Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#89697

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielna trenerka część II.

Każdy, kto ma "trenujące" dziecko, zgodzi się z tym, że obecność na treningu to podstawa. Owszem, czasem można odpuścić, dziecko nie robot i potrzebuje odskoczni od rutyny, ale jak za często słyszysz "a mogę dzisiaj nie iść na trening?", to chyba sport to nie jest to, co twoje dziecko chce robić. Ale jest jedna ewentualność, kiedy trening opuszczamy bez dyskusji, mianowicie kiedy dziecko jest chore, to chyba oczywiste, prawda? Otóż nie dla wszystkich, a na pewno nie dla piekielnej trenerki.

Po raz pierwszy spotkałam się z opcją "chora, nie chora, na treningu ma być!", kiedy Młodą dopadło jakieś zatrucie pokarmowe, dokładnie w autobusie, którym jechała na trening. Ledwie zdążyła wyskoczyć na przystanku, unikając "przyozdobienia' autobusu zawartością swojego żołądka, do domu wracała etapami wyznaczanymi aktywnością przewodu pokarmowego (czyli: podróż -> pospieszna "wysiadka" -> wymioty -> dalsza podróż -> czytaj od początku). Młoda zawiadomiła mnie (byłam w pracy), ja zawiadomiłam trenerkę, co usłyszałam? "No przecież powinna przyjść, ja tu mam jakieś kropelki na żołądek, to bym jej dała!".

Druga sytuacja - przychodzę po Młodą odebrać ją z treningu i widzę mamę jednej z jej koleżanek z klubu. Grzecznie się przywitałam, zaglądam na salę treningową (szklane drzwi) i widzę Olę (czyli córkę tej pani), siedzącą w kącie sali, ubraną w dres (dzieciaki ćwiczą w koszulkach i krótkich spodenkach), która najwyraźniej w świecie ma dreszcze i wygląda bardzo nieszczególnie. Z wielkim WTF? na twarzy odwracam się do jej mamy, no co ta z głębokim westchnieniem wyjaśnia, że Ola jest chora, była z nią u lekarza, a ponieważ godzina i trasa powrotu od lekarza zbiegała się z godziną rozpoczęcia treningu, postanowiły od razu wejść i wyjaśnić trenerce, dlaczego Oli nie będzie. Niestety, trenerka kazała Oli zostać. "Zawsze coś tam poćwiczy!"...

Trzecia - znowu przychodzę po Młodą, była wtedy w młodszej grupie, one kończyły trening, starsza grupa zaczynała. Wchodzi dziewczynka ze starszej grupy. O kulach. Z zabandażowaną nogą. Nie, nie złamanie, nie wiem czy skręcenie, czy zwichnięcie, czy inna kontuzja. Reakcja trenerki? Piekielna awantura "co ty sobie myślisz, przez twoją nogę dziewczyny będą teraz minimum miesiąc do tyłu z treningami, jak to nie przyjdziesz, to tylko noga, dasz radę!". To, że zaraz za nią weszła jej matka, w niczym nie pomogło, matka usłyszała dokładnie to samo (wcale nie grzeczniejszym tonem), dziewczyna ma przychodzić na treningi i już!

Nauczona doświadczeniem, kiedy z kolei Młoda miała drobną kontuzję nogi (naprawdę drobiazg, już nawet nie pamiętam teraz, co tam dokładnie było, ale jednak kilka dni mocno kulała), nawet nie próbowałam iść razem z nią na trening "pokazać" trenerce, dlaczego nie może przyjść, tylko napisałam sms-a z wyjaśnieniem. 15 min. po rozpoczęciu treningu telefon od trenerki, dlaczego Młodej nie ma??? Grzecznie wyjaśniam, że z powodu urazu nogi (kolano? kostka? nie pamiętam...) nie jest w stanie ćwiczyć, a poza tym napisałam sms-a. Oj tam, oj tam, jaki uraz! Chodzi? No chodzi, ale mocno kuleje... No to jak chodzi, to na trening! Postawiłam się, nie zgodziłam się, trenerka miała focha na Młodą przez miesiąc.

Od dawna wiadomo, że trening podczas choroby (osłabienie organizmu) przynosi więcej szkody, niż pożytku, trening z kontuzją to w ogóle jakiś absurd. Niestety, piekielna trenerka ma własne zdanie na ten temat.

akrobatyka_sportowa

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 123 (131)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…