Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#80211

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O tym, jak zostałam Osiedlowym Wrogiem Publicznym nr 1.

Mój brat, nazwijmy go na potrzeby historii Marek, rozwiódł się z żoną. Ich małżeństwo, choć pozornie uchodziło za udane, było koszmarem – Marek był nie do zniesienia na co dzień, okropnie traktował żonę, a jeszcze gorzej dzieci. Jakby tego było mało, od paru ładnych lat miał kochanki. Gdy sprawa się rypła, podjęłam męską decyzję i postanowiłam pomóc bratowej w sądzie. Wzięłam udział w sprawie i walnie przyczyniłam się do orzeczenia rozwodu z jego winy.

Wtedy się zaczęło.

Najpierw stosunkowo „niewinne” aluzje ze strony znajomych/sąsiadów/dalszej rodziny typu „odważna jesteś, że tak do sądu poszłaś”, „a ja to w życiu bym nie poszła zeznawać przeciwko rodzinie”, „przecież to twój brat” itd. Początkowo nie zwracałam uwagi, potem, gdy zaczęło mnie to coraz bardziej irytować, ucinałam temat. Myślałam, że sprawa umrze śmiercią naturalną, w końcu ileż można o jednym i tym samym.

Naiwna ja.

Minęło kilka miesięcy. Sąsiadki przestały zaczepiać mnie, przerzuciły się za to na moją mamę i męża, nie bawiąc się przy tym w jakieś subtelności; od razu walą z grubej rury, że „taki wstyd, kto to widział żeby na brata do sądu pójść i takie rzeczy gadać”.

Dlaczego piszę o tym akurat dziś?

Ano dlatego, że dziś miałam wyjątkową nieprzyjemność wpaść na jedną z najbardziej bezczelnych osiedlowych plotkar, nazwijmy ją Kowalska. Zazwyczaj przed nią uciekam, jednak tym razem miałam wyjątkowego pecha – utknęłam w kolejce do kasy i nie miałam możliwości ucieczki. Próbowałam udawać, że jej nie widzę, niestety ona mnie zauważyła i od razu szturchnęła mnie w ramię.

Zaczęła od tradycyjnego narzekania na wszystko dookoła; ja w tym czasie wykładałam już swoje towary na taśmę i tylko kiwałam głową, nie chcąc wchodzić w jakiekolwiek dyskusje. Nagle zmieniła temat i jak nie ryknie na cały regulator (a głos ma wyjątkowo skrzekliwy i donośny):
- A Mareczek jak tam? A, bo żem zapomniała, że wy chyba nie gadacie. Jakby na mnie moja siostra poszła pie...lić głupoty do sądu, to już bym nie miała siostry. Słyszałam, że coś roboty nie możesz znaleźć, widzisz, to jest kara za to, żeś się wepchała im do małżeństwa, było się nie włóczyć po sądach to by ci się lepiej żyło.

Gapiła się na nas połowa sklepu. Spaliłam buraka, zgarnęłam swoje zakupy i zwiałam do domu.

Nadal nie wiem, jak to skomentować, ani jak sobie radzić z tego typu akcjami, bo coś czuję, że to jeszcze nie koniec.

Skomentuj (44) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 135 (167)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…