Tytułem wstępu:
Miejsce akcji to jeden z sopockich klubów. Byłam tam drugi raz (pierwsza wizyta była w porządku). Przyszliśmy dużą grupą po imprezie firmowej na after party.
Akcja właściwa:
Po wejściu do klubu chciałam zostawić swoje rzeczy w szatni. Część osób powiesiło/zostawiło swoje rzeczy, jednak dla kilku (w tym mnie) zabrakło miejsc/wieszaków. W tej sytuacji rzeczy odłożyłam na pufie niedaleko stolika i, bawiąc się, zerkałam, czy aby nic się z nimi nie dzieje.
Po jakimś czasie zauważyłam, że moja torba zniknęła, więc zaczęłam jej szukać. W ramach poszukiwań zapytałam panią z szatni o to, czy nie widziała, jak ktoś bierze torbę lub z nią wychodzi (szatnia była zaraz przy wyjściu). Odpowiedź wprawiła mnie w osłupienie. To właśnie pani szatniarka zabrała moją torbę i schowała ją w szatni (tej, w której nie ma miejsca?), żeby "mi udowodnić, że nieodkładanie rzeczy do szatni jest niebezpieczne i ktoś może je ukraść" (WTF??!!).
Pomimo absurdu całej sytuacji starałam się być spokojna, więc zapytałam, czy w takim razie mogę swoje rzeczy odłożyć do szatni. Oczywiście: "Nie, nie ma miejsca."
Chcąc uniknąć dalszych nieprzyjemnych sytuacji, postanowiłam ewakuować się z klubu. Poinformowałam, że moje rzeczy zaraz znikną stamtąd, tylko wyjdę na zewnątrz zamówić sobie taksówkę (bo wewnątrz było po prostu zbyt głośno).
Jak powiedziałam, tak zrobiłam.
Kiedy wróciłam - oniemiałam. Mój płaszcz został położony na ziemi, a na nim leżały moje rzeczy. Nawet nie wiem, jaki interes miała w tym pani z szatni. Chyba chciała po prostu "być górą".
Nie chcąc wszczynać awantury, po prostu zabrałam swoje rzeczy i wyszłam.
Miejsce akcji to jeden z sopockich klubów. Byłam tam drugi raz (pierwsza wizyta była w porządku). Przyszliśmy dużą grupą po imprezie firmowej na after party.
Akcja właściwa:
Po wejściu do klubu chciałam zostawić swoje rzeczy w szatni. Część osób powiesiło/zostawiło swoje rzeczy, jednak dla kilku (w tym mnie) zabrakło miejsc/wieszaków. W tej sytuacji rzeczy odłożyłam na pufie niedaleko stolika i, bawiąc się, zerkałam, czy aby nic się z nimi nie dzieje.
Po jakimś czasie zauważyłam, że moja torba zniknęła, więc zaczęłam jej szukać. W ramach poszukiwań zapytałam panią z szatni o to, czy nie widziała, jak ktoś bierze torbę lub z nią wychodzi (szatnia była zaraz przy wyjściu). Odpowiedź wprawiła mnie w osłupienie. To właśnie pani szatniarka zabrała moją torbę i schowała ją w szatni (tej, w której nie ma miejsca?), żeby "mi udowodnić, że nieodkładanie rzeczy do szatni jest niebezpieczne i ktoś może je ukraść" (WTF??!!).
Pomimo absurdu całej sytuacji starałam się być spokojna, więc zapytałam, czy w takim razie mogę swoje rzeczy odłożyć do szatni. Oczywiście: "Nie, nie ma miejsca."
Chcąc uniknąć dalszych nieprzyjemnych sytuacji, postanowiłam ewakuować się z klubu. Poinformowałam, że moje rzeczy zaraz znikną stamtąd, tylko wyjdę na zewnątrz zamówić sobie taksówkę (bo wewnątrz było po prostu zbyt głośno).
Jak powiedziałam, tak zrobiłam.
Kiedy wróciłam - oniemiałam. Mój płaszcz został położony na ziemi, a na nim leżały moje rzeczy. Nawet nie wiem, jaki interes miała w tym pani z szatni. Chyba chciała po prostu "być górą".
Nie chcąc wszczynać awantury, po prostu zabrałam swoje rzeczy i wyszłam.
klub Sopot muzyka szatnia szatniarka
Ocena:
236
(264)
Komentarze