Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#78036

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Prowadzę korepetycje z języka angielskiego dla uczniów szkoły podstawowej/gimnazjalistów. Z tej okazji kilka smaczków:
1. W grudniu ubiegłego roku dostałam telefon od mamy chłopaka w trzeciej klasie gimnazjum. Miał on w tym roku zdawać egzamin gimnazjalny i FCE Cambridge (Poziom tego egzaminu to B2-C1, dla porównania egzamin gimnazjalny to A2-B1).

Zaczynając od początku - czy dobrym pomysłem jest przystępowanie do dwóch tego typu egzaminów w ciągu jednego roku, ba, w ciągu dwóch miesięcy? (do FCE miał podchodzić przed wakacjami) Zwłaszcza, jeśli chodzi o FCE, bo poziom egz. gimnazjalnych jest stosunkowo niski. Egzamin ten można zdać w dowolnym terminie (ale płaci się 600 złotych), więc jeśli nie czujesz się pewny w angielskim - nie podchodź do niego, możesz stracić pieniądze i nie dostać certyfikatu (który, de facto, nie był chłopakowi w tym wieku niezbędnie potrzebny).

Ale w takim razie, gdzie jest problem, gdzie jest absurd? No bo w sumie, o co ja się czepiam, jak chce mieć certyfikat (uściślając: jego matka chce) to niech zdaje. Jasne. Tylko, że:
- chłopak potrafi nazwać kilka czasów, jednak ma problem ze stosowaniem któregokolwiek z nich, głównie używa formy podstawowej czasowników,
- z trudem przychodzi mu czytanie, a tym bardziej rozumienie, analiza tekstu,
- ma spore braki w słownictwie,
- potrafi się co prawda dogadać w prostych sytuacjach, ale robi spore błędy językowe praktycznie w każdym zdaniu (np. jak wspomniałam wyżej nie stosuje czasów).

I jak chłopak, którego poziom to słabe A2 (jeśli nie A1), ma zdawać egzamin na poziomie zaawansowanym? Jak miał nauczyć się tego w mniej niż pół roku? Jak matka może narzucać synowi (chłopak sam powiedział, że on nie chce zdawać tego egzaminu, bo nie lubi angielskiego) coś ponad program w szkole, jak on ledwo radzi sobie z zupełną podstawą? Szczerze mówiąc, obawiam się o jego wyniki na tegorocznym egzaminie gimnazjalnym.

2. Pierwsza i sądzę, że niestety ostatnia lekcja z dziewczynką w trzeciej klasie szkoły podstawowej.
Dlaczego? Czym mogło zawinić kilkuletnie dziecko? Cóż, ponownie problemem są nie dzieci, a rodzice. Lekcja trwa 60 minut. W tym przypadku trwała od godziny osiemnastej do godziny dziewiętnastej. Podczas tych 60 minut skupiam się tylko i wyłącznie na prowadzeniu zajęć, co jest chyba rzeczą normalną. Nie zauważyłam więc, że matka dziewczyny postanowiła w trakcie lekcji wyjść z domu.

Okej, nie ma w tym nic złego, że mogłaby wyjść na chwilę (chociaż nie jest to rozsądne - zostawilibyście obcą osobę we własnym domu z własnym dzieckiem?) Jednak jeśli jest już te kilka minut po dziewiętnastej, a ja muszę czekać, wydzwaniać do niej (nie odbierała), martwić się, to coś jest nie tak.

Nie mogłam tak po prostu sobie wyjść. Zresztą byłyśmy zamknięte, nie szukałam kluczy, ale nie było ich też nigdzie na wierzchu, więc to chyba jasne, że nie będę grzebać w domu obcej osoby niezależnie od sytuacji.

Wzorowa matka zaszczyciła mnie swoją obecnością o 19.40. Gdy wyjaśniłam jej swoją frustrację, była szczerze zdziwiona - cóż, jak stwierdziła, myślała, że skoro już przyszłam na godzinę to mogę zostać trochę dłużej popilnować dziewczynki. Tak. Właśnie tak to działa.

Na razie to wszystko - mam jeszcze kilka historii związanych z korepetycjami, ale nie jestem w stanie ich wszystkich tutaj opisać.

korepetycje

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 269 (281)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…