Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#78086

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O włamywaczu i policji.

Piątek, późny wieczór, śródmieście Warszawy. Wracam z koleżanką z kina, po drodze zaszłyśmy po wino, by dobry film uczcić dobrym winem. Wjeżdżamy windą na szóste piętro, wyciągam klucze. Przekręcam klucze w zamku – nie działa. Pukam, dzwonię dzwonkiem, dzwonię do współlokatorki – może wróciła do mieszkania wcześniej i zamknęła się od środka, ale nie. Znów próbuję otworzyć drzwi, kręcę raz, drugi, trzeci. W jedną stronę, w drugą. Popycham drzwi. Koleżanka próbuje. No nic z tego. Najwyraźniej zepsuł się zamek. Wizja wzywania ślusarza o 22 mnie nie raduje, więc najpierw próbuję skontaktować się z właścicielem mieszkania, który mieszka piętro niżej. Niestety, właściciel nie otwiera. Może śpi, może go nie ma. Wysłałam do niego smsa – kto wie, może zareaguje.

Usiadłam na schodach i zaczęłam szukać kontaktu do ślusarza w Warszawie, 24h na dobę. Słyszę za plecami jakieś stukanie. Myślę sobie – ale wieje. Za plecami jest luksfera, a za nią mój balkon. W myślach już obliczam ile będzie kosztować mnie wymiana drzwi. A powiem Wam, że drzwi pierwsza klasa, nowe, antywłamaniowe, z wielką żelazną sztabą blokującą wejście. Właściciel kiedyś poinformował, że jeśli te drzwi się zatną, to żeby je otworzyć, trzeba będzie skuwać ścianę... Miło.

Znów słyszę za plecami stukanie i zaczynam się zastanawiać, dlaczego na balkonie takie hałasy, w końcu nic takiego tam nie ma, jakieś pudła i szafka...

Rzucam pytanie w powietrze: co się dzieje na tym balkonie, przecież tak nie wieje...

Koleżanka spogląda na balkon i... tam ktoś jest!

Wyraźnie widać sylwetkę jakiegoś człowieka, który pod naszą nieobecność jest w moim domu!

Czuję jak skacze mi ciśnienie, wzywam windę, każę koleżance dzwonić na policję, sama dzwonię do właściciela – ale nie odbiera. Przemieszczamy się na drugą stronę ulicy, spoglądamy w okno, koleżanka podaje policji wszystkie dane. Ja patrzę na mój balkon – światła pogaszone, nic się nie rusza, nikt nie wychodzi z klatki, ale w sumie z tego bloku są różne wyjścia.

Mija około pięciu minut, zanim podjeżdża pierwszy radiowóz... drugi... trzeci... czwarty na sygnale.

Podchodzą do nas dwaj policjanci, prowadzimy ich na górę. Policjant w międzyczasie wypytuje mnie, kto dokładnie mieszka, gdzie są wszyscy lokatorzy, właściciel, kto mógł mieć klucze. Już na górze próbuje otworzyć drzwi, ale to nic nie daje – dochodzi do tego samego wniosku co ja, że włamywacz zamknął się od środka.

Policjant wali w drzwi pięścią:

- Wyłaź! Wiemy że tam jesteś! Jeśli za chwilę nie otworzysz, wzywamy straż z wyważarką!

Mija pięć sekund. Drzwi się otwierają powoli i spokojnie. Widok zasłaniają mi policjanci, którzy krzyczą do kogoś w środku:

- Wyjdź powoli z mieszkania! Natychmiast!

Jeden z policjantów wchodzi do środka, podchodzi do gościa, mając chyba zamiar wyciągnąć go siłą.

A ja zaczynam machać rękami do nich i mówię:
- To właściciel!



Mija kilka chwil, zanim dociera to do policjantów. Wszyscy zamierają. Właściciel mojego mieszkania wygląda na niewzruszonego. Ja mam ochotę roześmiać się w głos. Koleżanka tylko patrzy w szoku.

I tak. To był właściciel mieszkania, który postanowił w weekend majowy, nie mówić lokatorom, wejść o 10 w nocy do mieszkania, zamknąć się od środka i robić porządki na balkonie, zostawiając telefon we własnym mieszkaniu. Nie słyszał pukania i dzwonka.

Wiecie, co w tym piekielnego?

Nie, nie policjanci – oni byli zajebiści, pełna profeska, bardzo wyrozumiali, nie mieli żadnych pretensji, pochwalili nasze logiczne zachowanie, przyjechali szybko i sprawnie zakończyli sprawę – od momentu zawiadomienia do czasu odjazdu minęło 20 minut.

Właściciel mieszkania – nie dość, że nie informuje, że zamierza przyjść, to do tego jeszcze miał do nas pretensje, że przecież mogłyśmy zapukać przez luksferę. Mhm, i zwrócić na siebie uwagę potencjalnie niebezpiecznych osób? Jasne.
Potem na moje prośby, czy mógłby informować o odwiedzinach wcześniej, wykręcał się, że przecież nie robi tego często.

A po co przyszedł?

Żeby posprzątać nasze pudła, bo mu przeszkadzały. Gdy mu powiedziałam, żeby po prostu nam kazał jakieś porządki zrobić, to stwierdził, że jemu nic nie przeszkadza, ale że to dla nas zrobił. WTF. Więc generalnie nie, nadal będzie sobie przychodził tak jak przychodził i przestawiał nam kwiatki, zakręcał wodę na święta i porządkował balkon o 22, zakładając (nie wiadomo czemu), że skoro nie ma mnie w piątek o 21 to znaczy, że nie będzie mnie przez cały weekend majowy.

warszawa

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 251 (273)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…