Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Dronka

Zamieszcza historie od: 1 października 2015 - 11:25
Ostatnio: 17 marca 2017 - 19:04
  • Historii na głównej: 2 z 2
  • Punktów za historie: 1689
  • Komentarzy: 9
  • Punktów za komentarze: 85
 

#72933

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Studenci, co jest z Wami?
Wczoraj we Wrocławiu rozpoczęły się juwenalia. Mam nieprzyjemność mieszkać obok miejsca w którym się bawicie i to co widzę każdego roku mnie przeraża. Przeraża mnie Wasza głupota.

Wszystkie kosze wywrócone, ściany bloków pomalowane farbami, auta obrzucone puszkami po piwach, a w wycieraczki wetknięte paprotki! Ktoś obrzygał sąsiadce przednią szybę i wyrył na masce napis "juwenalia". Bawiliście się świetnie jak widać, o pierwszej w nocy chodziliście grupami i darliście gęby pod oknami. Szkoda tylko, że mózgi zostawiliście w domu i dewastując auta nie spojrzeliście w górę. Wisi tam pięknie monitoring i osiedlowy i taki zwykły, domowy. Wszystko zostało nagrane i tym razem wraz z sąsiadami nie odpuścimy. W tamtym roku było ciut lepiej, zostawiliście po sobie syf, pomalowaliście ściany bloków, ale ku*wa! Nikt nie niszczył samochodów!

Przyjechały wielkie paniska ze wsi, mieszkają w akademikach i tylko jak poczują trochę wolności to im głupota zakrywa zdrowy umysł.

Nie będę generalizować, są studenci normalni i z podmiejskich miejscowości jak i z samego Wrocławia, ale do cholery, czy podczas większej imprezy masowej muszą niszczyć wszystko co spotykają na drodze? I to ma być przyszłość narodu? Ja się wcale nie dziwię, że później robią na kasie w markecie albo wykładają towar w żabce, skoro jedyną frajdę jaką mają po uchlaniu się to rozwalanie robienie syfu i dewastacja aut. Nie potrafią myśleć to i pracy nie dostają normalnej.
I teraz biedne "paniska studenty" z akademików, czekam na minusy. Przecież to takie niesprawiedliwe zbesztać Was po dobrej zabawie! Nie po to urwaliście się spod maminej spódnicy żeby ktoś Wam kazania robił.
Prawda?

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 722 (810)

#68838

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnio dużo było historii na temat prześladowań w szkole. Dla mnie jest to temat znany aż za dobrze.

Mieszkałam wtedy w małym i pięknym miasteczku, niestety pięknym tylko z wyglądu, bo ludzie w nim byli obrzydliwi w środku.. Wywodzę się z rodziny skrajnie patologicznej, brak ciepłej wody, brak prądu, grzyby na podłodze w wielkości piłki do nogi, podłoga dziurawa, w "domu" był alkohol, przemoc i seks na porządku dziennym. To nie były dobre warunki dla dziecka, które szło do szkoły ale mama jako tako dbała o mnie, dopóki sama nie wpadła w chorobę alkoholową.

Moja rodzina nigdy nie była poważana, bądź lubiana, ot byliśmy kolejną patologiczną rodziną w mieście i należało nas unikać. Okej, więc tyle tytułem wstępu, czas przejść do meritum.

Zaczynając szkołę byłam pełna pozytywnych myśli, nigdy nie byłam zamkniętym w sobie dzieckiem, raczej spokojnym, unikałam kłótni, wolałam pracować sama niż w grupie, sama nauczyłam się czytać w wieku 5 lat i to zajmowało większą część mojego czasu.

Klasa przyjęła mnie jako tako, byłam ale nikt mnie nie widział, nie słyszał, czyli taka szara myszka z nosem w książkach. Na początku dręczenie zaczynało się bardzo niewinnie, ktoś odrzucił od wspólnej zabawy, po szkole nie miałam z kim wracać, na przerwach z nikim nie rozmawiałam. Nadeszła zima i zaczęły się "napady" na mnie po szkole, po prostu grupka chłopaków z klasy szła za mną i na "raz, dwa, trzy" wszyscy się na mnie rzucali, zdejmowali mi kurtkę, nacierali drobne ciało śniegiem, kopali, szarpali za włosy i wywracali. Tak było codziennie przez 3 miesiące. Wracałam do domu cała zapłakana, ale matka wtedy zaczynała pić i potrafiła skwitować wszystko jednym zdaniem "jak się dajesz to masz za swoje".

Zostałam z tym problemem sama i któregoś dnia po szkole tak bardzo bałam się wrócić do domu, że usiadłam na śniegu i płakałam bardzo głośno, płakałam z żalu, bezsilności, strachu... Na mijających mnie wiele osób zatrzymała się tylko jedna kobieta, odprowadziła mnie do domu, wysłuchała wszystkiego i... Na drugi dzień poszła do szkoły załatwić sprawę. Nigdy więcej jej nie spotkałam, ale dzięki obcej osobie udało mi się wyrwać z rąk oprawców. Ale nie na długo. To była klasa I, nadchodzi klasa IV.

Lekcje techniki, znudzona nauczycielka patrzyła przez okno, klasa szalała, ktoś biegał dookoła ławek, ktoś rzucał papierkami a ja wtedy miałam swoją jedyną przyjaciółkę, która była dla mnie całym światem, bo jako jedyna z klasy ze mną rozmawiała. Może dlatego, że sama była odrzucona? Pewnie tak, ale dbałyśmy o siebie nawzajem. Pamiętacie chłopaków z I klasy? Siedzieli przed nami w ławce i zaczynali ją obrażać. Teraz żałuję tego NAJBARDZIEJ na świecie ale obroniłam ją i znowu się zaczęło, ale ze zdwojoną siłą... Już nikt nie atakował mnie po szkole, byłam obiektem drwin cały czas, na każdej przerwie, na wszystkich lekcjach oraz w drodze powrotnej do domu.

Nie chcę pisać o szczegółach, bo są dla mnie niezwykle bolesne i byłoby tego za dużo, ale w przybliżeniu lubili: kraść mi podręczniki, a potem rzucać nimi po klasie, szarpać za ubrania, kopać po nogach, wciskać palce w brzuch, podejść i bez okazji uderzyć z całej siły w głowę na oczach wielkiej damy od techniki i rechotać jak to fajnie jest mi dowalić. Rzecz jasna, cała klasa to wiedziała, każdy nauczyciel to wiedział.. Nie chciałam się skarżyć, w domu i tak nikt mnie nie słuchał więc wychodziłam z założenia, że w szkole będzie to samo, no i nie myliłam się. Każdy odwracał wzrok. To klasa IV, nadchodzi najgorsza klasa - V.

Byłam wyczerpana psychicznie po klasie IV, w wakacje nie wychodziłam z domu, bo dręczyciele lubili stać koło mojego domu i czekać aż z niego wyjdę, żeby mnie zwyzywać bądź poszarpać. Matka całkowicie popadła w alkoholizm po odejściu ojca - poszedł siedzieć za znęcanie się nam nami. Byłam sama i dobrze o tym wiedziałam. Zaczął się nowy rok szkolny i.. Nowe techniki, gorsze techniki dręczenia mnie.

Najgorzej było u wielkiej damy na lekcjach techniki, ona potrafiła wyjść z klasy po 15 minutach lekcji i już nie wracać, dając tym samym (dobrze o tym wiedziała) wolną rękę do dręczenia mnie. Chociaż i ona sama lubiła mnie poniżyć, pamiętam jak się śmiała że, tu cyt. "jak taka coś jak ty może mieć czwórkę z polskiego, hehe".

Któregoś dnia na jej lekcji byłam wyjątkowo mocno dręczona, ktoś złapał za moją głowę i rzucił nią o ławkę, a z nosa polała się krew. Wiedzieli, że przesadzili, dlatego żeby ukryć(?), w sumie sama nie wiem dlaczego, wysypali mi zawartość KOSZA na głowę i następnie wsadzili mi go na głowę. Moja przyjaciółka miała tego dość i zdjęła go. Wszyscy ucichli, patrzyli na mnie, a ja pustymi oczami spojrzałam przez okno i dostrzegłam jak mój wychowawca stoi i patrzy na całą sytuację. Do końca lekcji miałam spokój, poszłam do ubikacji wytrzeć krew i od razu pobiegłam do wychowawcy po pomoc. Biegłam z płaczem przez korytarz pełen dzieci, brudna, poniżona z resztkami po syfie w koszu na włosach i błagałam go o pomoc. A co powiedział? "Nie widziałem, nie było mnie tam, przestań kłamać, bo sama ich dręczysz!"

Dokładnie drodzy czytelnicy, w szkole byłam uważaną za osobę, która dręczyła te biedne dzieci! Tak, ja sama dręczyłam 25 osób w klasie. Na koniec dodał, że dopóki nie zmienię swojego zachowania w stosunku do nich, to nikt mi nie pomoże.

Uciekłam z reszty lekcji i tak oto w wieku lat 11 zostałam wrakiem człowieka. Tego samego dnia dostałam wielkie lanie od matki za jedynki z matmy. Nikt nie pomyślał, że gorzej się uczę ze stresu, po prostu łatwiej było mi dać 11 razy (dała tyle ile miałam lat) smyczą z łańcucha po całym ciele. Następnie zadzwoniła do mojej starszej siostry (wyprowadziła się z domu w wieku 17 lat) i powiedziała z satysfakcją w głosie, że została wezwana do szkoły, bo uciekłam z lekcji i przy okazji dowiedziała się, że dręczę całą klasę (wszyscy opowiadali jej jaka to ja jestem zła, czyli moja klasa + nauczyciele) i musiała mnie ukarać.

Na szczęście siostra myślała trzeźwo i powiedziała, że na drugi dzień przyjedzie żeby ze mną porozmawiać. Nie poszłam do tego dnia do szkoły, bo po prostu się bałam, a matka i tak nawet nie zauważyła, że jestem w domu, bo dla niej byłam niewidzialnym dzieckiem. Siostra przyjechała, powiedziałam jej całą prawdę i tego samego dnia wraz ze swoim chłopakiem poszła pod szkołę i wpier*oliła tym gnojom za niszczenie mojego życia, a następnie poszła na policje złożyć zawiadomienie o dręczeniu i wytoczyła sprawę do sądu.

Mało z tego okresu pamiętam, bo byłam już tak zniszczona przez to wszystko, że nie jadłam, nie mogłam spać, nawet płakać nie mogłam, bo nie miałam już czym... Pamiętam tylko, że po tej całej akcji jak wróciłam do szkoły, to dzieciaki w ramach odwetu tak mnie pobiły, że straciłam przytomność i obudziłam się u dyrektora. Dyrektorka żeby mnie obudzić KLEPNĘŁA mnie w policzek i powiedziała, że jeżeli jeszcze raz ktoś z mojej rodziny zrobi krzywdę tym dzieciom to będzie ze mną krucho. Tak, kochani. Tak właśnie załatwia się sprawy w tej przeklętej szkole!

Od tego dnia zaczęłam się moczyć w nocy i codziennie dostawałam przez to od matki, a siostra przestała dzwonić i zajęła się swoim życiem. Nie chcę już pisać co było dalej, bo to zbyt trudne, ale w mojej małej głowie uknuł się plan aby skończyć z tym wszystkim i postanowiłam się zabić. Pewnego wieczoru napisałam list pożegnalny i próbowałam się powiesić... Lina pękła, a ja płakałam z bezsilności, wzięłam żyletkę i próbowałam podciąć sobie żyły, niestety nie potrafiłam i dostałam tylko wysokiej gorączki, a do dzisiaj nadgarstki przypominają mi tamten incydent. Tej nocy przez gorączkę majaczyłam w nocy, a pijaną matkę obudził mój płacz, a raczej skowyt. Ledwo to pamiętam ale wiem, że usiadła na łóżku, a ja mówiłam, że bardzo mi jej brakuje i mam dość tej szkoły i życia. Na drugi dzień dostałam lanie za próbę samobójczą i powiedziała, że wszystko ma wrócić do normy.

Nie będę już pisać o VI klasie i o gimnazjum. Nie będę już pisać o kolejnych próbach samobójczych i okaleczonym ciele.

Teraz mam 21 lat, leczę się u psychologa, mam depresję, nerwicę i fobię społeczną. Uciekłam z domu w wieku 16 lat i zaczęłam żyć takim życiem jakie zawsze chciałam mieć, a z matką po dziś dzień nie utrzymuję kontaktu. Wiem tylko od siostry (jako jedyna ze mną rozmawia), że nadal chleje i mieszka w jakimś baraku. Mimo wszystkich trudności kończę liceum zaoczne i mieszkam z chłopakiem. A i zapomniałam napisać o sprawie w sądzie. Przegrałam ją.

Chcę Wam coś teraz powiedzieć. Wiem, że moja historia wydaje się tak nieprawdopodobna jak życie na Marsie, ale jednak wszystko to co przeżyłam jest prawdą. A nawet założyłam specjalnie nowe konto, bo udzielam się na tej stronie od dawna i nie chciałabym aby mnie rozpoznano. Chcę Wam pokazać, że to jest dopiero piekielne... Wszystkie najpiękniejsze lata zostały mi brutalnie odebrane, bo po prostu byłam biednym dzieckiem z patologicznej rodziny. Ta nieczułość społeczeństwa, w którym się obracałam jest nie do pomyślenia przez osoby trzecie, ale tylko tak naprawdę ja wiem, jak wiele człowiek może wytrzymać i umieć się podnieść.

Jeżeli jesteście rodzicami i zauważycie, że Wasze dziecko wracając ze szkoły jest dziwnie zamyślone, przybite, to nie bójcie się pytać! Okażcie wsparcie, bo kto to zrobi jak nie własna rodzina. Pozdrawiam.

szkoła

Skomentuj (103) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 822 (1024)

1