Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

CzerwonaEtykieta

Zamieszcza historie od: 29 sierpnia 2012 - 4:27
Ostatnio: 16 października 2013 - 4:12
  • Historii na głównej: 1 z 2
  • Punktów za historie: 798
  • Komentarzy: 32
  • Punktów za komentarze: 73
 

#54614

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Poniższą historia zawiera dwie piekielności. Ale najpierw krótkie wprowadzenie.

Akcja dramatu rozgrywa się w oddalonych częściach miasta - w dwóch budynkach uniwersytetu. Budynek przy ulicy Podgórnej był przez dłuższy czas w remoncie, dlatego tymczasowo studiowaliśmy na ulicy Ogrodowej. Sprawa o tyle poważna, iż dotyczy poprawy egzaminu. Tyle tytułem wstępu. Treść właściwa - korespondencja e-mail z profesorem Józefem:

Ja: "Dzień dobry. Chciałbym się zapytać, na kiedy ustalony jest termin oraz godzina poprawy z przedmiotu Elementy sztucznej inteligencji."

Prof: "Na 13.09 (piątek) godz.11.00, w moim gabinecie
przy PODGÓRNEJ."

Ja: "Witam. Byłem dzisiaj o 11:00 na uniwersytecie, ale nie zastałem pana profesora. Wobec tego chciałbym poprosić o wyznaczenie nowego terminu poprawy."

Prof: "Przepraszam ale było 6 osób i egzamin się odbył zgodnie z ustalonym terminem. Nie widzę powodu aby Panu wyznaczać specjalny termin."

Ja: "Na ulicy PODGÓRNEJ? Portier poinformował mnie, że pan profesor nie odebrał jeszcze klucza do gabinetu gdy przyszedłem o 11:00. Dla pewności sprawdziłem i gabinet rzeczywiście był zamknięty. Następnie przesiedziałem półtora godziny w holu wejściowym, po czym stwierdziłem że coś ważnego musiało wypaść panu profesorowi, a poprawa odbędzie się w innym terminie."

Bezczelnie (bo nie wierzę że wykładając na wydziale informatycznym, można nie umieć sprawdzić wiadomości wysłanych wcześniej) prof: "Wszyscy przyszli czyli 6 osób na Ogrodową, tylko Pan wybrał sobie Podgorną nie pytając gdzie odbędzie się egzamin."

Ja: "Załączam screena maila od pana profesora, w którym napisane jest iż poprawa odbędzie się w budynku na Podgórnej. Dlatego czekałem na Podgórnej."

I kontakt się urywa. Napisałem więc ponownie:

Ja: "W związku ze screenem, którego załączyłem w poprzednim mailu - informacji, że poprawa odbędzie się na ul. Podgórnej, ponawiam pytanie o termin poprawy."

Jeszcze bezczelniej prof: "Proszę Pana, proszę wyjaśniać tę sprawę z dziekanem Wydziału. Ja wyczerpałem swoje możliwości."

Czyli olewka po całości, a pierwsza i jedyna poprawa przepadła. Odpowiedzialność przerzucona na dziekanat. I najprawdopodobniej koniec mojego studiowania...

Zielona Góra Uniwersytet Podgórna Ogrodowa Korbitch

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 676 (756)
zarchiwizowany

#38743

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia długa, ale podwójnie piekielna, zakończona prośbą o poradę w komentarzach. Parę lat temu byłem na praktyce w serwisie/sklepie ze sprzętem komputerowym. Podczas tej praktyki kupiłem w owej firmie dysk twardy. Pech chciał że po roku przestał działać, ale produkt był przecież na gwarancji. Udało mi się uzyskać zupełnie nowy, większy, uszkodzony jeszcze bardziej (najprawdopodobniej w transporcie do mojego miasta). I tu wyszła na jaw piekielność [w]-właściciela serwisu. Nowy dysk wziął na serwis, niby w celu naprawy. I nagle kontakt z [w] się urywa, ponieważ sklep w moim mieście został zlikwidowany a serwis przeniesiony poza miasto na teren jego posesji. [w] notorycznie nie odbiera telefonu, nie odpisuje na smsy ani maile. Muszę tutaj dodać że dysk o pojemności 500GB w tamtych czasach kosztował parę stówek.

Po kilku miesiącach moja cierpliwość się skończyła. Postanowiłem zebrać znajomych i wtargnąć na teren serwisu w godzinach jego otwarcia (tylko rzekomych jak się okazało na miejscu, ale stronka firmy w necie z nieznanych przyczyn twierdziła iż od 10 do 17). Po przekroczeniu muru a raczej przeskoczeniu dom okazał się równie zamknięty jak serwis. Nic nie załatwiliśmy, wracaliśmy już do naszego rodzimego miasta, gdy zgarnęła nas wezwana bezprawnie policyjna kabaryna. Zostaliśmy zawiezieni na teren posesji. Okazało się że w domu znajdywała się matka [w] odpowiedzialna za bezprawne zgłoszenie. Swoją drogą [w] który wcześniej przepadł jak kamień w wodę, bardzo szybko się odnalazł - przyjechał drogim samochodem, 3 literowej marki (istotne w dalszej części). Z policją która do sprawy podeszła bardzo profesjonalnie szybko ustaliliśmy co właściwie zaszło - że [w] przetrzymuje mój dysk, oraz że weszliśmy na teren serwisu w którym miał być on naprawiony. [w] wielce zbulwersowany zaczął mi wygrażać sądem, co zostało skomentowane przez posterunkowego - "Nie ma sensu, przegra pan", po czym zostaliśmy odwiezieni kabaryną do miejsca w którym nas zatrzymano.

I tutaj mogłaby się opowieść zakończyć, gdyby nie druga piekielność: naszego ukochanego prawa a dokładniej jego (nie)egzekwowania. Otóż zrobiłem dokładnie to czym groził mi [w] - podałem go do sądu. W sprawie o przywłaszczenie. Samą sprawę wygrałem, wszytko prawie pięknie. No właśnie prawie. Mimo prawomocnego wyroku, drogiego samochodu którym rozbija się [w], dużej posesji z potężnym domem jest on niewypłacalny, a przynajmniej tak dowiedziałem się od komornika. Za którego musiałem jeszcze dopłacić (pobrał opłatę na działania operacyjne które miały być również ściągnięte z [w] i oddane mi wraz z długiem). Doliczając zasądzone odsetki (nadal rosną :D) oraz tą opłatę, dług powiększył się i nie można już o nim powiedzieć że jest to parę stów. Czy jest coś co jeszcze mogę zrobić w tej sprawie?

sklepy prawo gwarancja dysk

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 66 (98)

1