Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#85960

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka lat temu miałem okazję pracować jako programista w firmie windykacyjnej. Nie lubię się tym chwalić, gdyż wiem jaki w Polsce panuje stosunek do tego typu firm, dlatego nigdy nie opisywałem na tej stronie piekielnych opowiastek związanych z tą dziedziną. Jednak ostatnio spotkałem znajomego, który jak to się okazało ma dług w firmie, której wierzytelności obsługiwała firma, w której pracowałem. Nie będę przytaczał słów jakie usłyszałem od "dobrego kumpla", który zadłużył się w parabanku i ani myślał spłacać, bo był to jedynie zapalnik, który skłonił mnie do streszczenia innych historii.

Zanim przejdę jednak do meritum chciałbym jednak wspomnieć, że zdaję sobie sprawę, że w Polsce istnieje wiele pseudo firemek, które za nic mają sobie prawo czy rozporządzenia UOKiK'u, że jest kilku wielkich partaczy typu GetBack. Jednak tego typu firmy są sukcesywnie zamykane lub są na nie nakładane ogromne kary pieniężne, gdyż działają wbrew przepisom. Natomiast większość firm windykacyjnych działa zgodnie z prawem i jedyne do czego dążą to odzyskanie należnych wierzycielom pieniędzy.

Jako programista nie miałem praktycznie wcale do czynienia z samymi dłużnikami. Do moich zadań należało pilnowanie by system działał prawidłowo. Jednak wiadomo, że w firmie rozmawiało się o tych najbardziej upierdliwych dłużnikach. Poza tym w pewnym momencie otrzymałem zadanie napisania modułu, który w nagranych rozmowach wyszukiwał pewnych fraz, by łatwiej katalogować sprawy reklamacyjne. Jako próbkę otrzymałem jakieś tysiąc nagrań rozmów z dłużnikami (żeby nie było wszelkie zgody, RODO i klauzule poufności już dawno były przeze mnie podpisane). Stąd kilka przemyśleń i anegdot.

Na samym początku muszę jednak wyjaśnić skąd firmy windykacyjne, w ogóle biorą informacje o dłużnikach. Ano głównie z trzech źródeł. Pierwszym z nich są fundusze inwestycyjne, które udostępniają firmom pożyczkowym pieniądze. Część z tych pożyczek, które zdążyły się wypowiedzieć jest następnie sprzedawana do firm windykacyjnych, które zajmują się pełną obsługą wierzytelności (naliczanie odsetek, obsługa sądowa, itp.). Drugim typem są wierzytelności od banków (głównie parabanków). W tym przypadku większością obsługi zajmuje się wierzyciel. Firma windykacyjna natomiast codziennie (lub nie, zależy od kontrahenta) otrzymuje dane dotyczące zadłużenia i próbuje odzyskać dług. Poza tym są jeszcze inne firmy typu dostawcy internetu lub osoby trzecie i tu zależy od kontrahenta jak ma wyglądać obsługa.

I tu dochodzimy do pierwszej piekielności pod tytułem "Skąd macie moje dane?!". Ano od wierzyciela. "A jakim prawem?!". Ano prawem umowy jaką podpisałeś. W przypadku wszystkich wierzytelności jakie trafiały do obsługi firmy, w umowie musi być zawarty fragment mówiący o tym, że zadłużenie może być sprzedane lub może być obsługiwane przez inną firmę. I nie ma zmiłuj.

Druga piekielność "Przedawnienie". Prawda, dług może się przedawnić, ale nie wygasa. Przedawniony dług sprawia jedynie, że dłużnik ma w rękawie asa w przypadku skierowania takiej sprawy, przez firmę windykacyjną, do sądu. Poza tym istnieją "sposoby" na wyzerowanie okresu przedawnienia, np. podpisanie ugody. Głupie myślenie dłużników, nie będę nic wpłacał, nie będę odbierał pism z sądu, poczekam kilka lat i git. Co z tego, że co kilka miesięcy obiecywałem cuda na kiju i podpisywałem kolejne pisma, według, których uznaję zasadność zadłużenia. A potem płacz, bo odsetki przebiły wartość kapitału.

Dalej "KRD". Raz na miesiąc była przygotowywana paczka wierzytelności, które kwalifikują się do oznaczenia ich w Krajowym Rejestrze Dłużników i kilku podobnych miejscach. Oj, jaka wtedy zaczynała się zbulwersowana kakofonia oburzonych dłużników. Bo przecież jak mówiłem rok temu, że spłacę te 10 tysięcy to spłacę... Trochę łączy się to z poprzednim punktem, ponieważ do KRD można wpisywać przedawnione długi. Ci krzyczeli najbardziej.

"Patologia", bo inaczej tego nazwać nie mogę. Wiadome, że nie obsługiwaliśmy wszystkich banków, czy instytucji, w których można się zadłużyć. Mimo to mieliśmy gagatków, którzy mieli w naszym systemie 10 aktywnych długów i jeszcze deklarowali co najmniej kilka w innych miejscach. Rekordzista jakiego udało mi się znaleźć miał długi w 12 firmach, które obsługujemy i w piśmie do nas deklarował kolejne 20.

Najlepszy argument "nękanie". W call center firmy pracowało 60 osób. Jedna rozmowa (jeśli ktoś odebrał) trwała średnio 15-20 minut. Do obdzwonienia natomiast zwykle było około 200 tys. osób. Dziennie udawało im się dodzwonić do może 300-400 i wykonać przy tym 2000 nieodebranych połączeń (przy założeniu, że do jednego dłużnika można dzwonić tylko dwa razy w tygodniu i cztery razy w miesiącu). Poza tym były wysyłane maksymalnie 3 esemesy i 5 maili w miesiącu. Poza tym byli terenowi, którzy mogli odwiedzić dłużnika tylko raz w miesiącu, jednak ze względu na ich ilość wychodziło na to, że jeździli tylko do osób, które rokowały największą szansę spłaty zadłużenia. No i oczywiście trzeba pamiętać, że obsługa trwała jedynie od 8-ej do 20-ej. No nękanie pełną gębą... Jak ktoś miał pecha to mógł mieć 4 telefony, 3 esemesy, 5 maili i jedną wizytę terenową (TRAGEDIA!), przy czym taki szczęściarz nie trafił się ani razu w historii firmy (ach te algorytmy...).

"Wredni windykatorzy". Tutaj jest dość ciężki punkt, bo rzeczywiście zdarzali się partacze w call center, ale byli szybko eliminowani. Poza tym każdy może w końcu się złamać gdy kolejny dłużnik nazywa cię ".urwą" (a to i tak delikatna obelga). Mimo to większość dłużników uważa wszystko co mówią windykatorzy za co najmniej zniewagę. Przykład:

Pan ma dług z wypowiedzianą umową na kwotę powiedzmy 50 tys. zł. Spłaca jednak skrupulatnie co miesiąc 20 zł... Spokojne tłumaczenia osoby z call center, że taka wpłata kompletnie nic nie daje, bo miesięczne naliczane odsetki od kapitału przewyższają kwotę jaką co miesiąc wpłaca, uznaje za obelgę i jedzie z urwami. Ba! Kolega z call center proponuje ugodę, która wstrzyma naliczanie odsetek i pozwoli na spokojne spłacanie długu, ale minimalna kwota raty wynosiłaby 80 złotych. Mało mi uszy nie zwiędły jak słuchałem reakcji.

Ciężko mi opisać w jednej historii wszystkie przypadki bo tego jest multum. Tutaj przytoczyłem jedynie ogólniki (i to nie wszystkie), chciałbym to jednak jakoś podsumować. Przed napisaniem tej historii poczytałem jeszcze trochę wpisów w internecie dotyczących windykacji, przejrzałem kilka kanałów na YT zajmującej się tą tematyką i mam jeden komentarz... JA JEBE!

Ludzie! Bierzecie od kogoś pieniądze lub zobowiązujecie się do czegoś, to czytajcie urwa umowę i wywiązujcie się z niej. A jak się nie wywiązujecie to się nie dziwcie, że ktoś chce byście zwrócili mu należne pieniądze.

windykacja

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 179 (191)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…