Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#91140

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia mojego kuzyna umieszczona tu za jego zgodą. 4 lata temu wraz z narzeczoną wynajęli mieszkanie w jednym z większych miast w Polsce. Wielka płyta, 41 mkw, wystrój z lat dwutysięcznych, ale na pierwszy rzut oka mieszkanie wydawało się zadbane. Na starcie czynsz (wraz ze wszystkimi mediami, itp.) 2200 zł, na końcu 3300 zł. I co najważniejsze dla tej historii cały wynajem obsługiwany był przez firmę pośredniczącą. Umowa była tak skonstruowana, że zarówno właściciele mieszkania jak i wynajmujący podpisywali ją z firmą pośredniczącą co powodowało, że żadna ze stron nie miała do siebie bezpośredniego kontaktu.

Początek wynajmu był bezproblemowy. Raz w miesiącu przychodził facet od pośrednika spisywał liczniki i sporządzał protokół z ewentualnych usterek w mieszkaniu. I tutaj należy zaznaczyć, że jeśli chodzi o zgłaszanie jakiś nieprawidłowości to kuzyn miał dwie możliwe opcje: podczas wcześniej wspomnianych wizyt technika oraz telefon techniczny 24/7 w razie nagłych wypadków. No i sielanka trwała aż do pierwszej awarii, która pojawiła się w drugim miesiącu wynajmu.

A była nią zbierająca się woda w lodówce. Co prawda kuzyn trochę zlekceważył problem i zabrał się za ten temat dopiero po 2 miesiącach. Jednak domowe sposoby na odetkanie odpływu nic nie dawały, więc postanowił zgłosić to firmie pośredniczącej. Załatwienie fachowca zajęło im pół roku i okazało się, że pomimo tego, że w dniu odbioru mieszkania lodówka była czysta, to wcześniej musiała być nieźle zawalona. Sam majster, który to ogarniał stwierdził, że dawno takiego syfu w odpływie nie widział.

Dalej pojawił się problem z szafką pod zlewem. Była ona umieszczona osobno w rogu kuchni i nie była do niczego przytwierdzona. Jedyne co ją trzymało to silikon. Nie będzie chyba dla nikogo zaskoczeniem, że przy taki ustawieniu silikon co chwilę się rozklejał, a co za tym idzie woda podczas zmywania dostawała się za szafkę. Po trzeciej, własnoręcznej wymianie silikonu kuzyn się wkurzył i zgłosił podczas spisywania liczników, że szafkę należy przykręcić do ściany bo inaczej jest to syzyfowa praca. Technik z firmy pośredniczącej przybył po dwóch tygodniach i jedyne co zrobił to położył nowy silikon. Po protestach kuzyna powiedział, że dostał jedynie zgłoszenie na położenie nowego silikonu, ale zgodził się, że najpierw należy przykręcić szafkę. Jednak nie miał przy sobie odpowiednich narzędzi. Wpisał to oczywiście w notkę po naprawie, ale dało to tyle co nic. Kuzyn przez pół roku przy każdym spisywaniu liczników wspominał o tej szafce, ale żaden technik nigdy się nie pojawił. Raz również zadzwonił na ich infolinię to powiedziano mu, że ma dzwonić na telefon techniczny. Tam jednak mu powiedzieli, że nie jest to usterka alarmowa, więc ma to zgłaszać podczas wizytacji technika. Zgłaszał to miesiąc w miesiąc i raz na pół roku wymieniał ten silikon we własnym zakresie. Do końca wynajmu nie zostało to naprawione.

W międzyczasie przyszła zima i pojawił się kolejny problem. Na wszystkich oknach zaczęła się zbierać woda. Mieszkanie normalnie użytkowane, codziennie wietrzone, temperatura utrzymywana w okolicach 21 stopni. Kuzyn kupił osuszacz powietrza, mimo to wilgotność w mieszkaniu nie spadała poniżej 60% i woda cały czas zbierała się na oknach. Gdy zaczęły się większe wiatry okazało się, że okna bardzo mocno gwiżdżą co jest spowodowane ich nieszczelnością. Ma to oczywiście wpływ na wentylację mieszkania i osadzanie się wody na oknach. Zostało to oczywiście zgłoszone do pośrednika i jak zwykle nie było żadnego odzewu.

Dalej pojawiła się kolejna awaria. W niedzielę w okolicy 22 zatkała im się toaleta. Kuzyn próbował dodzwonić się na telefon techniczny 24/7 i automatyczna sekretarka powiadomiła go, że telefon techniczny 24/7 działa od poniedziałku do piątku w godzinach od 8 do 21 xD Przeczekali do rana i zadzwonili raz jeszcze. Wtedy zostali poinformowani, że ich hydraulik będzie mógł pojawić się dopiero za 4 dni. Zdecydowali się więc sami zadzwonić do fachowca. Ostatecznie okazało się, że nie jest to jakiś mały zator tylko rura biegnąca do pionu jest mocno zapchana podpaskami i chusteczkami higienicznymi. Nie muszę chyba wspominać, że ani mój kuzyn ani jego narzeczona nie spuszczali tego typu rzeczy w kibelku. Był to stary zator, który nie został do końca usunięty i znowu się przytkał. Podczas całego procesu hydraulik musiał użyć elektrycznej spirali i zdemontować toaletę. Niestety podczas jej demontażu okazało się, że śruby mocujące tak się zapiekły, że przy próbie ich odkręcenia muszla pękła. I tutaj spór trwał dość długo, gdyż mój kuzyn chciał aby właściciele ponieśli pełen koszt całej operacji, ale firma pośrednicząca poinformowała, że ci zgadzają się tylko i wyłącznie na pokrycie kosztów kupna i montażu nowego sedesu. W końcu kuzyn uległ, ale to nie koniec tej sprawy. I tu trzeba jeszcze wspomnieć, że za samowolkę w wezwaniu hydraulika kuzyn dostał dość mocny opierdziel od firmy pośredniczącej, gdyż jednym z punktów w umowie było stwierdzenie, że wynajmujący nie ma prawa samemu wykonywać żadnych napraw, remontów, itp. Wszystkimi tego typu rzeczami miała się zajmować firma pośrednicząca i jej podwykonawcy.

W kolejnych miesiącach wrócił temat wilgoci na oknach. Otóż w dużym pokoju przy oknie zaczął wychodzić grzyb. Oczywiście kuzyn znowu to zgłosił i nigdy nie doczekał się reakcji. To był już ten moment gdy przestał zgłaszać miesiąc w miesiąc te same usterki z nadzieją na jakąkolwiek reakcję. Nie miał również zamiaru tego ruszać, by nie narazić się na kolejny opierdziel za samowolkę.

No i na sam koniec pojawił się kolejny problem, po którym kuzyn stwierdził, że czas spierdzielać z tego mieszkania. W bloku pojawiła się informacja, że budynku pojawiły się pluskwy. W tym momencie kuzyn był już na etapie szukania nowego mieszkania, ale okazało się, że i u nich pojawiły się te cholerstwa. Stwierdził, więc, że nie chce przenosić tego robactwa na nowe mieszkanie. Niech najpierw zrobią dezynsekcję i wtedy złożą wypowiedzenie umowy najmu. Załatwienie specjalisty zajęło firmie pośredniczącej pół roku. W tamtym okresie kuzyn wydzwaniał do nich praktycznie dzień w dzień z pytaniem kiedy w końcu załatwią dla nich fachowca. Wymówka była ciągle ta sama... Terminy. A na pytanie czy sami mogą załatwić sobie dezynsektora odpowiadali przecząco. Gdy w końcu udało się załatwić sprawę fachowiec stwierdził, że rama łóżka jest do gruntownego czyszczenia a materac do wywalenia. Poza tym w dwóch szafach należących do kuzyna również były gniazda pluskiew, więc ten postanowił się ich pozbyć. Dodatkowo do kosza poszły też kołdry, poszewki i inne materiałowe rzeczy wykorzystywane w sypialni. Natomiast cała reszta poszła do prania w wysokiej temperaturze, żeby pozbyć się ewentualnych jaj tych robaków. Zaraz po tym kuzyn złożył wypowiedzenie umowy najmu i tutaj zaczynają się prawdziwe jaja.

Na odbiór mieszkania przyszedł jakiś facet, którego nigdy nie widzieli na oczy. Zobaczywszy łóżko i grzyb przy oknie stwierdził, że to podchodzi pod dewastacje mieszkania. Gdy kuzyn zaczął mu tłumaczyć kwestię pluskiew i wilgoci ten stwierdził, że nigdy nic o tym nie słyszał i ma to gdzieś. Potem zrobił zdjęcia każdego zakamarka mieszkania i stwierdził, że dostaną rozliczenie za jakieś trzy tygodnie.

No i rzeczywiście po trzech tygodniach przyszło im rozliczenie według którego (nie wliczając kaucji) muszą zapłacić ponad 8 tysięcy złotych za szkody których podobno dokonali w mieszkaniu podczas 4 lat wynajmu. W tym:

2300 zł za ściany, gdzie widziałem te ściany gdy pomagałem im podczas przeprowadzki i poza tym grzybem, który im zgłaszali były one w prawie idealnym stanie

1400 zł za łóżko, gdzie zniszczenie łóżka wynika tylko i wyłącznie z ich zwłoki w znalezieniu człowieka od dezynsekcji

700 zł za zalaną szafkę pod zlewem, gdzie temat został przez nich całkowicie olany

300 zł za wymianę muszli klozetowej, gdzie niby dogadali się, że kuzyn pokrywa koszt hydraulika a oni kupna i montażu sedesu

I co mnie najbardziej dziwi 3000 zł za parkiet. Gdzie ten parkiet był już w słabym stanie podczas odbioru mieszkania i mają to nawet wypisane w protokole odbioru mieszkania.

A nawet jeśli byłby nówka sztuka to nie jestem w stanie sobie wyobrazić co człowiek by musiał robić aby parkiet o wymiarach maksymalnie 28mkw doprowadzić do takiego stanu aby jego cyklinowanie kosztowało 3000 zł. Tym bardziej, że widziałem ten parkiet przed i po.

Reszta to jakieś pierdoły, z których większością mój kuzyn również się nie zgadza.

Na ten moment sprawa trafiła do sądu. Co ciekawe kuzynowi udało się odnaleźć kontakt do właścicieli tego mieszkania. Raz przyszedł do nich list na starą skrzynkę i po imionach i nazwiskach udało mu się odnaleźć ich na facebook'u. Sytuacja wygląda tak, że do właścicieli nie trafiło ani jedno zgłoszenie usterek, które kuzyn zgłaszał, ale bardzo podoba im się kwota za użytkowanie mieszkania jaką chce wyegzekwować firma pośrednicząca i mają zamiar w sądzie zeznawać w ich obronie. Kuzyn wszystkie usterki zgłaszał technikom podczas wizytacji lub telefonicznie, więc nie ma praktycznie żadnego potwierdzenia swoich słów. Jedyne co mu się może uda ugrać to zeznania kolesia od dezynsekcji, że łóżko rzeczywiście zostało zniszczone przez pluskwy.

Na ten moment kuzyn ma nauczkę życiową, że na wszystko trzeba mieć papier i nikomu nie wolno ufać. Ale czy to naprawdę powinno tak wyglądać, że nawet legalnie działającej firmie non stop trzeba patrzeć na ręce?

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 160 (174)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…