Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#81735

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wielu użytkowników Piekielnych narzeka na służbę zdrowia. Kolejki, terminy, niemili lekarze w przychodni. Tak - to patologia, lecz tylko jej namiastka. Jeżeli chcecie dowiedzieć się o prawdziwej PATOLOGII NFZ-u, to zapraszam do lektury.

Jak wspominałem w mojej poprzedniej historii, choruję na bardzo rzadki nowotwór, który skupia się na układzie nerwowym, choć nie zawsze - tak żeby nie było nudno.

Pomijając ilość operacji, bo to nieistotne dla tej historii - 6 lat temu straciłem słuch w prawym uchu. Przyczyną był nerwiak, którego wycięto (choć obecnie okazuje się, że nie do końca), lecz słuch w prawym uchu padł. Rzeczywisty problem pojawił się jednak, gdy nerwiak na lewym nerwie słuchowym (po ludzku: lewe ucho) zaczął rosnąć, a ja słyszałem coraz gorzej pomimo noszenia aparatu słuchowego. Oczywiście jedynym wyjściem byłaby operacja, lecz w przypadku wycięcia guza straciłbym słuch całkowicie. Czekałem więc z zabiegiem i myślałem, że się doczekałem.

Kilka lat temu polskie media obiegł hot news, że polska służba zdrowia wprowadza protonoterapię, że będzie wybudowany ośrodek, a rak to teraz już nie wyrok, tylko sielanka. Gdy zobaczyłem ten materiał w telewizji, czułem tylko jedno - nadzieję. Nadzieję, że nie ogłuchnę całkowicie ani na jeden dzień.

Czekałem i czekałem, aż cały ośrodek ruszy. Jednak jakiś czas temu (specjalnie nie podaję dat - o tym później) sprawa stała się nagląca. Słyszałem coraz gorzej, bo nerwiak trochę urósł. Dramatu nie było, ale lampka ostrzegawcza się zapaliła.

Ośrodek ruszył, konsultacja u wojewódzkiego konsultanta do protonoterapii. Jak najbardziej się kwalifikuję, lecz trzeba udać się jeszcze do głównego konsultanta w Krakowie. Termin wyżebrany, jadę.

Pewność siebie gubi ludzi, bo tego, co mnie spotkało, nigdy bym się nie spodziewał, a leczę się przeszło 20 lat.

Czekanie parę godzin, bo pani profesor X, czyli owy konsultant krajowy, gdzieś zniknęła -"normalne", przywykłem. W końcu wpada. Po dwóch zdaniach, kim jestem, i że chcę skorzystać z protonoterapii oraz po podaniu płyt z rezonansami dostałem opieprz.

- Gdzie jest dokumentacja? (tu dalej tyrada, co ona ma zrobić bez dokumentacji i jak tak bardzo nieprzygotowana osoba śmie tracić jej czas)

Jaka dokumentacja, spytacie. Otóż ta ze wszystkich szpitali od kiedy zachorowałem, czyli wszystkie papiery od prawie dwudziestu lat.

Z racji, iż owej dokumentacji nie miałem, po 1 minucie i 15 sekundach znalazłem się na korytarzu. Szok, niedowierzanie, ale powoli zacząłem gromadzić potrzebną dokumentację. Przejście przez biurokrację zajęło około pół roku (wysyłanie pism do szpitali z różnych województw, w których „gościłem" z prośbą o wysłanie dokumentacji itd.). Potem wszystkie zdobyte papiery w postaci kilku teczek grubości Starego Testamentu musiałem zostawić w Krakowie. Nastał w końcu czas kolejnej konsultacji, gdzieś prawie rok po poprzedniej.

Wchodzę, przedstawiam się, mówię czego chcę i słyszę:
- Nerwiaków my nie naświetlamy.

Cała nadzieja, rok zbierania dokumentów poszło psu w budę. Dlaczego? Niedługo wyszło wszystko na jaw.

Parę tygodni po druzgocącej dla mnie decyzji pojechałem do mojego neurochirurga z pytaniem, co dalej. Powiedziałem, że odrzucono mnie w Krakowie, że nerwiaków tam nie naświetlają, a przecież we wszystkich artykułach było napisane, że mieli naświetlać. Odpowiedział prosto i szczerze: „Nie naświetlają JUŻ nerwiaków, bo PIENIĄDZE się skończyły”.

Powód prozaiczny, lecz opisuje faktyczny stan służby zdrowia w naszym kraju. Nowe technologie, które mają leczyć Polaków, zakupione za setki milionów, to na dobrą sprawę FIKCJA. Ładnie to wygląda w telewizji, jakim to nowoczesnym krajem jesteśmy i jaką aparaturę posiadamy. Od razu wyliczenia, kogo w Europie wyprzedziliśmy, i że ludzie z Zachodu będą przyjeżdżać do Polski się leczyć. FIKCJA.

W rzeczywistości aparatura za setki milionów stoi, bo odrzucani są tacy jak ja - osoby potrzebujące, które chcą uniknąć ośmiogodzinnych operacji, wiążących się z wieloma skutkami ubocznymi (uwierzcie mi, po którejś z kolei ciało się buntuje), a także ci którzy na zabieg chirurgiczny już się nie kwalifikują i skazano ich na czekanie na Kostuchę.

Dlatego jeżeli chcecie poddać się protonoterapii w Polsce, to złudna Wasza nadzieja. Jeżeli stać Was finansowo, to zróbcie zabieg za granicą. Protonoterapia ma naprawdę fajne wyniki i jest bezpieczna. Jeżeli jednak nie stać Was na ten rarytas, to niestety macie problem - tak jak ja.


Wyjaśnienia:

1) Nie podałem dat, aby moja osoba nie została łatwo zidentyfikowana przez osoby pracujące lub samą panią profesor x. Dlaczego? To już się chyba domyślicie sami.

2) Pojawi się zapewne pytanie, dlaczego nie poszedłem do telewizji. Uwierzcie mi, patologię o NFZ-ecie mógłbym opowiadać w serialu, każdy odcinek po godzinie. Jednak nawet jeżeli poszedłbym do mediów, to po miesiącu wszystko wróciłoby do patologicznego porządku, tak jak jest obecnie.

Smutne, ale bez własnego, potężnego zaplecza finansowego nie ma możliwości skutecznego leczenia nowotworu. Przynajmniej nie w naszym kraju.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 152 (174)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…