Pojawiła się opowieść o leczeniu chomika, a w niej stwierdzenie babci autorki, że nie ma co leczyć zwierzęcia za kilka złotych.
Przypomniało mi to rozmowę z moja współlokatorką z mieszkania studenckiego. Normalna kobieta na pierwszy rzut oka.
Siedzimy i rozmawiamy o zwierzętach. No to ja jej opowiadam: że rybki, że królik, że trzech młodszych braci itd. A ona na to, że tylko zawsze chomiki. I że kiedyś na jednego stanęła i usłyszała tylko trzask, ale od razu nie zdechł.
- I co zrobiłaś?- spytałam z automatu wyobrażając sobie eutanazję chomika u weterynarza.
- To była zima a my mieszkaliśmy na trzecim piętrze w bloku. Zrobiłyśmy małą katapultę z drewnianej łyżki kuchennej i wystrzeliłyśmy go przez okno balkonowe na zaspę, żeby szybciej zdechł.
- I zdechł?
- Po jakimś dłuższym czasie. Chodziłyśmy sprawdzać z siostrą czy dycha.
- A ile miałyście lat?
- No ja w liceum byłam.
Na szczęście mieszkałam z nią krótko.
Przypomniało mi to rozmowę z moja współlokatorką z mieszkania studenckiego. Normalna kobieta na pierwszy rzut oka.
Siedzimy i rozmawiamy o zwierzętach. No to ja jej opowiadam: że rybki, że królik, że trzech młodszych braci itd. A ona na to, że tylko zawsze chomiki. I że kiedyś na jednego stanęła i usłyszała tylko trzask, ale od razu nie zdechł.
- I co zrobiłaś?- spytałam z automatu wyobrażając sobie eutanazję chomika u weterynarza.
- To była zima a my mieszkaliśmy na trzecim piętrze w bloku. Zrobiłyśmy małą katapultę z drewnianej łyżki kuchennej i wystrzeliłyśmy go przez okno balkonowe na zaspę, żeby szybciej zdechł.
- I zdechł?
- Po jakimś dłuższym czasie. Chodziłyśmy sprawdzać z siostrą czy dycha.
- A ile miałyście lat?
- No ja w liceum byłam.
Na szczęście mieszkałam z nią krótko.
Ocena:
265
(301)
Komentarze