Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#80939

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna z serii "to tylko dziecko".

Stoją na klatce dwie sąsiadki, jedna z dzieckiem, gadają. Nic takiego, trochę słychać, no ale to uroki bloku. Nagle coś uderza mi w drzwi dość rytmicznie. Ni to pukanie, ni to uderzanie siłą. Otwieram.

Dziecko rzucało piłką w drzwi. Proszę matkę, żeby swoją latoroślą się zaopiekowała, bo moja lepsza połowa śpi po nocce. Padło nieśmiertelne "to tylko dziecko", ale dzieciaka odsunęła. W międzyczasie mój kot przyszedł zobaczyć co się dzieje. Na widok dziecka i dźwięk jego pisków typu „KICIA!”, dał dyla (bardzo boi się dzieci, to kotek schroniskowy, widocznie kiedyś zrobiły mu krzywdę).
Drzwi zamknęłam. Myślałam, że spokój...

Pukanie, bardzo rytmiczne, ale domyślam się, że dziecko. Otwieram drzwi i ponownie proszę matkę, żeby zajęła się dzieckiem. Tymczasem dziecko, takie zupełnie małe, co ledwo mówi i chodzi, próbuje mi się przecisnąć między nogami, żeby wejść do mieszkania, bo "kicia". Jak mogę, delikatnie staram się dziecku drogę zablokować, czekam na reakcję matki. Obrażona, że przerywam jej ploteczki z sąsiadką, zabiera dziecko. Jakieś tam fochy poleciały w moją stronę, ale spokój.
Na chwilę.

Za moment słychać wrzaski, dziecko w drzwi zaczyna walić, kopać, drzeć się „KICIA, KICIA”, generalnie słychać lament, płacz, jakby ktoś egzorcyzmy odprawiał. Postanawiam zignorować. Chłopak się obudził, westchnął, bo co zrobić w takiej sytuacji?

Za moment dzwonek. Oho.
Otwieram.

Sąsiadka z dzieckiem: Pani da się jej pobawić z kotem, widzi pani, że zależy dziecku!

Tłumaczę, że kot źle reaguje na dzieci, szczególnie na taką małą rozwrzeszczaną terrorystkę. Jeszcze by dziecku krzywdę zrobił (kot nigdy nikogo nie zaatakował, ale przecież nie mogę zagwarantować, że w sytuacji stresowej nie zacznie się bronić). Poprosiłam, żeby dała mi spokój. Jak grochem o ścianę. Generalnie starałam się być spokojna, bo to moja sąsiadka, niekoniecznie chcę sobie robić wrogów na klatce schodowej i wdawać się w głupie wojenki.

Tymczasem dziecko przecisnęło mi się między nogami (żeby doprecyzować: to kolokwializm, przeszło obok, kiedy straciłam czujność), dało nura, potknęło się o próg, co skończyło się oczywiście epicką glebą i głośniejszym płaczem. Dziecko w ryk, matka wrzeszczy, przepycha się w drzwiach, prawie mnie przewracając, kot najeżony, syczy, bo hałasy, wrzaski, przepychanki. A mój chłopak stoi zażenowany w samych bokserkach na środku przedpokoju...

Ale się nasłuchaliśmy. Że nieczuli na płacz dziecka, że co nam szkodzi, a w ogóle to zboczeńcy, co my sobie myślimy, dziecko w szoku, bo pana nago widzi! (no szok, że ktoś we własnym mieszkaniu chodzi w samych gaciach!) Wyprosiliśmy ją dość kulturalnie, jak na tę sytuację. Wyszła, odgrażając się policją, spółdzielnią mieszkaniową i Panem Bogiem.

Edit: dopisałam kilka uwag, bo niektóre wydarzenia w komentarzach wydały się niejasne. :)

klatka schodowa

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 165 (189)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…