Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#88664

przez (PW) ·
| Do ulubionych
A takie śmieszne w sumie.

Jeden duży szpital w Warszawie (a są tam małe?). Operacja zaćmy. Głównie starsi ludzie. Wszyscy (dobre dwadzieścia kilka osób) zapisani na jeden dzień, na tą samą godzinę. Czekają całą grupą w jednej sali, każdy z jedną osobą towarzyszącą. Marzec 2020 - pełny lockdown, wszyscy w maseczkach. Z mojej strony osobą oczekującą na operację jest mój mąż, ja jestem tą towarzysząca, mającą za zadanie odbiór małżonka po operacji i bezpieczne dowiezienie do domu.

Towarzystwo spędzone na godzinę 9 rano.

Czekamy.

Czekamy.

Czekamy.

Odbywają się zapewne obchody. Odbywają się operacje „na gwałt”.

Czekamy.

Wszyscy na sali już jesteśmy nieźle zakolegowani, bo co innego robić podczas takiego oczekiwania jak nie gadać?

Około 14:00 zaczyna się wywoływanie osób do zabiegu. Zabieg w sumie prosty i krótki, około 20 minut na oko zaćmione zaćmą. Ale przemnóżcie te 20 minut na 20 kilka osób..

Pacjentom, przebywającym ileś tam godzin na oddziale należy się ... co się należy (... werble..) należy się OBIAD (fanfary!)

Wjeżdża na stół obiad. Ściśle wyliczone porcje wyłącznie dla pacjentów. No, to dość logiczne, obiad należy się pacjentom.

Ale

Przed operacją pacjentom jeść nie wolno. Ci, którzy załapali się szczęśliwie na zabieg przed zniknięciem obiadu ze stołu, zjedli. Reszta obiadów poszła się kochać. Bo część pacjentów nie zdążyła zostać zoperowana zanim wystygłe totalnie obiady nie zniknęły ze stołów.

Kilka tygodni później.


Operacja drugiego oka. Przekopiujcie sobie tą historię od początku aż do słów „Pacjentom przed operacją jeść nie wolno”. Będzie to samo.

Mój mąż, pomny doświadczeń operacji poprzedniej, widząc stan wystygnięcia obiadu i godzinę obecną już wiedział, że z dobrodziejstwa NFZ nie zdąży skorzystać. Namówił mnie zatem do spożycia dobrodziejstwa. Jako, że czekałam z nim od 9 rano, byłam już nieziemsko głodna. Zasiadłam ochoczo do wystygłej porcji.

I wtedy zjawiła się ONA.

Salowa.

Potężnym barytonem wywrzeszczała na całą salę, że „To posiłek pacjenta!!!! Jakim prawem pani je porcję pacjenta??!!!”

Struchlałam ze strachu i klopsik utknął mi w gardle. Mąż zareagował natychmiast i uświadomił groźnej istocie, że on sam tego obiadku szans spożyć nie będzie miał, bo nie zdąży, przed nim do zabiegu jeszcze kilka osób a wystygłe pożywienie zaraz opuści stół, więc niech chociaż strudzona połowica spożyje onego.

Salowa była nieprzejednana. Obiad jest dla pacjenta i szlus. Pacjent nie spożyje to nie, pójdzie do śmieci. Ale osoba towarzysząca spożyć nie ma prawa.

Wyrwała mi niedojedzony obiad spod nosa i wywaliła do takiego pojemnika z resztkami.

No cóż. Nie wyszło mi oszustwo. Chciałam się pożywić nielegalnie na koszt NFZ. Nie wyszło. Obiad został prawilnie zutylizowany do śmieci.

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 323 (329)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…