Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#78408

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna historia z pracownikami.

W jednej z firm zażyczyli sobie 2 osób do lekkiej pracy fizycznej, na 3 tygodnie.
Ciężko było, ale znalazłem dwóch panów chętnych do pracy tymczasowej.

Oczywiście wiedzieli na jaki okres czasu oraz do jakiego typu pracy się podejmują.
Przez pierwsze dwa tygodnie wszystko ok. Większa stawka sprawiała, że panowie byli szczęśliwi.

Jednak w pierwszy dzień trzeciego tygodnia, Panowie stwierdzili że rezygnują.

Powód:

Pan A, bo znalazł inną pracę. Na stałe i jest to dla niego bardziej atrakcyjne.
Ok rozumiem, pomimo że odszedł z dnia na dzień, miał takie prawo (to mój kłopot).

Pan B, bo on tu ma jeszcze tylko tydzień ma pracować to mu się nie opłaca.
Rozmawiam z nim telefonicznie:
- Jak to się nie opłaca? Bardziej opłaca się siedzieć w domu czy przez te parę dni popracować i zarobić?
(dodam, że w tej samej chwili zmieniło się zapotrzebowanie klienta. Mianowicie panowie byli potrzebni przez kolejne 3 miesiące i to na super stawce).

Ostatecznie B przyznał mi rację i postanowił wrócić do pracy, jednak pod pewnym warunkiem. On che zacząć jeszcze dziś (rozmowa toczy się ok 10) żeby nie tracić ani grosza z tak dobrej stawki.
Ok. Skontaktowałem się z managerem i udało nam się poprzestawiać zadania w firmie tak żeby wcisnąć jeszcze dziś pana B do pracy. Dodam, że obaj musieliśmy się przy tym napocić i podłożyć kark.

Pracownik miał się pojawić o 12 i taką informację otrzymał.

O 12 jestem w firmie, pana B brak. Idę do ochrony. Ochroniarz stwierdził, że pan B był, zabrał rzeczy z szafki, oddał klucze i wyszedł.

Przekazałem informację managerowi... sami rozumiecie, wyszliśmy obaj na debili, ale przełkneliśmy to i żyjemy dalej.

Jadę do kolejnej firmy, a tu co, na przystanku stoi pan B.

Zatrzymuję się (wściekły, ale próbuję zachować fason) i pytam co się stało, że tak postąpił. Tłumaczyłem mu, że wymagało to od nas wysiłku, aby spełnić jego prośbę, a on zrobił z nas idiotów.

Pan B patrzy na mnie i śmieje mi się w twarz. "Bo ja nie muszę i mi się nie chce".

Mam trzy czarne pasy i mało nie wykorzystałem wtedy tej wiedzy. Mocno trzymam ręce za sobą. Żegnam się z panem B i odjeżdżam.

Bogowie są jednak sprawiedliwi.
Aby dostać wynagrodzenie w tej firmie należy podpisać rachunek. Takie zabezpieczenie, bo mieliśmy wcześniej cwaniaków, którzy twierdzili, że nie dostali pieniędzy.

Pomimo, że procesy wygraliśmy (helo są wyciągi z kont i ślady po przelewach), to jednak jest to niepotrzebna strata czasu.

Jakiś tydzień przed wypłatą zawsze jeździłem z tymi rachunkami po pracownikach zbierałem podpisy.

Tak więc dzwonię do pana B:

On - to pan przyjedzie do mnie, do miasta i ja podpiszę (ok 30km).
Ja - przykro mi, ale nie. Możemy umówić się w miejscu zatrudnienia, albo prześlę panu dokument drogą pocztową pod adres na umowie.
On - ok niech będzie list.

Potem dzwoni do mnie i wygraża, że nie ma pieniędzy na koncie i nie ma za co jeść. Tak przez parę tygodni. Pijany grozi sądami i plagami egipskimi (swoją drogą na alkohol miał).

W końcu błaga i płacze przez telefon i przeprasza za to jak się zachował. Pomyślicie, że specjalnie go przetrzymałem, otóż nie. Zrobiłem wszystko, żeby mu pomóc.

Okazało się jednak, że pan B w swojej wielkiej mądrości, podał błędny adres. Najpierw zameldowania, a potem zamieszkania (wysyłał je potem sms, ale i tak pierwsze 3 razy zrobił to źle).

Od tamtej pory wierzę w karmę i sprawiedliwość losu.

Karma

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 128 (188)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…