Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#79944

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Basenowych historii ciąg dalszy (poprzednie: #79450), ale dzisiaj tylko z jednej kategorii. Mam zaszczyt zaprosić na referat podejmujący kwestię zachowania i wychowania dziecka już od pierwszych dni jego: "Madki i matki z ograniczoną zdolnością logicznego myślenia w - z założenia - wrogim i mokrym środowisku". Po wnikliwej analizie prezentowanych mi regularnie przykładów pokuszę się o stwierdzenie, że te piekielne dzielą się na trzy kategorie.

5. Najbardziej irytujące: madki typowe, czyli zakochane w swoich dziubdziusiach do szaleństwa i oczekujące tego samego od innych.

a) Karmienie piersią.

Mamy całkiem sporo miejsc, w których można się z dzieckiem zaszyć – szatnia dla matek z dzieckiem (niewielka, ale ładna i porządnie wyposażona, bardziej jak pokoik, nie szatnia), szatnia damska (w tej jest dodatkowo wydzielony kącik z przewijakiem, ławeczką itd.), jak komuś mało, to jeszcze są zakamarki z ławkami przy korytarzu do szatni dla niepełnosprawnych i miejsce przy zejściu na niższy poziom basenu – kilka leżaków i stolik jakby pod schodami (nie najlepsze z podanych miejsc, ale ujdzie, bo mało kto tamtędy chodzi).

A co wybierają matki? Proszę:
- ławki przy brodzikach, ewentualnie brzeg brodzika (!) - przecież dalej nie będą chodzić, a w ogóle to proszę wyłączyć bicze i kaskady, bo chlapią i dziecko płacze, zamiast jeść;
- słupek startowy przy basenie pływackim – okej, to było jednorazowo, ale i tak…
- murek przy wejściu na zjeżdżalnię – nie, nie dlatego, żeby się schować przed ludźmi, bo na górze pusto. Kolejka do połowy schodów, ale mąż w niej stoi, to pogadają, a ona sobie przycupnie tylko na murku… I ekhem, na hasło „na murku” powinnam jej zaproponować swoje krzesło, niedomyślna idiotka ze mnie, fakt;
- nieczynna sauna – to tylko próba, powstrzymana w porę przez brak ręcznika delikwentki. Znaczy, ja proszę, żeby wzięła ręcznik, a ta informuje, że idzie do tej drugiej sauny dziecko nakarmić, bo widziała, że nieczynna. Może i niegłupie, ale… pani nie przeszkadzało, że konserwator właśnie nad czynnością sauny pracuje – bo przecież na pewno mogę poprosić, żeby poczekał, nie?
- nasze pomieszczenie socjalno-służbowe (bo połączone z przeszklonym stanowiskiem ratowniczym) – bo oczywiście, kiedy tylko wypada nasza kolej na „wyciszenie się”, jedzenie itd. (wciąż przy obserwacji przydzielonego basenu, ale jednak zza szyby) marzymy po prostu, żeby za plecami, na, powiedzmy, kozetce, rozkładała się matka karmiąca. No i sensu trochę brak, wspominałam o szybach, nie ścianach, prawda? I jak mogę być tak bezczelna, że odsyłam ją do pomieszczenia dla matek z dziećmi, ona chce sobie poobserwować basen!
- a poza tym wszystkie inne murki, podwyższenia i miejsca niby do siedzenia, ale do karmienia niet.
Tyle dobrego, że matki z cycem na wierzchu możemy przeganiać – żadne tam ustępowanie głupszemu.

b) Wypożyczanie sprzętu.

Mamy magazyn, w magazynie gadżety typowo do pływania – deski, ósemki, makarony, pasy itp. Zazwyczaj mamy też ze dwie pary rękawków i kilka kółek (rzeczy zostawione, po które nikt się nie zgłosił). To jest, powiedzmy, nasze i tym możemy radośnie dysponować. Oprócz tego w magazynie znajduje się sprzęt szkółek pływackich, sekcji, sprzęt do rehabilitacji/gimnastyk, a czasami nawet prywatny (jak widzimy, że ktoś na basen lata dzień w dzień, to niech sobie zostawi) – tego nie ruszamy.

Najczęściej jest miło, rodzic z dzieckiem prosi, dostaje, dziękuje, koniec. Ale są też mamusie, które proszą o „coś do pływania”. Mamusie nie wiedzą dokładnie, czego sobie życzą, więc idziemy razem i po drodze wyliczam, co mogę pożyczyć – ojej, jak super. A potem? „Niee, ten pas taki wielki, jemu będzie niewygodnie, tamten!” albo „Ją drapią rękawki, tamtą kamizelkę pani da!”. No nie dam i grzecznie tłumaczę dlaczego, z tym że zrozumienie przychodzi opornie – bo przecież nie zniszczą, Brajanek musi mieć wygodnie, a Dżesika już pociąga noskiem, co pani, dziecku pani żałuje? No, żałuję. Swoją drogą, te obrażone mamusie, jak tylko ogarną, że naprawdę jestem z kamienia i mam gdzieś szlochy dzieci/ich wrzaski, wychodzą, nie biorąc zupełnie niczego. Foch i już!

No i idealny przykład kompletnego zaślepienia. Przyszła mama z dziewczynką może sześcioletnią i proszą o coś do wyławiania przy nurkowaniu. Wchodzę z matką, pokazuję jej kółka, pałeczki, krążki do hokeja, mama woła córkę, ta sobie coś wybiera, obie miłe… Aż nagle mała zobaczyła sprzęt ABC i pyta, czy może. Wyjaśniam, dlaczego nie. Mała – okej, bierze krążki, dziękuje i chce odmaszerować, a mama – jakby ktoś ją uderzył.
- A co z tego, że to jakiegoś dziecka ze szkółki? Asia też umie pływać!
- Wierzę, że umie, ale nie wydajemy tego, bo to nie należy do nas. (Sprzęt nawet nie szkółki jako takiej, tylko uczniów, własny, prywatny).
- Ojej, ale to tylko raz! Asia by sobie nurkowała z rurką!
- Proszę pani, to jest własność jednego z dzieci, nikt raczej sobie nie życzy używać po kimś…
- Ach, spokojnie, naprawdę! Asi to nie przeszkadza!
I z uśmiechem wyciąga rękę po maskę. A mnie zamurowało, bo ona naprawdę zakładała, że martwię się o Asię, nie o właściciela. Oczywiście po wyjaśnieniach – foch. Bo jak jakieś dziecko może nie chcieć używać fajki po jej Asi?!

c) Ślepi ratownicy.

Zakładając, że na naszym basenie min. określoną liczbą ratowników jest X, na zmianach prawie zawsze mamy X + 2 (może parę razy w miesiącu X + 1). Dlaczego? Czasami trzeba zrobić instruktaż grupie, zejść po coś do sauny, opatrzyć komuś łapkę, w przypadku tłumów obsadzić dodatkowo rury, a do tego miło wziąć prysznic/zjeść coś/skorzystać z WC/przewietrzyć się przez moment/inne bez widma więzienia. ;)

Sytuacja nr 1

Z części, powiedzmy, centralnej, jeden ratownik wyemigrował instruować grupę. Za chwilę alarm w saunie, najczęściej fałszywe, ale sprawdzić trzeba, więc ratownik nr 2 (z tego przeszklonego) maszeruje nieść pomoc/ochrzaniać dowcipnisiów. Zostaję na tym obszarze sama. Przychodzi pan z dzieckiem z porządnie rozwaloną brodą. Niewesoło, ale idziemy do pomieszczenia, ogarniam dziecko, jednocześnie opisując wszystko w dziennikach (nie mogę później, potrzebuję podpisu opiekuna) i zerkając, ile mogę, na pozostawiony basen. Wszystko załatwione, z panami się żegnam, wychodzę…

Nie, nie wychodzę, bo taranem ładuje się do pomieszczenia pani z córką. I z awanturą. Bo nie ma ratownika, bo tragedia się stała, bo co my sobie wyobrażamy, w pracy jesteśmy, a tam ludzi nikt nie pilnuje i stało się…! Jej dziecko…! Jej dziecko!!! I tak przez dłuższą chwilę. Ja w pierwszym momencie panika, bo – ojezusmaria – ktoś mi się utopił, a mnie tam nie było, ale powoli zaczęłam trzeźwieć – bo pani jednak nie wyglądała na załamaną po śmierci dziecka. I wtedy chyba jednak powinna ciągnąć mnie w stronę basenu, a nie ryczeć tu w środku.

Co się okazało? Córka pani chciała, żeby jej „włączyć bąbelki”, a mnie tam nie było, bo sobie „siedzę i rozmawiam z jakimś facetem”. Na moje pełne furii oświadczenie, że synowi jakiegoś faceta próbowałam załatać brodę i ogarnąć – w postaci kierownika – transport do lekarza, stwierdziła, że jej to nie obchodzi, bo ona zapłaciła za bilet i chce bąbelków, a zaraz im się godzina skończy i moim psim obowiązkiem, bla bla bla…
Oświadczyłam, że bąbelki nie działają.

Sytuacja nr 2 (i 3, i 4, i 5… i 1000000)

Mimo że jest nas dużo, każdy ma jakiś system patrzenia na ludzi. Ja np. nie rejestruję tych, których mój mózg uzna za bezpiecznych. Znaczy, facet może stać tuż przed moim stanowiskiem w wodzie do pasa i próbować złowić moje spojrzenie, a do mnie ledwo dotrze, że ktoś stoi, z kolei zazwyczaj jestem w stanie podać w przybliżeniu miejsce pobytu każdego częściej nurkującego/słabiej pływającego dzieciaka (nie tylko w „moim” basenie). To samo jest z rzeczami – jak ktoś zacznie nawalać piłką w ludzi, zauważę, ale zupełnie nie ogarnę tego, co kto odkłada gdzieś z boku.

Co z tego wynika?
- matka robi awanturę, bo gdzieś obok mnie położyła kółko do pływania, piłkę, cokolwiek, a ktoś wziąć i jak mogłam nie pilnować, bo przecież zostawiła to pod moją opieką i byłam za to odpowiedzialna – szkoda tylko, że mnie o tym nie poinformowała, miałabym szansę wybić jej to z głowy wcześniej;
- matka robi awanturę, bo nie patrzę, jak Dżesika ślicznie pływa, a ona cały czas na mnie patrzy, uśmiecha się i czeka na pochwały – musiałam widzieć Dżesikę i uznać, że z matką nic jej nie grozi;
- jak wyżej, z tym że zauważam Brajanka, bo Brajanek pływa tak, że się o niego boję, więc obserwuję – wygląda, jakby walczył o życie, a od czasu do czasu uśmiecha się do mnie, jakby z przekonaniem, że jest najlepszym widokiem w moim życiu, do tego matka patrzy na mnie wyczekująco i cholera wie, o co chodzi. Dochodzę do wniosku, że będzie coś chciała, to podejdzie… I podchodzi, a jakże. Z pytaniem, czy tak wiele żąda, chcąc, żebym pochwaliła Brajanka, bo świetnie pływa i zamierza zostać ratownikiem, jak skończy 14 lat, a w ogóle to chodź, Brajanku, pani ci teraz wszystko opowie. Na moje nieuważne stwierdzenie, że teraz trzeba być pełnoletnim, żeby zostać ratownikiem, i informację, że nie bardzo mam czas opowiadać o czymkolwiek Brajankowi, robi pełnoprawną awanturę, że jak ja mogę tak traktować jej dziecko.

W następnym odcinku referatu ciąg dalszy – madki, które mają gdzieś własne dzieci, oraz matki, które chcą dobrze, ale nie do końca im wychodzi (no ale jednak matki, nie madki). ;)

aquapark

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 198 (220)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…