Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Candour

Zamieszcza historie od: 28 grudnia 2012 - 20:08
Ostatnio: 22 marca 2016 - 19:37
  • Historii na głównej: 1 z 3
  • Punktów za historie: 652
  • Komentarzy: 28
  • Punktów za komentarze: 111
 

#71420

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia mojego porodu.

Godzina 23:30. Przyjeżdżam na porodówkę, skurcze co 5 minut. Po półtorej godzinie skurcze powtarzają się co 2 minuty. Czyli już niedługo będę trzymała córkę w ramionach. Położna podaje mi zastrzyk, na moje pytania "co to jest?" nie odpowiada. Akcja porodowa zatrzymuje się, skurcze co 20 minut o sile trzech pojedynczych.

O 8 rano następuje zmiana personelu. Przybywają dwie wspaniałe położne i ordynator, patrzą w kartę i łapią się za głowę z pytaniem "jakim cudem pani jeszcze nie urodziła?!". Położna z nocy prosi koleżanki, aby te podbiły kartę JEJ pieczątką. I tutaj była awantura, położne nie zgodziły się, mi podały kroplówkę.

O 10:30 urodziłam. Zielone wody, dziecko sine, problemy z oddychaniem,podwyższone CRP i niski cukier. Zabrane od razu do inkubatora. A teraz przyczyna: poród trwał za długo, nie przebiegał właściwie. Dlaczego? Ponieważ położna w nocy zrobiła mi zastrzyk na wstrzymanie porodu, o czym dowiedziałam się od położnej, która przyjęła poród. Nie byłam jedyną kobietą, z którą tak postąpiono.
I wyjaśniając: może kobieta była zmęczona? Miała ciężki dzień? Siedziała cały poród z nogami na biurku i czytała książkę! A mały smaczek na koniec? Oprócz położnej była oczywiście lekarka. W widocznej ciąży. Po prostu nie chciało jej się.

Skomentuj (54) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 309 (343)
zarchiwizowany

#46109

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia Sylwia2386 przypomniała mi moją, tylko że moja na razie nie skończyła się szczęśliwie.
Jakieś cztery lata temu, mając wtedy niecałe 14 lat zaczęłam uskarżać się na ból lewej nerki, z czasem już obu. Zrobiłam morfologię krwi i badanie moczu. W moczu wyszła wysoka leukocytoza, obecność fosforanów, wałeczków, krwinek czerwonek. Z morfologii czegoś tam brakowało (podobno miałam jakąś lekką anemię), z mocznikiem i kreatyniną też było źle, już nie pamiętam czy było tego za dużo czy za mało. Najpierw dostawałam antybiotyki, coraz to inne bez odstępu czasu. Faszerowali mnie Bóg wie czym. Ale.. nic nie pomogło, ból taki, że nie mogłam ani siedzieć, ani leżeć ani stać. Płakałam i gryzłam podłogę (dosłownie). No to wizyta u urologa ( po roku czasu).
Pojechałam do "cudownego" lekarza. Ludzi do niego w liczbie dwunastu osób. Czekamy, nagle lekarz wychodzi i.. nie wraca. Przyjmuje nas jakiś inny. Podałam mu wyniki moich badań, które miałam wklejone w zeszycik. Na górze były najstarsze, na spodzie kolejno coraz to nowsze. Patrzy na te stare, mówię, że te najnowsze są na samym spodzie.Szanowny pan doktor popatrz na mnie, rzucił(!) we mnie tym zeszytem i dodał jedynie "na RTG". Poszłam, a gdy wracałam z wynikami siedział już inny lekarz, starszy dziadek ok. 80 lat, poruszający się przy pomocy balkonika. Myślałam, że to pacjent, ale pacjenci nie mają na sobie kitla lekarskiego i identyfikatora z pięknym napisem Urolog... Obejrzał zdjęcie, jego odpowiedź zbiła mnie i moją mamę z nóg - Kamieni nie ma, to nie nerki tylko kręgosłup Cię boli, bo rośniesz. Moja mama już zdenerwowana odpowiada mu, że nie rosnę od 12 roku życia, a "kręgosłup" boli mnie też z przodu, a inne wyniki badań wskazują na coś innego. "To ja tu jestem lekarzem, proszę wyjść".
Byłyśmy u jeszcze kilku lekarzy, żaden nie potrafił powiedzieć, co mi może dolegać.
Jakieś ok. pół roku miałam spokój z nerami, ale na początku lipca 2012 zaczęło się dziać coś niepokojącego - trudności z trzymaniem siusiu. Uczucie, strasznie upokarzające. Było tak do grudnia. Co się stało? Oczywiście nie wiadomo. Moja babcia dostała zaproszenie na badanie TRD, przy okazji zbadali mnie, chociaż byłam niechętna, sceptycznie do tego nastawiona. Lekarka po badaniu powiedziała mi, iż choruję na nerki od 11 lat, nie od 4. Źle pracują mi komórki i obumierają. Na początku stycznia zaczęłam mieć znowu problemy z siusiu, tym razem całkowicie odmienne - przestałam oddawać mocz.
Dostałam skierowanie do kliniki nefrologii, podejrzewają kłębuszkowe zapalenie nerek i.. bu, niewydolność.
Jeśli całkiem mi wysiądą to pozostają dializy i przeszczep. I dlaczego? Dlatego, że żaden do ciężkiej cholery lekarz nie miał ochoty się zająć swoją pacjentką.

służba_zdrowia

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 110 (160)
zarchiwizowany

#45634

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będzie coś o piekielnych nauczycielkach.
Na wstępie muszę napisać, że jestem osobą bardzo chorowitą, przez co opuszczam wiele godzin lekcyjnych. Na szczęście zawsze gdy wracam po kolejnej chorobie do szkoły nadrabiam materiał i do tej pory przechodzę z klasy do klasy. Mimo, że jak twierdzą nauczycielki, jestem osobą bardzo pojętną, to jakoś nie mam z nimi łatwo.
Około dwa tygodnie przed minionymi świętami miałam na WFie wypadek, upadłam i złamałam rękę ( co było ewidentnie widać), a jakby tego mało było obtłukłam swoją chorą po wypadku nogę. Mój WFista chciał wzywać karetkę, kazał zawołać pielęgniarkę, wychowawczynię i dyrektora. Nauczyciel, dyrektor i pielęgniarka chórem stwierdzili, ze trzeba przynajmniej zadzwonić do mojej matki, aby zabrała mnie do chirurga. Wychowawczyni stwierdziła inaczej. Zaczęła drzeć się, ze mogę siedzieć w szkole, nic mi przecież nie jest ( nie licząc złamanej reki i tego, ze nie mogłam stanąć na lewą nogę). Otóż wg. jej, ja wcale nie mam złamanej ręki, ja symuluję, jestem hipochondryczką. Dyrektor z nauczycielem zmienili barwy na twarzy na soczystą czerwień i kazali jej się zamknąć.
Na następny dzień znów miałam wf, jako że nie ćwiczylam to siedziałam na ławce i gawędziłam z nauczycielem. Opowiedział mi, jak to rada pedagogiczna była dzień wcześniej zbulwersowana. Nauczycielki zgodnym chórem stwierdziły, iż sama SPECJALNIE złamałam sobie rękę. Dla mnie jest to nie pojęte..

Szkoła

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 140 (236)

1