Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#88740

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Siła przyzwyczajenia....

Moi rodzice są ludźmi już dość starszymi. Są przecudowni, łagodni, gołębiego serca. Zawdzięczam im bardzo wiele i bardzo ich kocham. Są jednak również ofiarami własnych przyzwyczajeń.

Historia 1. Pies

Rodzice swego czasu przygarnęli ze schroniska kundelka. Kundelek był w średnim wieku i - niestety - dość schorowany, co szybko wyszło na jaw. Rodzice stali się zatem szybko stałymi klientami pobliskiej kliniki weterynaryjnej. Piesek miał problemy z tarczycą, układem oddechowym i krtanią. Ach, ileż tam mu badań robili! Ileż chorób nie znaleźli! Rodzice pokornie płacili za wszystko i tak być powinno. Jak bierzesz stworzenie to bierzesz również odpowiedzialność za nie.

Jednak w pewnym momencie zaczęło mi się coś nie podobać. Piesek po zabiegu miał się całkiem nieźle, nie widać żadnych problemów no ale pani doktor „na wszelki wypadek” zaleciła badania krwi. „Na wszelki wypadek” badania wyszły źle a zatem trzeba zapłacić za to za to i jeszcze za tamto. Aha! I za owamto też. No może i tak. Może i trzeba. Jednak w miarę, jak mama relacjonowała historię pieskowych chorób, widocznych w złych wynikach, zaświeciła mi się lampka alarmowa. Powiem bez ogródek - zaczęłam podejrzewać, że klinika zwyczajnie naciąga moich rodziców.

Zasugerowałam wizytę w innej klinice. W końcu mieszkamy w dużym mieście, klinik nieomal tyle, ile piesków. Ale.. ale nie... bo tu mają całą dokumentację przecież. Tłumaczę, że klinika ma obowiązek wydać duplikat dokumentacji. No ale nie, no jak mamy to zrobić, przecież oni się domyślą, że chcemy zasięgnąć porady innej kliniki i się obrażą a jeszcze zrobią krzywdę pieskowi! Nie wydawało mi się to prawdopodobne, ale uszanowałam obawy. No to z innej beczki - iść do innej kliniki „ z głupia frant”, bez dokumentacji, pokazać stworzenie, niech inny lekarz się wypowie, co jest faktycznie potrzebne a co nie. No tak, no tak, no może.... No tak, no może tak zrobimy..

Piesek aż do swojego zejścia na starość nie przekroczył progu innej kliniki...

Historia 2. Ubezpieczenie samochodu

Rodzice mają niewielkie auto osobowe. Kupione swego czasu, chyba już z 10 czy 11 lat temu, jako nówka sztuka z salonu, chuchane, dmuchane, polerowane i co roku poddawane przeglądowi serwisowemu w salonie ASO. No i również ubezpieczane.

Od zawsze ubezpieczenie (OC+AC) wykupowane było u Pani Joli. Pani Jola (agentka pewnej firmy) pamiętała o terminie zakończenia ubezpieczenia, dzwoniła, umawiała się i przychodziła do domu celem podpisania umowy na kolejny rok. I tak rok za rokiem. Po jakimś czasie coraz wyraźniej okazywało się, że na rynku jest znacznie więcej ofert i to znacznie korzystniejszych niż oferta firmy reprezentowaną przez Panią Jolę (nie była ona multiagentem, oferującym ubezpieczenia różnych firm. Była agentem jednej, konkretnej firmy).

W pewnym momencie okazało się, że rodzice płacą za OC+AC swojej niewielkiej osobówki - wszystkie możliwe zniżki, 40 lat bezwypadkowej jazdy - naprawdę nie tak wiele mniej, niż ja - prawo jazdy od 6 lat, bezwypadkowo, ale duży SUV. Narzekają coraz bardziej - ach jak to drogo, ach znów to ubezpieczenie, ach coraz drożej. No to mówię, tłumaczę. Jest tyle firm na rynku, przeglądarki (pomogę ogarnąć oczywiście) różni multiagenci pomagający wybrać najkorzystniejszą ofertę, czemu wciąż się upieracie na tego jednego, jedynego ubezpieczyciela, obecnie jednego z najdroższych na rynku! Jest tyle innych ofert, czemu!? A bo... bo Pani Jola przychodzi...

Pani Jola przychodzi do dziś...

Historia 3. Telefon stacjonarny

No kiedyś był potrzebny, nie przeczę. Ale od dobrych 10 czy nawet 15 lat już nie jest. Rodzice maja komórki i tylko ich używają. Ale telefon stacjonarny wciąż jest a skoro jest to płacić za niego trzeba. Umowa przedłużana co 2 lata na kolejne 2 lata. Kiedyś, nieomal rwąc sobie włosy z głowy pytam po co?? Po co wciąż przedłużacie tę samą umowę na pakiet telewizyjny wraz z telefonem stacjonarnym? Grosze się płaci, to grosze ale PO CO?? Jest tyle ofert na telewizję, samą telewizję, telewizję z Internetem, telewizję z watą cukrową, czekoladkami i czymkolwiek, co się człowiekowi zamarzy! Więc PO CO?. A no bo.. no bo.. no bo WTEDY taniej było z telefonem...

Czy istnieje coś silniejszego, niż przyzwyczajenie...?

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 166 (184)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…