Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#90733

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na moim osiedlu na parterze są mieszkania z ogródkami. Od strefy ogólnodostępnej ogrodzone są metalowym płotkiem, postawionym przez dewelopera. Prawie wszyscy mieszkańcy parteru, łącznie ze mną, dostawili jednak jeszcze swoje płoty po wewnętrznej stronie, czyli na swoim ogródku. Płot od dewelopera był na wysokość 80 cm, więc jako Wspólnota ustaliliśmy, że dodatkowe opłotowanie ma być w kolorach elewacji (dwa do wyboru) i na max. 180 cm. Zdecydowanie więc widać, gdzie zaczyna się teren prywatny, a gdzie osiedlowy. Dodatkowo większość z nas na swoim opłotowaniu zapuściła bluszcz, czy inne roślinki. Jedna sąsiadka chwaliła się nawet, że to co ma na płocie, to jakaś specjalna odmiana chmielu i "kosztowała krocie".

Pracowałam zdanie z ogródka, gdy przyjechała firma ogrodnicza, aby uporządkować teren wspólny. Panowie mimo prawie 30*C uwijali się z pracą. Zaczęli od tyłu bloku i przechodzili w dziedziniec. Nie zwracałam na nich większej uwagi. Po pewnym czasie zabrali się za krzaki, które rosną po prawej stronie od mojego płotu. Po czym nagle, nim zdążyłam zareagować, Pan piłą do krzewów, zabrał się za mój płot i mój powojnik, który na część wspólną nie wychodził, bo specjalnie przeplatałam go między szczebelkami, aby nie wystawał poza obręb metalowego płotku. Co więcej moje opłotowanie jest drewniane i było zamawiane z konkretnej firmy (nie z sieciówki), która obecnie już wycofała ten wzór, więc koszenie piłą mogło go uszkodzić, a wymienić przęsła nie mam już jak.

Pan w hałasie zareagował dopiero, gdy zobaczył moją machającą z bezpiecznej odległości rękę. Wtedy wyłączył piłę i zapytał o co chodzi.
-Pan już kosi teren prywatny. Tego nie trzeba kosić tylko krzaki, które są na terenie wspólnoty.- na mój komentarz zmieszał się.
-A to ja kolegę zawołam. - i podbiegł po starszego kolegę.
-Słucham Panią, o co chodzi?
-Nie muszą Panowie kosić tego co jest na tych płotach, bo to co jest za tym metalowym płotkiem, to prywatne ogródki. Nie wiem czy ktoś Wam w ogóle o tym powiedział, ale żeby nie mieli Panowie potem nieprzyjemności, bo ludzie tu latami zapuszczają rośliny.
-To nam nikt tego nie powiedział, tylko kazali wszystko co jest na blokach przyciąć. To przepraszam bardzo, przykro mi.
-Nic nie szkodzi, skąd Panowie mieli to wiedzieć. Powinna wam nasza zarządczyni pokazać co macie kosić, a co nie. Także nic się nie stało, tylko pewnie Panowie sobie więcej roboty narobili.
-No narobili. Jeszcze raz przepraszam i zapamiętamy na przyszłość.

Tak więc poza paroma odnogami mojego krzaka, nie zadziało się w moim przypadku nic takiego. Rozmowa była krótka i treściwa. Obyła się bez spięć. Jedynie wyżej wspomniana sąsiadka zaznała większych szkód, ale stwierdziła, że chyba jej roślina da radę się odbudować i awantury nie zrobi, o ile roślina przetrwa. Gdzie jest więc piekielność?

W naszej pani administrator (i firmie zarządzającej, ją zatrudniającą), która nie potrafi wyraźnie przekazać informacji podwykonawcy i to nie pierwszy przypadek, gdy podwykonawcę informują mieszkańcy, że robi coś źle, bo nikt mu nic wcześniej nie powiedział. Od prostego umiejscowienia dodatkowych koszy, czy naprawy automatycznego podlewania, a nawet kiedyś sprzątania (ale to była jeszcze inna administratorka). Niestety mamy tę firmę zarządzającą w księdze wieczystej i nie jest tak prosto ją odwołać. Piekielność też jest po stronie właściciela firmy podwykonawczej, który nie informuje dobrze swoich pracowników o zakresie prac i wychodzą potem takie kwiatki.

Tak że pilnujcie tego co się dzieje na waszych osiedlach i tego za co płacicie, dla waszego i sąsiedzkiego dobra, bo czasem niecelowo ktoś ogoli wasze krzaki ;)

wspólnota mieszkaniowa

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 105 (121)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…