Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#79966

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ogromną popularnością i renesansem cieszą się ostatnio wszelkiej maści hulajnogi. Jest to ogólnie rzecz biorąc zjawisko miłe i pożyteczne (wszak propaguje ruch, którego nam w dzisiejszych czasach brakuje), z chęcią sama bym sobie pomykała po mieście takim jednośladem w wersji dla dorosłych. Jednak gdyby było tak pięknie, nie dodawałabym tutaj historii.

O ile z "dorosłymi" hulajnogami nie ma problemów, o tyle te dziecięce, najczęściej trójkołowe, są prawdziwym utrapieniem. Większość rodziców i innych opiekunów dzieci uznała bowiem, że jeśli pojazd da się w każdej chwili przenieść w rękach, to chyba pojazdem nie jest... W związku z tym na pęczki jest piekielnych sytuacji z tymi nieszczęsnymi ustrojstwami.


1. Zakupy, niewielki osiedlowy supermarket, dość ciasno porozkładane półki i "wystawki" z produktami w promocji. Babka wybiera jakieś gotowce z lady chłodniczej, a jej pozbawiona nadzoru latorośl grzeje po całym sklepie na hulajnodze ile fabryka dała, wydając z siebie odgłosy mające chyba imitować zarzynany silnik. Nic mi do tego, robię swoje. Kilka minut później rozlega się "Nyyyyyooooooommm...JEEEB!", odgłos generalnej demolki i dziki ryk. Dziecko nie wyrobiło na śliskiej podłodze i czołowo wrąbało się w wystawkę litrowych puszek z owocami. Dobrze, że nie w szklane słoiki.

2. Galeria handlowa, idę odebrać zamówienie z księgarni. Dzwoni telefon, przystaję więc, żeby odebrać. Nie zdążyłam nawet wyciągnąć go z kieszeni, kiedy prosto w moich czterech literach z impetem zaparkowała hulajnoga w odcieniu wściekłego, naćpanego różu, jeszcze dla urozmaicenia zdzierając mi kółkiem skórę z pięty. Fetyszystą nie jestem, nie lubię, jak mi ktoś tam zasadza kawał żelastwa...

3. Załatwiam sprawę w urzędzie, kolejki jak diabli, upał jak diabli, ogólnie wszyscy wkurzeni. Papierki wypełniłam, czekam na korytarzu na swoją kolej, zabijając czas czytaniem informacji w gablotkach. Za moimi plecami z piskiem przebiega dwójka dzieciaków i w tym samym momencie w moim ścięgnie Achillesa eksploduje ból. Odwracam się na pięcie i widzę, jak młodszy dzieciak goni starszego, uciekającego z majtającą się na wszystkie strony hulajnogą w ręce. Rodzice wtopili się w tłum i nie poczuwają do odpowiedzialności.

4. Wracam od dentysty. Autobus wyjeżdża z przystanku i rozpędza się, żeby zdążyć na zielone na pobliskich światłach. Po przejechaniu dosłownie trzech metrów kierowca wciska z całej siły hamulce i klnie jak szewc. Większość ludzi jeszcze szła do siedzeń, chowała drobne po kupnie biletu etc., więc przy takim hamowaniu praktycznie wszyscy polecieli prosto na twarz. Mną rzuciło na barierkę, o którą przydzwoniłam szczęką, z którą dopiero co byłam u dentysty...na rozpoznaniu początków ropnia...i zastrzyku z antybiotyku... Jak można się domyślić, niemalże mnie zamroczyło z bólu. Klapnęłam na najbliższe siedzenie i jak już oprzytomniałam trochę, zapytałam kierowcy, co to było. Kierowca sinozielony, ręce trzęsą mu się jak w delirium. Mówi, że zza zaparkowanych samochodów prosto pod koła wypadło mu dziecko. Zgadliście już na czym? NA PIEKIELNEJ HULAJNODZE!


To są sytuacje ledwie z ostatnich dwóch miesięcy, z jednej niewielkiej miejscowości.
Chyba zacznę jakiś ruch obywatelski na rzecz wprowadzenia pozwoleń na posiadanie dzieci albo coś...

dzieci i hulajnogi

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 108 (120)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…