas na historię właściwą.

Dzień jak co dzień, wchodzi klientka w średnim wieku i informuje nas, że chciałaby kupić dla syna nowy komputer. Okej, spoko. Miała ze sobą nawet listę z jakąś połową komponentów, drugą połowę mieliśmy zaproponować my. Akurat trafiło na mnie, że miałem się zająć tą klientką. Podumaliśmy chwilę, ja zaproponowałem brakujące części i lepsze, a w podobnej cenie zamienniki dla niektórych części z listy. Wyszedł z tego całkiem niczego sobie komputer za ok. 4000 zł. Niektórych komponentów nie mieliśmy na stanie, więc informuję klientkę, że zapraszam po odbiór za 3 dni i pytam, czy mamy złożyć jej ten sprzęt za cenę 70 złotych, bo tyle braliśmy za montaż. Mówię jej też, że gdy my składamy taki sprzęt, to dajemy również gwarancję na montaż itd.

Klientka[K]: Nieeee, mój synek zna się na tych komputerach, to sobie sam złoży tak jak będzie chciał.

Nasz klient, nasz pan. Nawet nie dyskutowałem. Wbiłem na fakturę co trzeba, podałem dane przelewu i ponownie zaprosiłem za trzy dni po odbiór. Trzy dni później babka przyjechała, fakturę dostała, nawet zaniosłem jej pudło z komponentami do auta i wróciłem do pracy. Nazajutrz ledwo zaczęliśmy pracę, gdy do sklepu wpada jak burza moja wczorajsza klientka. Od progu wyzywa cały personel tak że szewcowi z Zespołem Tourette'a uszy by zwiędły. W myślach już dziękuję wszechświatowi za tak cudowny poranek i staram się kobietę uspokoić. Co się okazało? A że sprzedaliśmy jej zepsute komponenty, bo komputer syna nie działa! Szczerze w to wątpiłem, bo każdy komponent, który do nas trafiał był sprawdzany, ale mówię jej, że jeśli to prawda, to firma oczywiście wymieni zepsute komponenty od ręki. Jednakże proszę, by przyniosła komputer, bo muszę go obejrzeć itd. Kompa miała w aucie, więc przytaszczyłem blaszaka na warsztat i otwieram obudowę. To co zobaczyłem to była istna masakra, zatem wołam klientkę i pokazuję:

- Złamany w pół laminat na karcie graficznej na PCI-E, nie wiem jak łepek to zrobił, ale chyba kiedy karta siedziała w gnieździe, to wychylił ją, tak że po prostu złamał w pół laminat.
- Socket na płycie był w opłakanym stanie. Piny wbite do środka, a ślady świadczyły o wcześniejszym upadku proca na piny. Ponadto płyta miała wyrwane w jednej linii kilka tranzystorów i wyglądało to tak jakby ktoś po niej czymś przejechał.

Do tego doszedł zjarany procesor i zasilacz, a o syfie jaki był w kablach to już nie wspomnę. Ocalały jedynie kości RAM, obudowa, cooler procesora i dysk twardy. Och, zapomniałbym... Ani na procku, ani na coolerze nie znalazłem nawet śladu pasty termoprzewodzącej. Bo i po co? Brudzi to tylko procesor przecież...

Mówię jej, że skoro zachodzą uzasadnione podejrzenia, że usterki powstały z winy klienta, to nie mogę jej wymienić uszkodzonych części. Mogłem najwyżej odesłać je do autoryzowanego serwisu na naprawę, choć i tak wiedziałem co z tego będzie. Intel procesor wymienił (zawsze wymieniają), ASUS płytę odesłał z dopiskiem DBU* (Damage By User), Gigabyte tak samo postąpił w przypadku karty graficznej. Finał? My nie możemy wymienić jej ani karty, ani płyty. Proca i zasilacz dostała z powrotem. Kiedy przyszła po odbiór, spytałem z ciekawości ile syn ma lat.


Odpowiedź zwaliła mnie z nóg. Dziesięć. Tak, dała dziesięciolatkowi do składania kompa za cztery klocki i jeszcze do nas miała pretensje. Przecież sprzęt komputerowy to nie klocki LEGO albo puzzle... I tym sposobem chcąc zaoszczędzić 70 złotych babka straciła około 1500. Wyszła złorzecząc na całą naszą firmę i deklarując, że więcej się u nas nie pojawi. Kurtyna.

*DBU - co to znaczy? Gwarancja producenta na dany komponent nie obejmuje bezpłatnej naprawy usterki powstałej z winy użytkownika. Czyli najczęściej w wyniku usterki mechanicznej: wyrwane komponenty, złamane gniazda lub piny w sockecie. Jeżeli taki komponent przyjdzie do niech na serwis, to po prostu go odsyłają.

komputer usterka sklep klient informatyka

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 268 (290)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…