Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#80949

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pisząc komentarz do jednej z historii o kurierze, przypomniała mi się nasza piekielność względem jednego z nich. Nazwa firmy, dla której pracował nie ma znaczenia dla historii.
Jakoś tak się złożyło, że dość często (2-3 razy w tygodniu) wysyłamy do Wielkiej Brytanii paczki, których waga zawsze jest w okolicy 30 kilogramów, a wymiary tworzą całkiem foremny sześcian, poręczny do noszenia. Od zawsze używamy jednej firmy kurierskiej.
Kiedy jeszcze mieszkaliśmy u rodziców męża, po paczki przyjeżdżał młody kierowca, mógł mieć może 25 lat. Nie był ułomkiem, ale do pakera też było mu daleko. I ten kierowca za każdym razem narzekał, że ciężkie paczki, że duże, że on to musi nosić. Po jakichś dwóch miesiącach po paczki zaczął przyjeżdżać inny kierowca, od którego dowiedzieliśmy się, że tamten zmienił region. Bywa.
Pech (jego pech) chciał, że w jego nowym regionie znalazła się wioska, do której wkrótce sami się przeprowadziliśmy. Żałuję, że nie mogliśmy zobaczyć jego miny, kiedy na zleceniu zobaczył nasze nazwisko. Męczył się z nami jeszcze kilka miesięcy, za każdym razem wyrzekając, jacy my niedobrzy, że takie fanaberie mamy. Któregoś razu musieliśmy nadać coś mniejszego, w rozmiarze pudełka po butach, i sporo lżejszego. Mój mąż nie mógł sobie odmówić drobnej uszczypliwości, i kiedy kurier podjechał po przesyłkę, zagaił:
- Takie paczki to można nosić, co?
- No, wszystkie mogłyby takie być. – Odrzekł, nic nie podejrzewając, kierowca.
Mój mąż był bezlitosny:
- To trzeba było listonoszem zostać.
Dwa, czy trzy tygodnie później w naszym regionie pojawił się nowy kierowca. Złoty człowiek, na którego złego słowa nie dam powiedzieć.

kurierzy

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -5 (25)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…