Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#78160

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Cześć. Od dawna czytuję łamy tutejszego serwisu, ale seria historii o niepełnosprawnych uczniach sprawiła, że wreszcie zarejestrowałam się by opowiedzieć trochę od drugiej strony. Postaram się być zwięzła.

W wieku 3 lat miałam bardzo poważny wypadek, po którym trafiłam na niezbyt dobrych lekarzy. Dzisiaj zostało mi chodzenie o kulach i parę blizn, do których się przyzwyczaiłam. Z życiem radzę sobie całkiem sama i chyba całkiem nieźle: mam chyba niezłą pracę, jeżdżę samochodem, póki byłam singlem, to mieszkałam też sama bez problemów. Ale za dzieciaka było gorzej: balkonik, wózek inwalidzki itd. Dlatego w podstawówce trafiłam do szkoły specjalnej. Nie było wtedy innych możliwości. Ćwierć wieku temu żadna normalna szkoła nie zgodziła się przyjąć dziecka, które ma problemy z poruszaniem się. Niestety, poziom nauczania w tej szkole był bardzo niski. Dostosowany do osób, które problemy mają nie tylko z poruszaniem się, ale też z myśleniem. Zaliczałam wszystko bez problemów, bo wymagania były bardzo niskie. Przez większość lekcji nudziłam się jak tłumaczono podstawowe rzeczy tym, którym wchodziło do głowy gorzej.

Dopiero gdy w szóstej klasie kolejna z operacji przykuła mnie na pół roku do łóżka i trafiłam na nauczanie indywidualne ze szkoły rejonowej, a nie specjalnej (nie wiem czemu, tak wychodziło), to kilku przychodzących do mnie nauczycieli zauważyło, że ja intelektualnie jestem całkowicie sprawna. Niestety było zbyt późno, by nadrobić ogromne zaległości. Nie udało się dostać do dobrego liceum, ale wtedy już było ze mną lepiej i już sama całkiem nieźle chodziłam o kulach, dlatego poszłam do technikum blisko domu.

Podstawówkę specjalną wspominam bardzo źle, jako miejsce, w którym z nikim nie znalazłam wspólnego języka. Technikum o typowo męskim profilu, w którym byłam jedną z nielicznych dziewczyn, wspominam natomiast wspaniale. Poziom na lekcji też nie był wysoki, ale koledzy z klasy, przyszli budowlańcy, byli dla mnie genialnymi przyjaciółmi, a nauczyciele wiedzieli, że myślę o studiach, więc pomogli mi się przygotować do matury rozszerzonej samodzielnie.

Ostatecznie maturę zdałam, studia zaczęłam, ale ich nie skończyłam, bo już od drugiego roku pochłonęła mnie zawodowa praca w zawodzie, w którym nie patrzą za bardzo ani na papier z uczelni, ani na fizyczne zdrowie.

Mnie się udało, bo jestem uparta, zawzięta i miałam trochę szczęścia. Boję się jednak pomyśleć ile dzieci niepełnosprawnych ruchowo, a sprawnych intelektualnie, traktowanych jest jak uczniowie "specjalni" pod każdym względem i odbierana jest im szansa na wykształcenie, karierę zawodową i w rezultacie samodzielność ekonomiczną.

szkoły

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 151 (171)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…